TYGODNIK BOKSERSKI: WIZYTÓWKI (cz. 1)
Moje skarby, które nigdy mnie nie zdradzą. Moje bokserskie historie. Moje piękne wizytówki…
WALCZĄCY ŚWIR
Polansky siedział w lobby hotelu ''Olympia'', mieszczącego się na tyłach ''Spodka''. Czytał książkę o historii Mossadu. Ubrany był w polarową koszulę drwala i kurtkę z czarnej skóry. Przedstawiłem się i przywitałem. Wszystko miałem przygotowane. Wsunąłem banknot do ręki stróża i mogliśmy zwiedzić ''Spodek'' od wewnątrz. Opowiedziałem Polansky’emu, jak ponad 40 lat temu w wielkiej gali na otwarcie obiektu wystąpił zespół "Śląsk". Jak częstowany epitetami legionista Szczepański zerwał w 1971 szarfę mistrza Polski i cisnął nią w śląską publiczność. Jak cztery lata później Lemieszew deklasował w ''Spodku'' kolejnych rywali w drodze do złota mistrzostw Europy (wszyscy wiedzieli, że skończy prawym, ale nikt nie potrafił się obronić przed tą magiczną, niepowtarzalną, genialną w swojej szlachetnej prostocie akcją. Zbicie w dół lewym przedramieniem/lewą rękawicą i krótki, niesygnalizowany kros ''na punkt''. Jedinyj, moguczij Sowietskij Sojuz!). Koniecznie chciałem zrobić wrażenie na człowieku, który sparował z Sugarem Rayem Robinsonem.
Taksówka zawiozła nas na Nikisz, pod restaurację SITG (Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Górnictwa), prowadzoną od czasów Okrągłego Stołu przez rodzinę państwa Zoków. Restauracja trzyma fason, w głównej sali wciąż można podziwiać typowe górnicze mieszkanie. Za Ziętka była to sala stołówkowa hotelu robotniczego. Jedzenie mają w SITG-u pierwszorzędne. Zamówiliśmy plater hajera dla dwóch osób: golonko, żeberka, rolady, gołąbki, pierogi, krupniok, żymlok, bratkartofle. Do tego chrzan, musztarda, Tyskie i butelka Żołądkowej Gorzkiej. Kiedy kończyliśmy ucztować, ''walczący świr'' dopiero się rozpędzał. Rozmawialiśmy o Trollmannie, cygańskim bokserze piastującym tytuł mistrza Niemiec w wadze półciężkiej na początku lat trzydziestych. Boksował z defensywy, tańczył i kontrował, doprowadzając nazistów do wściekłości. Tytuł stracił w smutno-groteskowych okolicznościach. Zmuszono go do porzucenia ''brudnego stylu walki''; zakazano ekspresyjnego tańczenia i postawiono w ringu przed rodowitym Niemcem, Gustavem Ederem. Trollmann ufarbował na tę okazję włosy na blond i pobielił ciało mąką, stając się karykaturą Aryjczyka. Zanim w piątej rundzie padł na deski, przyjął niezliczoną ilość ciosów. Ostatnią walkę stoczył w obozie koncentracyjnym Neuengamme niedaleko Hamburga. Na oczach więźniów i strażników znokautował kapo Emila Corneliusa, który w rewanżu zabił Trollmanna łopatą podczas prac obozowych. Zapadła chwila ciszy. ''Golonka jest wpisana w moje DNA'' - poeta rozładował wzruszenie i nałożył sobie ostatnią porcję. Dokładnie przyjrzałem się jego pomarszczonej głowie. Duże, bladoniebieskie oczy i siwe włosy ułożone à la czeski piłkarz. Łagodny uśmiech Buddy. Mieliśmy już dobrze w czubie.
Oddział Muzeum Śląskiego w samym centrum Nikisza szczyci się stałą wystawą ''Mistrzów Grupy Janowskiej''. Jest to ekspozycja zupełnie wyjątkowa. Grupa Janowska powstała zaraz po drugiej wojnie światowej, zrzeszała malarzy amatorów - pracowników kopalni ''Wieczorek''. Za najwybitniejszego przedstawiciela Grupy uznano Teofila Ociepkę, okultystę i członka Loży Różokrzyżowców, nazywanego ''polskim Celnikiem Rousseau''. Jego ''Elektrociepłownia'' zwróciła szczególną uwagę Polansky’ego. Olbrzymi, utrzymany w czarnozielonej tonacji obraz olejny przedstawia zakład przemysłowy jako smoka, który szeroko rozwartą paszczą zdaje się pożerać robotników. Naiwna wizja przypomina kopalnię Le Voleur z ''Germinala'', przyczajoną w swej jamie jak zły zwierz, dyszącą ciężko, utrudzoną trawieniem oddanych jej na pastwę ciał ludzkich.
Latem idzie się przez Katowice niczym przez pole walki. Na śródmiejskich ulicach place budowy, musisz biec między nimi pod ostrzałem ostrych dźwięków, by nagle znaleźć się w żelbetowym gąszczu Superjednostki, śląskiego odpowiednika marsylskiej Unité. Trafiasz stamtąd prosto do strefy działań targowych, gdzie świeżą amfetaminę pcha się wśród warzyw, skarpetek i biustonoszy, a żądny krwi tłum nie przestaje napierać, odurzony zapachem pieczonej wołowiny i spalinami. Cały ten syf ubarwiał naszą drogę. Polansky emanował cichą energią: wysoki, barczysty, poruszał się sprężyście, jak stary kot. Mówił oszczędnie, zawsze mocno i treściwie. Potrafił słuchać. Uważnie chłonął każdą nową informację, zwłaszcza Polska bardzo go interesowała. Nasi Cyganie, bokserzy, dziwki. Kwiat społeczeństwa.
Gdy wreszcie piliśmy w mojej norze, na słonecznej patelni topił się asfalt. Autor ''Bezdomnego Psa'' przeglądał wspaniałych ''Cyganów w Polsce'' Jerzego Ficowskiego. Zatrzymał się na czarno-białym fotogramie, którego twórcą jest Jerzy Dorożyński, zapomniany maestro aparatu. Zdjęcie uwieczniło cygańskie kobiety i dzieci przy wieczornym ognisku. Ze zdartej płyty dobiegło ''Helokanie'', arcydzieło kompozytora ''Śląska'' Stanisława Hadyny, wykorzystane m.in. w utworze ''Warsaw''. ''Próbowałem wyrazić uczucia, jakie towarzyszą ludziom, gdy pragną wolności, czują jej zapach, leżąc w trawie, ale nie mogą po nią sięgnąć'' - powiedział David Bowie. Zasypiając poczułem, jak Polansky kładzie mi coś na poduszce. Otworzyłem oczy i zobaczyłem wizytówkę, dwa adresy na biało-czerwonym tle. Jeden serbski, drugi hiszpański.
Tak minął mój pierwszy dzień z ''walczącym świrem''. Potem były szwedzkie stoły, antykwariaty, odczyty wierszy w kinie ''Rialto'', rosyjska krew na ringu Kleofasa. Mnogość golonek skąpanych w piwie i hotelowe sjesty. O tym też kiedyś napiszę.
Recenzja zbioru wierszy Polansky'ego - TB: ZAPISKI WALCZĄCEGO ŚWIRA >>>
Nowy wiersz Polansky'ego - TB: DZIEŃ ŚW. PATRYKA W DAKOTACH >>>
Wywiad z Polanskym - TB: WYWIAD Z PAULEM POLANSKYM >>>
Czytaj i oglądaj więcej na www.boxrep.eu >>>