Jarrell Miller (26-1-2, 22 KO) wystosował zaproszenie do tańca, a Deontay Wilder (43-4-1, 42 KO) to zaproszenie chętnie przyjmie. Najpierw jednak obaj muszą wygrać najbliższe walki.
"Big Baby" 7 czerwca w Ipswich spotka się z miejscowym bohaterem - Fabio Wardleyem (18-0-1, 17 KO). Z kolei "Brązowy Bombardier" 27 czerwca w Wichita skrzyżuje rękawice z Tyrrellem Anthonym Herndonem (24-5, 15 KO).
- Wilder to świnia, która zawsze szuka wymówek na swoją porażkę. On już nie ma szczęki i nie potrafi przyjąć ciosu. Jest skończony, ale pewna część mnie nadal chce go dopaść i uderzyć w twarz - mówił kilka dni temu Miller.
- Kogo on rozwalił? Chyba tylko hamburgery, bo to akurat jedyna rzecz, która mu dobrze wychodzi. On tylko potrafi gadać, jeśli jednak wygrałby z Wardleyem, bardzo chętnie się z nim zmierzę. Mam tylko nadzieję, że opłacił już miejsce na swój grób. Poważnie, gdybym go teraz zobaczył, z miejsca zdzieliłbym go w łeb. Wracam i lepiej żeby inni okazywali mi szacunek - odpowiada Wilder.