BEN WHITTAKER ZMAZAŁ JEDYNĄ PLAMĘ W KARIERZE
Pół roku niedopowiedzeń, głosów krytyki, ale Ben Whittaker (9-0-1, 6 KO) wziął się w garść i już z Andym Lee w narożniku rozwiał wszelkie wątpliwości.
Niepokonany wicemistrz olimpijski z Tokio (2021) w wadze półciężkiej sześć miesięcy temu tylko zremisował z Liamem Cameronem (23-7-1, 10 KO). Dodatkowo wielu obserwatorów uznało, że uciekł z walki (rzekoma kontuzja w szóstej rundzie), a sędziowie wyciągnęli go za uszy na remis. Dziś zmotywowany Ben nie zostawił już żadnych wątpliwości.
Cameron od początku wywierał pressing, lecz rywal stopował go lewym prostym i dobrą pracą nóg. W końcówce pierwszej rundy skontrował lewym sierpowym, wygrywając pewnie 10:9. W połowie drugiej odsłony huknął bezpośrednim prawym krzyżowym, dopadł zranioną ofiarę przy linach i po kilku mocnych bombach do akcji wkroczył sędzia.
W ogóle z nimi nie zaboksuje. Facet ma 27 lat, jest o rok młodszy od Benavideza i od ponad 3 lat obija journeymanów z 3 setki Boxreca. Próbując małpować Roya Jonesa młodszego, nie mając do tego ani warunków ani umiejętności, ani charakteru. A ten charakter ma zresztą wyjątkowo paskudny.
Nie wiem, kto go promuje, ale pewnie któryś z dużych promotorów, skoro stać go na Lee. Moim zdaniem Whittaker pełni rolę zbliżoną do klauna. Giba się, pajacuje, tłumy to lubią, bo się takie popisy fajnie ogląda. Tylko że nie można takiego klauna wystawiać przeciwko poważnym zawodnikom, bo doskoczą, walną go w papę raz i drugi i się skończy show.
Ben będzie więc trzymany pod kloszem i może nawet dochrapie się jakiegoś paska. Chociaż będzie to wyczyn z innej dyscypliny - narciarstwa alpejskiego. A konkretnie - slalomu giganta. Bo będzie musiał ominąć takich gości jak Yarde, Morrel, Benavidez i masę innych. Ale to zawodowy boks, tu wszystko jest możliwe.
Nie neguję opierania kariery na niechęci kibiców. Jakiś sposób to jest. Tyle że Whittaker tę niechęć buduje w wyjątkowo plugawy sposób, poniżając w ringu bogu ducha winnych journeymanów. Czyli facetów, którzy albo są średnimi bokserami albo wywodzą się z niewłaściwego kraju i na pewnym etapie kariery nikt nie zapewnił im warunków porównywalnych z tymi, jakie otrzymał Ben.
Co do tego wyszkolenia technicznego, też bym nie przesadzał. Whittaker prezentuje fajerwerki, dobre na drugą, trzecią setkę Boxreca. W rzeczywistości to jednak mizeria. Zamiast odchodzić od rywala, zostaje z nogami i robi widowiskowe odchylenia. Jego siła ciosu jest raczej przeciętna, natomiast warunki fizyczne nie pozwolą długo pozostawać w wadze półciężkiej. Dlatego uważam, że w walce z poważnymi przeciwnikami z Whittakera nie zostanie nic z tego, za co teraz go kochają i nienawidzą. Obstawiam, że będzie podwójna garda, dużo panicznych cofek i klinczów, sporo innego brudu.
A potem albo zwycięstwa wymęczone za pomocą sędziów, a'la Okolie z Cieślakiem, albo porażki. Takie w stylu Chaveza młodszego z Fonfarą. "Oj, on mnie bije, nie, nie wychodzę do kolejnej rundy". Nawet z tym "hejtem" też wychodzi bezpłciowo. Ja żywię do niego mieszankę niechęci i pogardy, w stosunku 30% niechęć, 70% pogarda. Walk z jego udziałem też nie oglądam, bo błaznowanie kosztem rywali budzi we mnie niesmak. Gdzie mu do takiego Mayweathera, do Bronera, czy choćby do starego Eubanka, którzy też przecież bazowali na "hejtach"?