BENAVIDEZ WSPOMINA: LUDZIE BIWOŁA PRZERWALI SPARING
David Benavidez (30-0, 24 KO) zmusił swoimi naciskami na federację Dmitrija Biwoła (24-1, 12 KO) do oddania pasa WBC wagi półciężkiej, a teraz wspomina ich wspólny sparing sprzed lat.
Biwoł wybrał trylogię z Arturem Beterbijewem (21-1, 20 KO), dlatego nie jest już bezdyskusyjnym mistrzem świata. Wciąż posiada tytuły WBA, WBO i IBF, ale pas WBC przejął Amerykanin.
DE LA HOYA: POSTAWIŁBYM NA BENAVIDEZA W WALCE Z BIWOŁEM >>>
- Na tym sparingu było wiele osób, które mogą potwierdzić wszystko co mówię. W ostatnich sekundach jakiejś rundy omal nie posłałem go na deski. Zasypałem go serią piętnastu uderzeń, a kiedy zabrzmiał gong, jego zespół oświadczył, iż Biwoł nie będzie już więcej sparować. Ludzie zwykli mówić, że sparing to jedno, a walka to drugie, zawodnik jednak wie, że jeśli możesz kogoś mocno trafić na sparingu, to również w walce ci się to uda. Kiedy sparowaliśmy, miałem zaledwie 21 lat. Dziś jestem bardziej doświadczony i dojrzały, ale mam też dużo więcej siły - mówi pewny swego Benavidez.
Już teraz wszystko jasne dlaczego Bawół walczy 3-logię z Batterbijawem Benavidez w końcu wyjaśnił sprawę.
Do tego ma na to światków, którzy mogą potwierdzić wszystko co mówi, pewnie nawet w sądzie by to potwierdzili.
Zazwyczaj wygląda to tak, że "młody byczek", nabity testosteronem własnym i obcym, za to prawie bez mózgu, wychodzi do bardziej utytułowanego kolegi, na przykład z zadaniówką. Czyli ma być ćwiczona określona akcja wykonywana przez przyszłego rywala. Doskok, jakaś specyficzna kombinacja, odskok, trochę chodzenia, znów to samo. Nagle "młodemu" odwala i zamiast odskoku kontynuuje atak, bo na przykład dobrze trafił. Więc nie pozwala rywalowi dojść do siebie, tylko ładuje, ile fabryka dała, wypaczając całą ideę sparingu zadaniowego. A potem chodzi i się nadyma.
Innym myczkiem jest wyjście do wymęczonego rywala. Czyli - zawodnik sparuje już pół godziny, co 3 rundy zmieniając rywali na świeżych. Na ostatnie 3 wchodzi młody byczek, w 11 rundzie trafia, po czym ładuje serię 15 strzałów, ile fabryka dała. I znów się puszy po latach. "Nie chciał dalej sparować". No nie chciał, idioto, bo był już wyczerpany i nie potrzebował kontuzji albo naruszenia przed walką za pieniądze.
Zazwyczaj takie numery kończą się zaprzestaniem zapraszania delikwenta na sparingi. I tyle w temacie. A Biwoł z Benavidezem raczej zawalczy, tylko najpierw musi wywiązać się z obietnicy dokończenia trylogii, którą dał Saudom. Więc Meksykanin niepotrzebnie się ciska.
Ja ogólnie trenowałem różności. Kilkadziesiąt lat:) Karate, kick-boxing, tajski, robiłem podejścia do jakichś grapplingów, ale w ogóle mi to nie podeszło i na koniec "czysty" boks. Ale teraz już i tego za bardzo nie mogę, więc przerzuciłem się na trochę inną dziedzinę, dosyć do boksu podobną. No i od czasu do czasu poboksuję w worek albo porobię dystansowanie, żeby nie wyjść z wprawy. Czy jakieś tam tarczowanie.
Problem mam taki, jak radioaktywne pierwiastki. Bardzo szybki okres połowicznego rozpadu:) Kiedy próbuję przycisnąć, połowa systemów natychmiast się rozpada i trzeba zszywać jak rozprute gacie. Dlatego tak mnie śmieszą wszystkie te "sny o potędze" pięściarzy po czterdziestce. No nie da się. Obecnie jestem na takim etapie, że dziennie mogę przebyć maksymalnie 35 kilometrów (marszobiegiem), ale po 4 dniach takich marszobiegów jestem żywym trupem. Przeboksować mógłbym 4 rundy po 3 minuty, maks pięć, potem zdechłbym jak palacz, chociaż nigdy nie paliłem. Lekkiego sparingu mogę robić i godzinę, godzinę dziesięć, ale naprawdę lekkiego i z małą ilością klinczów.
I to by było na tyle :) Ruina. Ale każdego kiedyś to czeka, więc robię swoje, ćwiczę, oglądam boks i zazdroszczę formy :)
Nie wszystkie pierwiastki promieniotwórcze mają bardzo szybki okres połowicznego rozpadu. Miejmy nadzieję, że Tobie jest bliżej do uranu 235 /okres połowicznego rozpadu 700 mln lat/ niż do polonu 218 /okres połowicznego rozpadu 0,14 s/.
Właśnie nie za bardzo chce mi się mówić, bo cenię sobie dyskrecję a jestem w tamtym środowisku trochę rozpoznawalny:)
@Starykibic
No właśnie bardziej ten polon, niestety. Psuję się łatwo a naprawiam wolno. Przy czym najgorzej doskwierają kontuzje na bazie "zmęczenia materiału". Jeszcze jakieś tam siniaki albo stłuczenia naprawiam stosunkowo sprawnie. Ale achillesy albo nie daj panie stożek rotatorów... Tragedia. Potrafi się ciągnąć miesiącami a ja muszę wtedy wymyślać jakieś inne formy ćwiczeń, które nie nadwyrężają mi popsutych struktur. Ciężko jest.
Tak naprawdę to kilka razy w tygodniu powinienem chodzić na masaż leczniczy plus rozklejanie posklejanych mięśni. Ale takim bogaczem to niestety nie jestem, więc jest, jak jest :)
Ja kondychy w ogóle już nie mam nawet że np. na 4 piętro mogę wbiec schodami przeganiając swoją windę w wieku 43 lat ale to to tak na chwilę mam szybkość.
W boksie to nie wiem czy bym 2 rundy dziś wytrzymał [imprezowy tryb życia obecnie]
I mimo że sylwetka wciąż mam 25 latka to wewnątrz czuje już że jestem po 40-stce - trenuje raczej już sporadycznie góra 3 razy w tygodniu i to bardziej siłka albo jakieś aeroby tego już się nie przeskoczy po prostu więc przyznaje ci racje że metryki się nie oszuka.
Pracuje fizycznie i do tego siły jeszcze mi starcza ale nie wiem jak to np. będzie za 10 lat :)
BTW. Z pół roku temu miałem zwade na ulicy w obronie własnej więc może ty jako pięściarz będziesz wiedział. Zle uderzyłem i palec środkowy mi spuchł na tym stawie po środku co się zgina. W ogóle nie chce mi to zejść taga gula się zrobiła [szerszy w tym miejscu], kostki już łamałem [wbijałem do środka nie raz] ale z tym zgięciem środkowego to nie wiem co to może być wybicie jakieś ? wizyta u lekarza czy samo przejdzie po roku/dwóch ?
Pzdr.
A tak na poważnie. Nie znam się na tym, ale ... Może warto byłoby odpuścić sobie wszystko na kilka tygodni lub nawet miesięcy i wyleczyć wszystkie kontuzję i urazy. Tak do końca i całkowicie, a później cieszyć się aktywnością fizyczną bez bólu przez długie lata. Nie taką jak kiedyś, ale jednak. Niż ryzykować, że organizm już niedługo pęknie. A wtedy trzeba będzie sobie wszystko odpuścić już do końca życia.
@Maksymalista
Pytanie nie do mnie, ale zaryzykuję. Do lekarza i to jak najszybciej, nie czekać. Bo jest ryzyko, że problem pozostanie i to być może już na stałe.
Do lekarza. Rentgen dłoni, z góry i z boków, nie daj się zbyć. Musisz wykluczyć złamanie pomiędzy kością śródręcza a najbliższą kością paliczkową. Jeśli rentgen nic nie wykaże - marsz do fizjo. Możesz mieć też problemy ze stawem. Zwichnięcie, przemieszczenie. Ból wskazuje na stan zapalny i to postępujący. Jeśli to zignorujesz, nabawisz się postępujących zmian zwyrodnieniowych i w najgorszym razie pożegnasz z ruchomością środkowego palca. Ale jest wolność, zrobisz jak chcesz.
@Starykibic
Ogólne odpuszczanie to droga donikąd. COŚ trzeba robić zawsze, tylko z głową. Czyli - jak schrzanisz kończynę/y dolne - ćwiczyć górne. Albo ćwiczyć dolne w odciążeniu. I odwrotnie. Brak ruchu jest bardziej zabójczy niż kontuzje. Do tego jeśli ktoś już się "zasiedzi", to potem po wznowieniu aktywności jest jeszcze bardziej narażony na to, że coś popsuje. I wpada się w zaklęty krąg. Więc nie, nie masz wytchnienia dla grzesznika :) Ćwiczyć trzeba, ale mądrze, z maksymalnym oszczędzaniem chorej struktury.
Jak pisałem nie znam się na tym. Jednak wielu sportowców robi przerwę na jakiś czas; leczy kontuzję do końca /a nie tylko zalecza/ i wraca do pełnej wydolności. Pewnie myślisz, że już nie ten wiek i Tobie się nie uda. Ale obawiam się, że problem jest gdzie indziej. Gdzie? A tutaj.
"Więc nie, nie masz wytchnienia dla grzesznika"
Czyżbyś chciał karać sam siebie za coś z przeszłości? To jest dopiero droga donikąd - taka autodestrukcja. Ale jeśli nie zawrócisz, to pewnie skuteczna.
@ Starykibic
Dzięki za odpisanie w moim temacie. Pzdr.
To była tylko figura retoryczna :) Koncepcja "grzechu, winy" i jakiegoś samoukarania za nie to coś, co jest mi całkowicie obce. Owszem, w kontekście normatywnym mam "swoje za uszami", nawet całkiem sporo, ale nie mam z tego powodu jakichś ciągot do samozagłady.
Sprawa z ćwiczeniami wynika raczej z ogólnych zasad fizjologii ludzkiego organizmu. To bardzo wredny twór, dążący do maksymalnego ograniczenia w zużyciu energii. Dlatego każdą, nawet chwilowo niewykorzystywaną strukturę organizm stara się zredukować. Stąd poważne zaniki mięśni już po kilku dniach unieruchomienia kończyny w gipsie. Dlatego trzeba ćwiczyć, tylko umiejętnie. Mózg też trzeba - i nie jest to żaden przytyk. Niećwiczony traci swoje możliwości podobnie jak mięśnie, tylko potem bardzo trudno to odbudować :)