ALIMCHANULI 'POMŚCIŁ' CZERKASZYNA I OBRONIŁ PASY IBF/WBO
Żanibek Alimchanuli (17-0, 12 KO) efektownie rozprawił się z Anauelem Ngamissengue'em (14-1, 9 KO), jedynym jak dotąd pogromcą Czerkaszyna, i obronił mistrzowskie pasy IBF/WBO wagi średniej.
Pretendent od początku wywierał pressing i starał się być jak najbliżej mistrza, nadział się jednak na lewy sierpowy w okolice ucha i wylądował na deskach. Na jego szczęści po liczeniu do ośmiu zabrzmiał gong na przerwę.
Druga i trzecia runda wyrównane, a wymiany w bliskim półdystansie rozgrzały kibiców. W czwartym starciu Kazach wydłużył serie do 4-5 uderzeń i zaczął budować przewagę. Ngamissengue zrozumiał, że szybko musi coś zmienić i od startu piątej odsłony zasypywał mistrza ciosami z obu rąk, rozcinając mu nawet łuk brwiowy. Alimchanuli jednak - jak na prawdziwego mistrza przystało - wyczekał swój moment i kapitalną akcją zakończył ten pojedynek. Przepuścił prawy sierp rywala i po rotacji skontrował go krótkim lewym sierpem na szczękę. Zamroczony challenger zachwiał się, ale nie przewrócił, więc champion poprawił kolejnym lewym sierpowym i było po wszystkim. Co prawda rywal powstał na osiem, ale "zatańczył" i sędzia na sekundy przed końcem piątej rundy przerwał potyczkę.
Problem w tym, że obydwaj Charlo wiedzą, że przegrana pewna, a pieniądze żadne. Dlatego tej walki nie było i pewnie nie będzie. Chyba, że któryś z braci, będąc na haju, straci instynkt samozachowawczy.
https://youtu.be/S0auUuQgCBA?t=257