Saul Alvarez (62-2-2, 39 KO) we wrześniu ubiegłego roku musiał - z nakazu federacji IBF - bronić tytułu z Williamem Scullem (23-0, 9 KO). Zamiast niego wybrał Edgara Berlangę i stracił jeden z czterech pasów wagi super średniej.
Wtedy Scull był - cytując samego Canelo - anonimowym zawodnikiem, mało rozpoznawalnym i tak dalej... Kubańczyk więc zawalczył z Władimirem Sziszkinem i sięgnął po wakujący tytuł IBF na granicy 76,2 kilograma. Alvarezowi zostały pasy WBC, WBA i WBO.
Minęło kilka miesięcy i ten sam Scull nagle stał się najlepszą opcją dla tego samego Alvareza. Bo właśnie ta dwójka skrzyżuje rękawice 3 maja w Rijadzie, stolicy Arabii Saudyjskiej. I już można wszystko reklamować jako walkę unifikującą (znów) wszystkie cztery pasa wagi super średniej. Wystarczyło, że raz Kubańczyk był za słaby i mało znany, a po kilku miesiącach już doskonały i wystarczająco rozpoznawalny. A Benavidez, Biwoł i inni niech czekają dalej...
Wszystko ogłosił sam Turki Alalshikh. Będzie to pierwsza z czterech walk w umowie Canelo na galach w ramach Riyadh Season. Plan zakłada, że meksykański gwiazdor pokona Sculla, znów zbierze wszystkie trofea i we wrześniu będzie ich bronić w konfrontacji z Terence'em Crawfordem (41-0, 31 KO).