PACHECO ZBIŁ, ALE NIE ZŁAMAŁ NELSONA
- Ten gość ma naprawdę twardą szczękę - mówił z uznaniem Diego Pacheco (23-0, 18 KO), który niby pewnie, ale jednak z trudnymi momentami, pokonał Stevena Nelsona (20-1, 16 KO).
Pacheco w pierwszych minutach skutecznie wydłużał dystans, czym utrudniał zadanie rywalowi. Nelson w trzeciej rundzie zaczął przedostawać się coraz bliżej, a w półdystansie radził sobie już znacznie lepiej. Gdy złapał swój rytm, w czwartej rundzie dał się złapać na kontrę prawą ręką i z lewej powieki Nelsona pociekła krew. To go rozproszyło i na moment spowolniło. A Diego czując lekki kryzys przeciwnika podkręcał tempo.
Siódmą rundę Pacheco też wygrał, była to jednak pierwsza odsłona wygrana tak wyraźnie w tym pojedynku. Podobnie zresztą wyglądały trzy kolejne minuty. Diego złapał luz i z uśmiechem na twarzy bił w zakrwawioną twarz twardego przeciwnika.
Po w miarę równym dziewiątym starciu, na początku dziesiątego Pacheco poczęstował oponenta bardzo mocnym prawym sierpowym na szczękę, a potem władował w niego jeszcze kilkanaście kolejnych bomb. Nelson pokazał natomiast, że ma charakter i naprawdę betonową szczękę. A do tego potrafił raz na jakiś czas zerwać się z jakimś atakiem. A jedenastą rundę, po bardzo słabej dziesiątej, chyba nawet wygrał. To dodało mu skrzydeł i na ostatnim odcinku położył wszystko na jedną szalę. Nieoczekiwanie pojedynek na samym finiszu nabrał rumieńców i do samego gongu wszystko wisiało na włosku.
Sędziowie punktowali wyjątkowo zgodnie - wszyscy w stosunku 117:111 na korzyść Diego Pacheco.