HISTORIA POSTRZEGANIA PRAWOWITEGO MISTRZA WAGI CIĘŻKIEJ

Przy okazji dzisiejszej walki o trzy mistrzowskie pasy bardzo ciekawy tekst Marcina Leguminy o historii postrzegania prawowitego mistrzostwa świata wagi ciężkiej.

Wielu kibiców boksu tęskni za czasami, kiedy mieliśmy tylko jednego mistrza w każdej z kategorii wagowych. Od 18 maja do 26 czerwca 2024 roku, po tym jak Aleksander Usyk pokonał Tysona Fury'ego w walce o tron wagi ciężkiej, mogliśmy cieszyć się taką sytuacją w królewskiej dywizji. Niestety, ze względu na politykę federacji IBF, wszystkie tytuły przy Ukraińcu długo nie zostały. Zmuszony on został zwakować ich pas, nie mogąc wypełnić obowiązku obrony z pretendentem numer jeden do tytułu Danielem Dubois, przez ograniczającą jego ruchy klauzulę rewanżową, zobowiązującą go do kolejnego pojedynku z Furym. W tym artykule postanowiłem prześledzić ciąg wypadków, który nas do tego miejsca doprowadził. Będę starał się tutaj jak najrzadziej używać terminu "mistrz linearny", gdyż jest to koncept trochę późniejszy niż niektóre omawiane tu wydarzenia i jest tylko historycznym uproszczeniem. Nie będę też wyrażał w nim swoich opinii, a raczej kierował się zdaniem szeroko pojętego środowiska bokserskiego.

Zacznijmy może od kwestii podstawowej: jak tytuł mistrza świata w ogóle powstał? Wyewoluował on z unifikacji trzech osobnych tytułów: mistrza Ameryki, mistrza Wielkiej Brytanii i mistrza Australii. Istniał też tytuł kolorowego mistrza świata, o który walczyli nie-biali, ale nie miał on zbyt wysokiej estymy. Nie było wtedy żadnych organizacji sankcjonujących - króla dywizji koronowała publika, zwykle reprezentowana przez bokserską prasę. Za pierwszego mistrza świata wagi ciężkiej w historii uznaje się Johna L. Sullivana. Kariera "Boston Strong Boya" była swoistym pomostem między erą walk na gołe pięści a erą walk w rękawicach. Swoje pretensje do tytułu wywodził on z pokonania wszystkich bokserów uważanych za najlepszych w Ameryce i Wielkiej Brytanii. Historycy zwykle podają tu sześć nazwisk. Ze strony amerykańskiej byli to: Paddy Ryan, którego Sullivan pokonał w lutym 1882 roku, Dominick McCaffrey, z którym wygrał w sierpniu 1885 i Jake Kilrain, który padł jego ofiarą w lipcu 1889 roku. Natomiast najlepsi bokserzy brytyjscy w rekordzie Sullivana to Charlie Mitchell, Alf Greenfield i Jack Burke.

Gdy spojrzymy na historię pojedynków pierwszego mistrza świata wagi ciężkiej, zobaczymy, że był on nieaktywny ponad trzy lata - od lipca 1889 roku do września 1892 roku. W tym czasie wielu pretendentów domagało się szansy walki o tytuł. "Boston Strong Boy" zbywał je jednak twierdząc, że jest na emeryturze. W wyniku tego, stracił on uznanie mistrzowskie części bokserskiej publiki. National Police Gazette, swego rodzaju protoplasta magazynu The Ring, za nowego mistrza uznała we wrześniu 1890 roku Franka Slavina, po jego wiktorii nad Joe McAuliffe'em. Sullivan zapytany, czy będzie chciał udowodnić, że to on jest prawdziwym championem krzyżując rękawice ze Slavinem, odparł, że ta dystynkcja go nie interesuje i do boksu wracać nie zamierza. Zmienił jednak zdanie chwilę po starciu Franka z Jakiem Kilrainem z czerwca 1891 roku. W listopadzie rzucił Slavinowi wyzwanie, zmieniając całkowicie narrację - twierdził, że póki nie straci tytułu w ringu, to on jest prawowitym mistrzem świata. Jest to pierwszy historyczny precedens w kwestii spojrzenia na tytuł championa - zawodnik ma prawo się tak określać, nawet po powrocie z emerytury, jeśli wcześniej przeszedł na nią, nie tracąc go w ringu.

Walka między bokserami mającymi pretensje do mistrzostwa, ze względu na problemy z jej sfinansowaniem, nigdy się nie odbyła. W maju 1892 roku Frank Slavin przegrywa z Peterem Jacksonem. We wrześniu tego samego roku natomiast "Boston Strong Boy", po tym, jak wcześniej odmówił pojedynku Jacksonowi, oznajmiając iż nigdy nie zawalczy z czarnym bokserem, przegrywa z Jimem Corbettem. To tę drugą walkę uznaje się zwykle za prawowite przekazanie mistrzowskiej pałeczki i przy okazji wytworzenie się tradycyjnego konceptu "the man who beat the man". I chociaż Slavina a potem Jacksona uważano za roszczących sobie prawa do tytułu, szerokiego uznania wśród bokserskiej publiki nie zdobyli. Do walki Jima Corbetta i Petera Jacksona też niestety nigdy nie doszło (pomijając oczywiście ich wcześniejszy 61-rundowy pojedynek z maja 1891). Gentleman Jim obronił swój tytuł raz - z Charlie Mitchellem w styczniu 1894 roku. Cała debata, kto tak naprawdę mistrzem jest, rozwiązuje się sama w momencie, kiedy Peter Jackson odchodzi na emeryturę w maju 1895. Pół roku później rękawice na kołku zawiesza sam Corbett, teraz już jako niekwestionowany mistrz świata wagi ciężkiej.

Corbett chciał w stylu monarchii dziedzicznych namaścić na sukcesora swojego sparingpartnera Steve'a O'Donella, ale prawa tego mu nie nadano. Jest to drugi z precedensów ustalonych u zarania dziejów boksu - mistrzostwo świata nie należy do zawodnika je dzierżącego, tylko do bokserskiej publiki. Zdanie mistrza wzięto jednak pod uwagę i O'Donella potraktowano jako godnego kandydata do wakującej teraz korony. Na jego przeciwnika wąskie grono publiczności wybrało Petera Mahera. Mamy więc do czynienia z precedensem trzecim - o wakat na tronie powinni zawalczyć dwaj bokserzy, uważani przez publikę za najlepszych w dywizji, z dodatkową aprobatą byłego mistrza. Gdy w listopadzie 1895 roku doszło do walki O'Donnella z Maherem, Corbett obserwował ją z pierwszego rzędu. Po tym jak wygrał ją Maher przez nokaut w pierwszej rundzie, były mistrz wszedł na ring i symbolicznie przekazał swojemu następcy pałeczkę ściskając mu dłoń i mówiąc: "Jesteś teraz mistrzem świata. Jakikolwiek tytuł posiadam, przekazuję go tobie. Moje odejście z ringu jest ostateczne. Jesteś zawodnikiem godnym dzierżenia mistrzostwa". Peter jednak domagał się walki z Corbettem, krzycząc, że znokautowałby go z taką samą łatwością, jakby przewidując, że inaczej jego pretensje do tytułu nie będą na tyle silne, by przetrwać próbę czasu.

Okazało się, że miał rację. Mało kto pamięta dziś, że Peter Maher kiedykolwiek mógł określać się mistrzem świata wagi ciężkiej. Podzielił więc losy Franka Slavina i Petera Jacksona. Dodatkowo, jego pretensje do tytułu były mocno podważane przez publikę. Uważano, że dostał mistrzostwo w prezencie, nie do końca na nie zasługując. Poległ on zresztą w pierwszej obronie tytułu z Bobem Fitzsimmonsem w lutym 1896 roku. Pokonując Mahera The Fighting Blacksmith zyskał więc pretensje by nazywać się mistrzem świata. Dodatkowo, jako że Peter i Bob byli wtedy realnie uważani za dwóch najlepszych ciężkich na świecie, Fitzsimmons zdobył szersze uznanie publiki jako mistrz i tak właśnie był postrzegany. Jim Corbett, tego samego dnia, ogłosił powrót z emerytury. Nie uważał się on jednak z miejsca za mistrza. W liście do Fitzsimmonsa pisał, że chce tytuł odzyskać. Dopiero po pół roku, gdy walka z Bobem nie doszła do skutku, Corbett stwierdza, że rywal uciekł przed jego wyzwaniem, przez co stracił prawo do nazywania się mistrzem i tytuł automatycznie wrócił w jego ręce. I faktycznie, większa część publiki to jego uznawała za prawowitego championa.

Następna walka Fitzsimmonsa z Tomem Sharkeyem w grudniu 1896 roku, wciąż jednak przedstawiana była jako walka o tytuł, co pokazuje, że pretensje Boba do mistrzostwa wciąż były uznawane. Sędzią ringowym był w niej Wyatt Earp - legenda dzikiego zachodu. Fitzsimmons od początku dominował w pojedynku, aż w 8 rundzie trafił potężnym ciosem w splot słoneczny, który powalił przeciwnika. Sharkey zwijał się z bólu trzymając za krocze, sugerując faul. Earp po chwili zdyskwalifikował Fitzsimmonsa, twierdząc że uderzył on Sharkeya poniżej pasa. Publiczność wybuczała sędziego i zaczęła wykrzykiwać w jego stronę wyzwiska, gdyż niewielu obserwatorów, a tak naprawdę tylko ci kibicujący pretendentowi, ten domniemany faul zauważyli. Decyzja Earpa była jednak ostateczna. Tom Sharkey wygrał walkę przez dyskwalifikację, tym samym zdobywając prawo tytułowania się mistrzem świata wagi ciężkiej, co później bardzo chętnie robił. Z racji jednak tego, że była to chyba pierwsza walka w historii królewskiej dywizji, okrzykniętą kradzieżą w biały dzień, prawa Sharkeya do mistrzostwa zostały przez publikę całkowicie pominięte. Kiedy zatem Jim Corbett spotkał się w końcu w ringu z Bobem Fitzsimmonsem w marcu 1897 roku, uznano ten pojedynek za starcie jedynych bokserów, którzy rościli sobie słuszne pretensje do tytułu mistrza. Brytyjczyk wygrał go przez nokaut w 14 rundzie, rozwiewając wszelkie wątpliwości.

Chwilę potem, w czerwcu 1897 roku, The Fighting Blacksmith ogłosił, że przechodzi na emeryturę, któremu to ogłoszeniu natychmiast zaprzeczył jednak jego management. Podczas jego dwuletniej nieobecności, żaden zawodnik nie wywalczył sobie prawa do nazywania się mistrzem wagi ciężkiej. Gdy Fitzsimmons wraca na ring i podejmuje Jima Jeffriesa w czerwcu 1899 roku, wciąż uważany jest więc za mistrza świata. Pretendent wygrywa pojedynek przez nokaut w 11 rundzie. Patrząc na to, że The Boilermaker pokonał wcześniej wracającego z emerytury Petera Jacksona (marzec 1898) i Toma Sharkeya (maj 1898), można uznać, że skumulował on w swoich rękach wszystkie istniejące ówcześnie pretensje do tytułu mistrza świata. Broni go 7 razy po czym przechodzi na emeryturę w maju 1905 roku.

Jest to pierwsza emerytura w historii wagi ciężkiej, którą w uproszczeniu traktuje się jako przerwanie linii mistrzów. The Boilermaker przyznał, że nie ma mocy sprawczej w koronowaniu nowego championa i może zrobić to tylko publika. Zgodnie z precedensem sprzed 10 lat, Jeffries wyznaczył do walki o tytuł Jacka Roota, a jako jego przeciwnika godnego korony wybrano Marvina Harta. Można argumentować, że nie byli to wtedy najlepsi kandydaci do mistrzostwa, jednak w realiach segregacji rasowej, gdzie zawodnicy czarnoskórzy wciąż nie byli dopuszczani do walk o tytuł, mógł być to najlepszy możliwy wybór. Były mistrz, by dodać legitymizacji pojedynkowi, sam stanął między linami jako sędzia ringowy i stwierdził, że zaakceptuje zwycięzcę jako swojego prawowitego następcę. Pojedynek z lipca 1905 roku wygrywa Marvin Hart przez nokaut w 12 rundzie, po czym zostaje okrzyknięty przez publikę nowym mistrzem.

Niektórzy jednak mieli wątpliwości co do prawowitości tytułu Harta. Pierwszy mistrz świata wagi ciężkiej, John. L Sullivan, zapytany co sądzi na temat koronacji swojego nowego sukcesora, stwierdził: "Pretensje Marvina Harta do mistrzostwa świata wagi ciężkiej wywołują na mojej twarzy uśmiech politowania. Hart to dobry pięściarz, ale nie mógł tak po prostu zostać mistrzem, pokonując drugoligowego zawodnika, jakim jest Jack Root". Jack O'Brien kierował się jeszcze inną logiką, by argumentować, dlaczego to on posiadał silniejsze pretensje do tytułu mistrza: "Gdy Jeffries zwakował swoje mistrzostwo świata, powinno ono naturalnie wrócić do Boba Fitzsimmonsa. Pokonując go więc w grudniu 1905 roku, to ja stałem się nowym mistrzem i nie ma co do tego wątpliwości". Wątpliwości jednak jak najbardziej były, nigdy wcześniej bokser nie stał się mistrzem retroaktywnie, po emeryturze pięściarza, który odebrał mu tytuł. Nie zmieniło to więc szerokiego uznania dla Marvina Harta jako championa. Przypadek ten jednak po raz kolejny pokazuje, jak rozmyte potrafiło być postrzeganie tytułu mistrza świata w erze, w której koronowała go bokserska publika.

Panowanie Harta trwa nieco ponad pół roku. Tytuł stracił już w następnej walce, przegrywając w lutym 1906 roku na punkty z Tommym Burnsem. The Little Giant of Hanover obronił tytuł aż 13 razy w 34 miesiące (pokonując między innymi wspomnianego wyżej Jacka O'Briena), aż w końcu w grudniu 1908 roku padł ofiarą Jacka Johnsona - pierwszego czarnego mistrza świata wagi ciężkiej, który zdołał prześlizgnąć się przez rasową linię podziału boksu. Nie było to jednak proste - walka musiała odbyć się w Australii, a dodatkowo została przerwana przez policję, gdyż władze nie chciały dopuścić do dalszego upokarzania białego zawodnika przez jego czarnoskórego oponenta. Johnson zdobył jednak tytuł w sposób nie budzący żadnych zastrzeżeń. Publika musiała zacisnąć zęby i uznać go za prawowitego mistrza świata.

Galveston Giant broni tytułu trzy razy w niecały rok. Tymczasem pod presją publiki, z emerytury wraca Jim Jeffries, by "udowodnić wyższość białej rasy". Jako, że nie stracił on nigdy tytułu w ringu, część obserwatorów to w nim widziała prawowitego mistrza świata wagi ciężkiej. Nie było jednak wątpliwości, że w tym przypadku działały tu nie motywacje sportowe, tylko rasistowskie. Johnson z łatwością wygrywa pierwszą "Walkę Stulecia" w lipcu 1910 roku, rozwiewając wszelkie wątpliwości, kto tak naprawdę jest championem. Jest to też pomost pomiędzy linią mistrzów rozpoczętą przez Sullivana oraz tą rozpoczętą przez Harta. Galveston Giant stał się namaszczonym przez tradycję "the man who beat the man". Broni tytułu jeszcze 3 razy, po czym w kwietniu 1915 roku przegrywa z Jessem Willardem. Ten broni mistrzostwa tylko raz przez ponad 4 lata (w tym w jednym momencie pauzując aż 3 lata i 3 miesiące - najdłuższy czas nieaktywności mistrza w historii wagi ciężkiej), by w końcu stracić go w walce z Jackiem Dempseyem w lipcu 1919 roku.

Panowanie Dempseya wyznacza nową erę w historii boksu. W marcu 1920 roku stan Nowy Jork uchwala Prawo Walkera, które ostatecznie legalizuje ten sport, jednocześnie wprowadzając do niego szereg regulacji. Później, za jego przykładem, podążyły inne stany. Na kanwie unifikacji prawnej powstają też pierwsze organizacje sankcjonujące - NBA (National Boxing Association), która zaczyna uznawać Jacka Dempsey’a za mistrza w lipcu 1921, oraz NYSAC (New York State Athletic Commission), która robi to rok później. Mistrzów zaczyna też koronować nowo utworzony magazyn The Ring, który nadaje Dempseyowi swój pas w 1922 roku. The Manassa Mauler panuje ponad 7 lat, ale tytułu broni tylko 5 razy. Między wrześniem 1923 a wrześniem 1926 na zawodowych ringach nie walczy w ogóle. Po 3 letnim okresie nieaktywności pokonuje go Gene Tunney. Ten broni tytułu 2 razy (w tym w kontrowersyjnym rewanżu z Dempseyem) i odchodzi na emeryturę w lipcu 1928 roku.

The Fighting Marine miał na ring już nie wrócić. By koronować jego następcę, rozpisano serię walk eliminacyjnych, któremu to turniejowi mistrz dał swoje błogosławieństwo. Wystąpili w nim Johnny Risko, Jack Delaney, Tommy Loughran, Phil Scott, Max Schmeling i Jack Sharkey. Po koronę sięgnął Schmeling, wygrywając finałową walkę z Sharkeyem przez dyskwalifikację w 4 rundzie w czerwcu 1930 roku. Został on jednogłośnie uznany za mistrza przez federacje NBA i NYSAC oraz magazyn The Ring. Kontrowersyjna natura wygranej i niechęć dania Sharkeyowi natychmiastowego rewanżu, pchnęła jednak wkrótce federację NYSAC do odebrania mu swojego pasa. Niemiec broni swoich pozostałych tytułów raz, po czym daje Sharkeyowi walkę rewanżową, którą przegrywa niejednogłośną decyzją sędziów. W jej stawce znalazł się też wakujący pas NYSAC. Sharkboyowi nie udaje się obronić tytułu ani razu - w pierwszym pojedynku jako mistrz przegrywa z Primo Carnerą. The Ambling Alp po dwóch obronach musi uznać wyższość Maxa Baera. Tego pokonuje James J. Braddock. Ani Baer, ani Braddock nie potrafił tytułu mistrza obronić. Popularnego Cinderella Mana nokautuje w 8 rundzie Joe Louis, który rozpoczyna najprawdopodobniej najwspanialsze panowanie w historii wagi ciężkiej. Zasiada na tronie prawie 12 lat, zaliczając po drodze 25 obron mistrzostwa świata, po czym odchodzi na emeryturę w marcu 1949 roku.

Zaraz po jej ogłoszeniu, Joe Louis zaczął promować pojedynek między Ezzardem Charlesem a Jersey Joe Walcottem jako walkę, która miała wyznaczyć jego sukcesora. Byli oni dosyć zgodnie uważani przez publikę za dwóch najlepszych ciężkich na świecie w świetle jego emerytury. Jednak po tym jak Charles pokonał Walcotta jednogłośną decyzją sędziów w czerwcu 1949 roku, tylko federacja NBA uznała go za mistrza. Był to bardzo dziwny ruch przede wszystkim ze strony magazynu The Ring, według zasad którego, walka ta powinna wypełnić wakat na tronie wagi ciężkiej. Nie uznał on go jednak za moment koronacji nowego mistrza, ze względu na brak jego legitymizacji przez prasę brytyjską, określając Charlesa najlepszym zawodnikiem "tylko" w Ameryce. Ten broni pasa NBA trzy razy w ciągu 15 miesięcy, po czym z emerytury wraca Joe Louis.

Starł się on z Charlesem we wrześniu 1950 roku, w którym to pojedynku przegrał jednogłośną decyzją sędziów. Był to moment, w którym The Cincinnati Cobra zyskał niemalże powszechne uznanie jako prawowity mistrz świata. Za takiego uznały go federacja NYSAC i magazyn The Ring. The Brown Bomber przystępując do walki, nie był jednak postrzegany jako mistrz. Teoretycznie, mógł mieć pretensje do tytułu z racji nie stracenia go w ringu, ale było to jedynie symboliczne przekazanie pałeczki, na podobnych zasadach jak pojedynek Jacka Johnsona z Jimem Jeffriesem: Charles pokonując Louisa zdobył sobie w oczach publiki status "the man who beat the man". Co ciekawe, British Boxing Board of Control za mistrza świata uznawała od czerwca 1950 Lee Savolda i dopiero po tym jak Joe Louis znokautował go w czerwcu 1951, nadała tytuł Charlesowi. Ezzard broni mistrzostwa jeszcze 4 razy, po czym przegrywa z dobrze znanym sobie Jersey Joe Walcottem. Walcott traci tytuł w drugiej obronie z Rockym Marciano. The Brockton Blockbuster zalicza 6 obron tytułu, po czym przechodzi na emeryturę w kwietniu 1956 roku jako jedyny w historii niepokonany mistrz świata wagi ciężkiej.

Wakat wypełnił kolejny turniej eliminacyjny rozpisany przez promotora Jima Norrisa i usankcjonowany przez federacje NBA i NYSAC. Udział w nim wzięli Tommy Jackson, Bob Baker, Johnny Holman, Archie Moore i Floyd Patterson. Część z tych zawodników jako godnych walki o koronę wyznaczył sam Marciano. W finale turnieju w listopadzie 1956 roku starli się Moore i Patterson, a zwyciężył w nim ten drugi, nokautując przeciwnika w piątej rundzie. Oprócz pasów obu federacji, zwycięzca został uznany za prawowitego króla dywizji przez magazyn The Ring. Patterson do dziś pozostaje najmłodszym prawdziwie niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej w historii. Floyd stracił tytuł po 4 obronach w pojedynku z Ingemarem Johanssonem w czerwcu 1959 roku, ale odzyskał go w natychmiastowym rewanżu, stając się pierwszym ciężkim, któremu to się udało. We wrześniu 1962 roku Pattersona pokonuje Sonny Liston. W tamtym czasie federacja NBA przemianowała się na znaną nam dziś WBA. Sonny Liston był zatem niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej, uznawanym za takowego przez federację WBA, federację NYSAC i magazyn The Ring. W rewanżu z Floydem zdobył też inauguracyjny pas WBC, które wyrosło na kolejną uznaną przez publikę organizację sankcjonującą.

W swojej drugiej obronie tytułu w lutym 1964 roku Sonny Liston przegrywa z Cassiusem Clayem. Clay zmienia swoje imię i nazwisko na Muhammad Ali, a przy okazji zakontraktowania natychmiastowego rewanżu z Listonem, traci pas WBA ze względu na złamanie zasad federacji, nie zezwalającej na takie ruchy. Wakujący pas zdobywa w marcu 1965 roku Ernie Terrell pokonując Eddie'go Machena. Dwa miesiące później Ali nokautuje Listona w pierwszej rundzie broniąc pasów NYSAC, WBC i magazynu The Ring. Była to pierwsza w historii sytuacja, kiedy pasy federacji alfabetowych w wadze ciężkiej były rozproszone.

Po tym jak Muhammad Ali pokonał w rewanżu Sonny’ego Listona, obronił swoje pasy NYSAC, WBC i magazynu The Ring 6 razy. W tym samym czasie Ernie Terrell obronił swój pas WBA 2 razy. Panowie wreszcie spotkali się w ringu w lutym 1967 roku w walce o niekwestionowane mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Ciężko jednak było to w tamtym czasie tak nazwać. Wszyscy kibice wiedzieli, że to Ali jest prawowitym mistrzem świata, a sam Terrell był często przedstawiany jako pretendent. Muhammad obijał przeciwnika przez 15 rund, bez problemu wygrywając na kartach punktowych. Swoje już niekwestionowane mistrzostwo świata federacji WBA, NYSAC, WBC i magazynu The Ring obronił jeszcze raz po czym został zawieszony przez komisję bokserską ze względu na wyrok sądu w sprawie odmowy udziału w wojnie w Wietnamie.

Prestiżowe outlety określające mistrza świata różnie zareagowały na tę sytuację. Federacje alfabetowe zabrały niemal natychmiast Alemu swoje pasy, podczas gdy magazyn The Ring wciąż uznawał go za prawowitego mistrza. Federacja WBA zorganizowała turniej, który miał wyłonić kolejnego posiadacza jej pasa. W jego finale w kwietniu 1968 roku Jimmy Ellis pokonał Jerry'ego Quarry'ego większościową decyzją sędziów. Miesiąc wcześniej Smokin’ Joe Frazier zastopował Bustera Mathisa by wypełnić wakat federacji NYSAC. Mieliśmy więc wtedy teoretycznie 3 mistrzów świata wagi ciężkiej. Jako, że Ali wciąż był zawieszony, większość obserwatorów twierdziła, że nowego prawowitego mistrza wyłoni pojedynek właśnie między Frazierem a Ellisem. Walka miała odbyć się w lutym 1970 roku, po tym jak Ellis obronił swój pas WBA raz a Frazier swój pas NYSAC 4 razy. Dwa tygodnie przed nią Muhammad Ali ogłosił, że przechodzi na emeryturę i poinformował magazyn The Ring, że wakuje swój tytuł. Pas magazynu i wakujący wciąż pas WBC znalazły się więc w stawce pojedynku. Smokin’ Joe wygrywa walkę przez poddanie po 4 rundzie stając się niekwestionowanym mistrzem świata uznawanym przez wszystkie prestiżowe outlety - WBA, NYSAC, WBC i magazyn The Ring. WBC zaraz po tym całkowicie wchłonie organizację NYSAC i nie będzie ona już rozdawać swojego osobnego pasa.

Dlaczego słowo "niekwestionowanym" wziąłem w cudzysłów? Wśród kibiców i ekspertów panowały podzielone zdania, gdyż po tym jak Ali ostatecznie wygrał apelację i wrócił na ring w październiku 1970 roku, niektórzy wciąż uznawali go za mistrza świata wagi ciężkiej, jako że nigdy nie stracił tego tytułu w ringu. Ali wygrał obie walki po swoim powrocie, podczas gdy Joe Frazier obronił swoje niekwestionowane mistrzostwo raz. Obaj panowie byli na kursie kolizyjnym. Na pytanie "kto naprawdę jest mistrzem świata wagi ciężkiej" miała odpowiedzieć zakontraktowana na marzec 1971 roku druga w historii Walka Stulecia. W jednym z najlepszych pojedynków w historii boksu Smokin' Joe położył Muhammada na deski i ostatecznie pokonał go jednogłośną decyzją sędziów. Teraz, oprócz posiadania każdego pasa, dodatkowo stał się namaszczonym przez tradycję “the man who beat the man”, ostatecznie cementując swoje pretensje do tytułu. Po raz kolejny nie było wątpliwości kto jest prawowitym mistrzem świata wagi ciężkiej.

Sytuacja ta utrzymywała się przez większość lat 70-tych. Joe Frazier obronił swój tytuł jeszcze 2 razy po czym został zmasakrowany przez George'a Foremana w styczniu 1973 roku. George Foreman zaliczył dwie obrony tytułu, po czym stracił go na rzecz Muhammada Alego podczas słynnej Rumble in the Jungle w październiku 1974. Muhammad obronił ten tytuł 10 razy. Jego panowanie sensacyjnie zakończyło się w lutym 1978 roku, gdy przegrał z drugoroczniakiem, złotym medalistą olimpijskim z Montrealu - Leonem Spinksem. The Neon stał się więc niekwestionowanym mistrzem świata uznawanym przez federacje WBA, WBC i magazyn The Ring. Jest to dla naszych rozważań data ważna, gdyż doszło wtedy do kolejnego rozszczepienia tytułów.

Obowiązkowym pretendentem federacji WBC był wtedy Ken Norton, który uzyskał to miano pokonując w listopadzie roku poprzedniego Jimmy'ego Younga. Leon Spinks wolał jednak dać rewanż Muhammadowi Alemu niż walczyć z Jawbreakerem. WBC odebrała mu więc swój pas dając go Nortonowi. Dzisiejsza publika określiłaby pewnie wtedy Kenny’ego mianem "e-mail champ". Do tej federacji za chwilę wrócimy. Zakończmy na razie temat linii prawowitego mistrzostwa. Muhammad Ali pokonuje w pojedynku rewanżowym Leona Spinksa we wrześniu 1978 roku, stając się ówcześnie jedynym trzykrotnym mistrzem świata wagi ciężkiej. W lipcu 1979 roku oficjalnie przechodzi na emeryturę, wakując przy tym swoje pasy WBA i magazynu The Ring. Federacja, tak jak 10 lat wcześniej, rozpisuje turniej mający wyłonić jej nowego mistrza. W jego finale Big John Tate pokonuje w październiku Gerrie'ego Coetzee. Na tronie wagi ciężkiej według magazynu The Ring pozostaje na razie wakat.

Trochę wcześniej, w czerwcu 1978 roku, Ken Norton traci pas WBC w swojej pierwszej obronie tytułu na rzecz Larry'ego Holmesa. Do czasu gdy John Tate zdobył pas WBA, ten broni swojego zielonego pasa 4 razy. Na zakończenie roku 1979, Holmes i Tate byli uważani za dwóch najlepszych ciężkich na świecie i pojedynek między nimi koronowałby kolejnego niekwestionowanego, prawowitego mistrza świata wagi ciężkiej. Do tej walki jednak nigdy nie doszło. Big John stracił swój tytuł na rzecz Mike'a Weavera w marcu 1980 roku. Magazyn The Ring, zważając na fakt, że Larry Holmes pokonał Weavera kilka miesięcy wcześniej, uznał go za prawowitego mistrza świata wagi ciężkiej. Larry Holmes posiadał zatem pasy WBC i magazynu The Ring a Mike Weaver był mistrzem federacji WBA.

Na scenę powracał jednak Muhammad Ali rzucając wyzwanie Zabójcy z Easton. Nie minął nawet rok od jego oficjalnej emerytury. Według tradycji bokserskiej wciąż mógł mieć słuszne pretensje do nazywania się championem wagi ciężkiej. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do wydarzeń przed 10 lat, określał siebie pretendentem, licząc na zostanie czterokrotnym mistrzem świata. Wielu obserwatorów jednak za championa go uważało, wciąż przecież to on był namaszczonym przez tradycję “the man who beat the man”. Po jego stronie stało też to, że co do nowego prawowitego mistrza konsensusu wśród prestiżowych outletów (w przeciwieństwie do sytuacji z Joe Frazierem) nie było. Co się stało wiemy - Ali dostał największe lanie w karierze. Jak to wpływało na status Holmesa? Wzmacniało to bardzo jego pretensje do bycia prawowitym mistrzem świata wagi ciężkiej i zdecydowana większość obserwatorów zaczęła go wtedy za takiego uważać. Posiadał on pasy WBC i The Ring, ówczesnego mistrza WBA już pokonał, a dodatkowo stał się właśnie "the man who beat the man". Pomimo tego, że nie był mistrzem niekwestionowanym, był w oczach publiki królem dywizji.

Przez status wypracowany przez Larry'ego Holmesa pas federacji WBA stał się tytułem drugorzędnym, coś jak w sytuacji z Muhammadem Alim i Erniem Terrellem. Przechodził on z rąk do rąk i nie niósł ze sobą większego prestiżu. Prawdziwe mistrzostwo wiązało się z osobą Zabójcy z Easton. Ten do czasu pojedynku z Marvisem Frazierem w listopadzie 1983 roku był uznawany za mistrza przez federację WBC i magazyn The Ring. Po tej walce zwakował pas WBC i został inauguracyjnym mistrzem nowo powstałej federacji IBF, nadając jej natychmiast (razem Marvinem Haglerem - niekwestionowanym mistrzem świata wagi średniej) prestiżowy status. Komplikowało to jednak sprawy jeszcze bardziej. Po tym jak Tim Whiterspoon wypełnił wakat federacji WBC pokonując Grega Page'a w marcu 1984 roku, znowu mieliśmy sytuację, w której aż trzech bokserów mogło nazywać się mistrzem świata wagi ciężkiej. Oprócz Larry'ego i Tima był przecież Gerrie Coetzee - posiadacz pasa WBA. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że to Holmes jest prawdziwym mistrzem świata wagi ciężkiej. Zabójca z Easton zakończył swoje panowanie po 20 obronach tytułu we wrześniu 1985 roku, kiedy to pokonuje go były niekwestionowany mistrz świata wagi półciężkiej Michael Spinks.

Spinks broni swoich pasów federacji IBF i magazynu The Ring, które wygrał od Holmesa, dwa razy (w natychmiastowym rewanżu z Larrym w kwietniu 1986 roku i ze Steffenem Tangstadem we wrześniu), po czym wakuje pas alfabetowy, wybierając walkę z Gerrym Cooneyem, zamiast zmierzyć się z obowiązkowym pretendentem Tonym Tuckerem. W międzyczasie na scenę wchodzi Iron Mike Tyson. W listopadzie 1986 roku zostaje on najmłodszym posiadaczem pasa w historii wagi ciężkiej nokautując mistrza świata federacji WBC Trevora Berbicka. W marcu 1987 roku pokonując Jamesa Smitha dorzuca do kolekcji pas WBA, a w sierpniu po pojedynku z Tonym Tuckerem zdobywa pas IBF, stając się niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej. Właśnie, znowu ten cudzysłów. Magazyn The Ring i dość spora część bokserskiej publiki za prawowitego mistrza wciąż uważała Michaela Spinksa - był to bokser, który pokonał Larry'ego Holmesa, namaszczony przez tradycję “the man who beat the man”, któremu nikt tego tytułu w ringu nie odebrał. Była to sytuacja podobna do starcia Joe Fraziera z Muhammadem Alim. Na szczęście kibice nie musieli zbyt długo czekać na rozwianie wszelkich wątpliwości - Mike Tyson masakruje Spinksa w 91 sekund w czerwcu 1988 roku, stając się niekwestionowanym, prawowitym mistrzem dywizji, uznawanym za takowego przez federacje WBA, WBC, IBF oraz magazyn The Ring. Znów nie było żadnych wątpliwości, kto jest prawdziwym championem wagi ciężkiej.

Pod koniec 1989 roku magazyn The Ring rezygnuje z nadawania swojego tytułu mistrza świata. Patrząc na to, że robił to od roku 1922 (a jego wyróżnienie było starsze niż jakakolwiek istniejąca wtedy federacja alfabetowa) i w 99% przypadków tytuł ten korespondował w oczach publiki z prawowitym mistrzostwem, tradycjonaliści bokserscy stracili oparcie w fizycznej emanacji tego tytułu. Nawet jeśli pominiemy całkowicie kwestię mistrzostwa linearnego, można było mieć pewność, że pas magazynu The Ring posiadał najlepszy bokser w dywizji, albo bokser, który go pokonał. Linia mistrzów oczywiście wciąż była dla każdego obserwatora oczywista i będziemy za nią dalej w tych rozważaniach podążać, na drugi plan spychając pomniejszych posiadaczy pasów alfabetowych, których z czasem przybywało.

Mike Tyson po walce z Michaelem Spinksem obronił swój tytuł 2 razy, po czym niespodziewanie poległ w lutym 1990 roku z Busterem Douglasem. Buster traci mistrzostwo w październiku tego samego roku, znokautowany w swojej pierwszej obronie przez Evandera Holyfielda, ten natomiast po 3 obronach tytułu przegrywa w listopadzie 1992 z Riddickiem Bowe. I tutaj sytuacja znowu nam się komplikuje. Obowiązkowym pretendentem do pasa WBC był wtedy, po pokonaniu Razzora Ruddocka w październiku 1992 roku, Lennox Lewis. Jego obóz nie mógł jednak dojść z Riddickiem Bowe do porozumienia w wyznaczonym do tego terminie. Bowe zamiast z Lewisem zawalczyć, zwakował pas WBC wyrzucając go do śmieci. Znowu mieliśmy dwóch mistrzów świata wagi ciężkiej. Każdy obserwator miał jednak świadomość, że prawdziwym mistrzem był Riddick Bowe. Lennox był w oczach publiki jedynie kolejnym wcieleniem Erniego Terrella i Kena Nortona. Bowe broni swojego zunifikowanego tytułu WBA i IBF dwa razy, po czym w listopadzie 1993 roku przegrywa rewanż z Evanderem Holyfieldem. Ten natomiast spala swoją pierwszą obronę z Michaelem Moorerem, a temu też obronić tytułu się nie udaje, gdyż nokautuje go listopadzie 1994 roku 45-letni George Foreman.

Jeszcze w rankingu podsumowującym rok 1994 magazyn The Ring ma Foremana na miejscu pierwszym. Ten jednak od razu wakuje pas WBA by nie mierzyć się z obowiązkowym pretendentem Tonym Tuckerem. W kwietniu 1995 roku bardzo kontrowersyjnie wygrywa natomiast z Axelem Schulzem i niechętny by dać mu rewanż, wakuje również pas IBF. Po raz kolejny powtarza się sytuacja, że mistrz z prawowitej linii nie dysponuje żadnym pasem alfabetowym, a w realiach nie nadawania mistrzostwa przez magazyn The Ring, nie dysponuje żadną fizyczną emanacją tytułu. Mógł mieć do niego słuszne pretensje, jak Ali podczas walki z Frazierem, jednak nie każdy musiał je uznawać. Big George prowadzi resztę swojej kariery bardzo ostrożnie, walcząc dwa razy z podrzędnymi przeciwnikami, wypadając nawet w jednym momencie z rankingu Top 10 magazynu The Ring. Pokazuje to zmieniający się stosunek do prestiżu mistrzostwa linearnego. Nic zresztą dziwnego, skoro, dla przykładu, o pas WBA bili się zawodnicy ze ścisłej czołówki - Mike Tyson i Evander Holyfield, a o mistrzostwo linearne… Crawford Grimsley. George traci swoje pretensje do tytułu w listopadzie 1997 przegrywając z Shannonem Briggsem. Doszło wtedy do bezprecedensowej sytuacji (pomijając oczywiście pierwsze dekady wagi ciężkiej), kiedy to Shannon Briggs pokonując Foremana, mógł nazywać się mistrzem świata, nigdy nie posiadając żadnego prestiżowego pasa! Zresztą, jeszcze miesiąc przed walką, aż 4 bokserów mogło tak się określać - Evander Holyfield posiadał pas WBA, Lennox Lewis ponownie zdobył pas WBC, Michael Moorer był mistrzem federacji IBF a George Foreman, jako champion z prawowitej linii, wciąż miał do tytułu mistrza świata pretensje.

Shannon Briggs przegrywa już w następnej walce z Lennoxem Lewisem a nieco wcześniej Evander Holyfield unifikuje tytuły WBA i IBF w walce z Michaelem Moorerem. W rankingu podsumowującym rok 1997 magazyn The Ring na pierwszym miejscu notował Real Deala a dopiero na drugim Lwa, mimo, że to on był, w myśl teorii za którą idziemy, prawowitym mistrzem dywizji. Dyskusja oczywiście rozstrzyga się ostatecznie w listopadzie 1999 roku, kiedy to Lennox pokonuje Holyfielda, by stać się niekwestionowanym mistrzem świata federacji WBA, WBC i IBF, będąc równocześnie mistrzem z prawowitej linii rozpoczętej przez Floyda Pattersona w 1956 roku. Linia była kręta, czasem niejasna, ale zawsze w końcu wyłaniał się z niej ten pełnoprawny, niekwestionowany mistrz wagi ciężkiej. Lennox oczywiście jeszcze przed końcem kariery wakuje pasy WBA i IBF (po drodze otrzymując pas magazynu The Ring, którego włodarze znów zaczęli koronować swojego mistrza), ale nikt nie miał wątpliwości, że John Ruiz i Chris Byrd (a także przez chwilę Roy Jones Jr. i Evander Holyfield) byli tylko ówczesnymi odpowiednikami Erniego Terrella.

Lewis odchodzi na emeryturę w lutym 2004 roku i tak jak Rocky Marciano i Gene Tunney nigdy z niej nie wraca. Zadanie ukoronowania prawowitego mistrza świata wagi ciężkiej, było o wiele trudniejsze niż 50 lat wcześniej. Pasów alfabetowych było więcej a przez to traciły one nieco na prestiżu. Więcej było też outletów, których rankingi mogłyby wytyczyć ku temu drogę. Pierwszą taką próbę podjęto podczas walki o wakujący po Lennoxie pas WBC pomiędzy Witalijem Kliczko i Corriem Sandersem w kwietniu 2004 roku. Na szali pojedynku znalazł się też pas magazynu The Ring, jako że panowie byli kolejno numerem 1 i numerem 3 w jego rankingu. Spotkało się to jednak ze sprzeciwem większości bokserskich obserwatorów. Drugim najlepszym ciężkim na świecie w szerokiej opinii był posiadacz pasa IBF Chris Byrd - pięściarz, który wcześniej Witalija pokonał. Nie zgadzano się również z pozycją Sandersa - wiele outletów nie miało go nawet w swoim Top 5. Trzeba było również brać pod uwagę posiadacza pasa WBA - Johna Ruiza. Dodatkowo zwracano uwagę, że Sanders będzie dopiero drugim, po Kirku Johnsonie, poważnym zawodnikiem z Top 10, którego Witalij pokonał. Kliczko nokautując przeciwnika stał się więc nowym mistrzem świata federacji WBC i magazynu The Ring, uważany był za najlepszego ciężkiego na świecie, ale było bardzo dużo wątpliwości co do tego, czy powinien być on już wtedy uznawany za sukcesora Lennoxa Lewisa na pozycji prawowitego mistrza wagi ciężkiej. Sam jednak fakt posiadania pasa The Ring bardzo go legitymizował. Może gdyby nie kontuzje, zostałby w przyszłości twórcą nowej linii mistrzów uznawanej przez potomność. Tak się jednak nie stało. Swoje pasy obronił tylko raz, po czym nękany urazami, przeszedł na emeryturę w grudniu 2005 roku.

Konsensus co do prawowitego mistrza wagi ciężkiej wytworzył się później wokół jego brata. Już pojedynek Władimira z mistrzem IBF Chrisem Byrdem w kwietniu 2006 roku można było uznać za walkę dwóch najlepszych ciężkich na świecie. Magazyn The Ring był jednak teraz ostrożniejszy w nadaniu swojego wyróżnienia, szczególnie że w grze wciąż pozostawał Lamon Brewster, pogromca młodszego Kliczki (mimo, że kilka tygodni przed walką, przegrał on z Sergiejem Liachowiczem). Władimir zaczyna jednak budować swoje pretensje do korony - staje się pierwszym zunifikowanym mistrzem świata wagi ciężkiej od czasów Lennoxa Lewisa pokonując w lutym 2008 roku Sułtana Ibragimova, posiadacza, już wtedy prestiżowego, pasa WBO. Miesiąc później pas WBC zdobywa Samuel Peter - zawodnik, którego młodszy Kliczko już pokonał. Sytuacja zmienia się jednak drastycznie, gdy z emerytury wraca w bardzo dobrym stylu Witalij, odbierając w październiku zielony pas Peterowi, od razu stając się w oczach niektórych z obserwatorów numerem 2 w dywizji. Pozycja Władimira była już jednak zbyt silna. Przed jego historycznym pojedynkiem z Rusłanem Czagajewem zaplanowanym na czerwiec 2009 roku, redaktor magazynu The Ring, legenda dziennikarstwa bokserskiego - Cliff Rold podsumował ówczesną sytuację w wadze ciężkiej:

"W czasie gdy Witalij był nieaktywny, Władimir i Czagajew wyłonili się jako najlepsi zawodnicy w dywizji. Mimo, że trzeba brać go pod uwagę, walka pomiędzy Władimirem i Czagajewem, będzie więcej niż wystarczająca by odtworzyć linię mistrzów wagi ciężkiej. Władimir od czasu swojej ostatniej porażki wygrał 10 walk z rzędu. Spośród jego 10 rywali, w momencie pojedynku, pięciu było uznawanych za Top 5 dywizji - Samuel Peter, Chris Byrd, Calvin Brock, Sułtan Ibragimow i Tony Thompson. W walce z Lamonem Brewsterem zrewanżował się ostatniemu bokserowi, który go pokonał a nokautując Hasima Rahmana, zapewnił sobie zwycięstwo nad jednym z dwóch wciąż aktywnych, byłych linearnych mistrzów świata. W tym momencie brakuje mu jedynie oficjalnej koronacji. Starszy brat wrócił w świetnym stylu pokonując Petera i zawodnika z Top 10 dywizji Juana Carlosa Gomeza, ale to zdecydowanie za mało by podważyć pretensje młodszego brata do bycia numerem 1. Czagajew natomiast jest najwyżej notowanym pretendentem po braciach Kliczko, którzy zadeklarowali, że nigdy ze sobą nie zawalczą. Magazyn The Ring stwierdził już, że uzna zwycięzcę pojedynku Władimira z Czagajewem za prawdziwego króla dywizji i, w przeciwieństwie do kontrowersyjnej koronacji Witalija w 2004 roku, ta będzie już tą prawowitą."

Jako, że linia odtworzona przez Władimira zyskała uznanie większości ekspertów (jego koronację na prawowitego mistrza dywizji w czerwcu 2009 uznały: magazyn The Ring, portal Boxing Scene, stacja ESPN, magazyn Sports Illustrated, encyklopedia Cyber Boxing Zone oraz portal Bad Left Hook), pokusiłem się o szersze niż Cliff Rold zanalizowanie sytuacji, która do pojedynku koronacyjnego doprowadziła. Jak pamiętamy, ostatnim ciężkim, który odtworzył linię po emeryturze poprzedniego mistrza był Floyd Patterson. Stał się on prawowitym mistrzem świata wagi ciężkiej po wygranej w turnieju, w którym starło się pięciu topowych pretendentów do tytułu. W czasach Władimira takiego oficjalnego turnieju oczywiście nie rozpisano. Ale co jakby go zrekonstruować?

Patrząc na rankingi magazynu The Ring z lat 2004 do 2008 i wyławiając z nich pięciu najlepszych zawodników oprócz Władimira Kliczki i Rusłana Czagajewa w danym roku, dostaniemy 12 nazwisk. Pięć z nich pokonał Wład: Chris Byrd, Samuel Peter, Hasim Rahman, Sułtan Ibragimow i Lamon Brewster. Dwa w swoim CV miał Biały Tyson: Nikołaj Wałujew i John Ruiz. Oleg Maskajew i James Toney polegli z Samuelem Peterem. Sergiej Liachowicz został natomiast pokonany przez Nikołaja Wałujewa i Shannona Briggsa a The Cannon musiał uznać wyższość Sułtana Ibragimowa. Monte Barrett, który do rankingu też się na rok załapał, przegrał z Hasimem Rahmanem. Z jakiej strony by na to nie spojrzeć, rzeczywiście, wszystkie drogi prowadziły właśnie do Władimira Kliczki i Rusłana Czagajewa.

Ze względu jednak na to, że Witalij wciąż był aktywnym, uważanym za drugiego najlepszego ciężkiego na świecie bokserem, nie każdy chciał Władimira za prawowitego króla dywizji uznać. Ten jednak kontynuował swoją dominację. W lipcu 2011 roku znów pokonał najlepszego zawodnika w dywizji po braciach - posiadacza pasa WBA Davida Haye'a. Stał się wtedy zunifikowanym mistrzem WBA, IBF, WBO i magazynu The Ring. Witalij do września 2012 roku broni swojego pasa WBC 9 razy głównie z drugą ligą wagi ciężkiej. Tylko 3 z jego obron (Gomez, Arreola, Adamek) można uznać za pojedynki z czołową dziesiątką. W październiku 2013 roku, ponad rok od czasu ostatniej walki nieaktywnego, znów kontuzjowanego Witalija, Władimir pokonuje kolejnego zawodnika numer 3 w dywizji - Aleksandra Powietkina.

Witalij ostatecznie odchodzi na emeryturę i wakuje swój pas w grudniu 2013. Władimir nie może jednak o niego walczyć ze względu na politykę WBC nie uwzględniającą w rankingu mistrzów innych federacji. W realiach jednak tego wakatu, Władimir stał się de facto mistrzem niekwestionowanym - nie było nikogo, kto mógłby jego status podważyć, niezależnie od ilości posiadanych pasów alfabetowych. W swoich dwóch następnych walkach tak właśnie był w ringu przedstawiany. Swoje pretensje umocnił jeszcze bardziej pokonując w listopadzie 2014 roku kolejnego pretendenta numer 1, uważanego za najlepszego ciężkiego poza nim samym - Kubrata Pulewa. Bermane Stiverne pomimo posiadania pasa WBC, notowany był niżej niż Bułgar (a także niżej niż Aleksander Powietkin i Tyson Fury). Ostatecznie zatem Kliczko utwierdził się w oczach większości kibiców i ekspertów jako prawowity mistrz świata wagi ciężkiej, zyskując status podobny do Larry'ego Holmesa.

Tyson Fury pokonując Władimira w listopadzie 2015, pokonał więc króla dywizji uważanego za jej prawowitego mistrza, następcę Lennoxa Lewisa. Ten status kontestowała tylko garstka obserwatorów, głównie związanych z federacją WBC. Ich opinia nie była jednak powszechna - większość publiki nie miała wątpliwości co do tego, kto byłby górą, gdyby to Wład walczył ze Stivernem o wakujący pas. Z Tysonem Furym wiąże się jednak kolejny okres zamieszania w wadze ciężkiej. Po pokonaniu Włada wpadł w wir używek i depresji, sukcesywnie tracąc wszystkie pasy alfabetowe. Magazyn The Ring wciąż jednak uznawał go za mistrza aż do lutego 2018 roku. Pas IBF wpadł w styczniu 2016 roku w ręce Charlesa Martina, którego w pierwszej jego obronie 3 miesiące później pokonał Anthony Joshua, pas WBO zdobył Joseph Parker w grudniu, a o wakujący pas WBA bili się w kwietniu 2017 Joshua i pragnący odzyskać utracony status Władimir.

W marcu 2018 roku można było mieć wrażenie, że zaczyna tworzyć się konsensus wokół Anthony'ego Joshuy. Przy okazji jego walki unifikacyjnej z Josephem Parkerem mówiło się, że na szali może znaleźć się też pas magazynu The Ring. Jego włodarze jednak, nauczeni sytuacją z Witalijem z 2004 roku, po raz kolejny woleli być ostrożni. Drugim najlepszym ciężkim na świecie był przecież Deontay Wilder, który do tamtego czasu zaliczył już 7 obron swojego pasa WBC. Dlatego, mimo że Anthony Joshua po pokonaniu Josepha Parkera był uważany za numer 1 i posiadał pasy WBA, IBF i WBO, nikt nie chciał go jeszcze określić prawowitym mistrzem świata wagi ciężkiej jak wcześniej młodszego Kliczkę.

Sytuację skomplikował powrót Tysona Fury'ego, który od swojego pierwszego pojedynku przedstawiany był jako linearny mistrz świata wagi ciężkiej. To właśnie jemu zawdzięczamy spopularyzowanie tego terminu w ostatnich latach. Patrząc na historyczne precedensy m.in. te wymienione w artykule, ciężko mieć z tym problem i odmówić mu słuszności. Pretensje Fury'ego do tego tytułu były jednak szeroko odrzucane - twierdzono, że przeszedł przecież na emeryturę i stracił licencję z powodu wpadki dopingowej. Przypominano też, że nie zaliczył on wcześniej żadnej obrony tytułu, rezygnując z rewanżu z poprzednim mistrzem - Władimirem Kliczką. AJ pokonując Ukraińca w bardziej spektakularny sposób niż Fury, też trochę tę aurę sensacji wokół zwycięstwa "Króla Cyganów" przyćmił.

Fury swoich pretensji jednak nigdy nie porzucił. Po dwóch walkach na przetarcie z zawodnikami, którzy nigdy nie powinni o tytuł linearny walczyć, rzucił wyzwanie mistrzowi WBC - Deontayowi Wilderowi. Walka z grudnia 2018 zakończyła się kontrowersyjnym remisem. W 2019 odrzucił on propozycję pojedynku z Anthonym Joshuą o pasy, których nie stracił w ringu i znów zawalczył z zawodnikami drugoligowymi. W międzyczasie ten sam AJ przegrał czerwcowy pojedynek z Andym Ruizem Jr, natychmiast rewanżując mu się jednak sześć miesięcy później. W lutym 2020 roku natomiast doszło do rewanżu Fury'ego z Deontayem Wilderem. Bronze Bomber miał już wtedy na koncie 10 obron pasa WBC, a jego walki z pretendentem Top 5 do tytułu Luisem Ortizem oraz fakt, że Anthony Joshua miał już jedną porażkę na koncie sprawiły, że był on szeroko uważany za najlepszego ciężkiego na świecie po Tysonie. Reputacja Fury'ego mimo walk z rozczarowującymi przeciwnikami też mocno wzrosła - dla wielu to on powinien być wygranym ich pierwszego pojedynku. Magazyn The Ring ogłosił, że zwycięzca walki będzie przez nich uważany za prawowitego mistrza świata i dorzucił swój wakujący od dwóch lat pas do puli. Fury zdemolował Deontaya w siedem rund, wracając na szczyt wagi ciężkiej.

Tyson miał teraz dwa solidne argumenty stojące za swoimi pretensjami do bycia prawowitym mistrzem świata wagi ciężkiej - pokonanie Władimira Kliczki, które dawało mu status "the man who beat the man" oraz pokonanie Deontay’a Wildera w pojedynku dwóch najlepszych ciężkich na świecie. I faktycznie, wokół Fury’ego ukształtował się konsensus pomimo tego, że to Anthony Joshua posiadał 3 z 4 prestiżowych pasów alfabetowych. AJ jednak nigdy nie zdobył tradycyjnych argumentów do nazywania się królem dywizji. Nie był namaszczonym przez tradycję "the man who beat the man" i nie odtworzył linii mistrzów w czasie nieaktywności Fury'ego. Jego walka z Josephem Parkerem była wprawdzie walką numeru 1 z numerem 3, ale przy solidnej pozycji Deontaya Wildera na miejscu drugim, nie dawało to realnie żadnej legitymizacji. Joshua traci swoje zunifikowane mistrzostwo świata we wrześniu 2021 roku, przegrywając z byłym niekwestionowanym championem wagi cruiser Oleksandrem Usykiem. Miesiąc później Tyson Fury znów pokonuje Deontaya Wildera, a w kwietniu 2022 roku nokautuje Dilliana Whyte’a. Zaczyna też myśleć o emeryturze.

Rewanżowy pojedynek Oleksandra Usyka z Anthonym Joshuą zaplanowano na 20 sierpnia. 12 sierpnia natomiast Tyson Fury potwierdza na Twitterze swoją emeryturę, oficjalnie informując o niej magazyn The Ring, wakując swój pas dzień później. Poinformował o tym też federację WBC, ale jej włodarze, znając zmienne nastroje mistrza, dali mu 14 dni do namysłu zanim go swojego pasa pozbawią. Mieliśmy więc ciekawą sytuację, bo walka Usyka z AJ-em, stawała się dzięki temu, w opinii większości obserwatorów, walką dwóch najlepszych ciężkich na świecie, w której to stawce znalazł się zwakowany przez Fury'ego pas The Ring. Zwycięzca tego pojedynku, którym okazał się Oleksandr Usyk, miał więc pełne prawo określania się prawowitym mistrzem wagi ciężkiej. Wiele outletów za takiego go uznało, pomimo faktu, że Fury zaraz po pojedynku stwierdził, że na emeryturę jednak nie przechodzi.

Tyson wciąż określał się linearnym mistrzem świata i obronił ten tytuł jeszcze dwa razy - w grudniu 2022 roku pokonując przez techniczny nokaut Dereka Chisorę oraz w październiku 2023 roku wygrywając niejednogłośną decyzją sędziów z bokserskim debiutantem Francisem Ngannou. Oleksandr Usyk w tym czasie broni swojego zunifikowanego mistrzostwa i pasa magazynu The Ring z obowiązkowym pretendentem federacji WBA Danielem Dubois w sierpniu, nokautując go w rundzie 9. W końcu, po przedłużających się negocjacjach, panowie mieli zmierzyć się w walce o niekwestionowane mistrzostwo świata wagi ciężkiej 23 grudnia. Ze względu jednak na słaby występ Fury'ego we wspomnianej walce z Francisem Ngannou, przeniesiona została ona na 17 lutego 2024 roku. Ostatecznie jednak, z powodu rozcięcia jakiego Tyson doznał na sparingu, pojedynek odbył się dopiero 18 maja. Jego zwycięzcą, niejednogłośną decyzją sędziów, został Oleksandr Usyk. Koronacja pierwszego od czasów Lennoxa Lewisa niekwestionowanego mistrza świata sprawiła, że po wielu latach, znów nikt miał już wątpliwości, kto tak naprawdę jest królem wagi ciężkiej.

Opracował: Marcin Legumina - Truskool Boks
https://www.facebook.com/TruskoolBoks

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: ErykEsch
Data: 21-12-2024 14:58:06 
TL;DR
 Autor komentarza: Furmi
Data: 21-12-2024 16:51:29 
Bardzo fajne opracowanie.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.