NOWY, NIESPODZIEWANY MISTRZ EUROPY WAGI CIĘŻKIEJ
Niepokonany Aleksander Zachożyj (19-1, 15 KO) miał według niektórych być nową siłą wagi ciężkiej, ale w pierwszej obronie tytułu mistrza Europy poniósł niespodziewaną porażkę z rywalem sprowadzanym na kilka dni przed terminem w zastępstwie.
W rolę pretendenta na ostatniej prostej wcielił się Labinot Xhoxhaj (20-0-1, 16 KO), który wskoczył w miejsce Arnolda Gjergjaja. To miał być spacerek dla ukraińskiego giganta (206 cm), a skończyło się na pierwszej porażce w karierze i utracie pasa EBU.
Zaczęło się zgodnie ze scenariuszem - challenger już w drugiej rundzie był liczony po ładnym lewym sierpowym na szczękę, z czasem jednak coraz lepiej skracał dystans, a z bliska trafiał championa. W dziesiątym starciu to wyczerpany Zachożyj był liczony po prawym na skroń, a po ostatnim gongu sędziowie jednomyślnie wskazali na pięściarza z Kosowa - 115:111 i dwukrotnie 116:110.
Takim prospektem był właśnie Zachożyj. Czyli nikt o klasie marketingowej Itaumy, Andersona czy Wardleya, raczej taka druga liga prospektów. W sam raz na Gjergjaja - średniaka hodowanego właśnie dla takich ludzi i pewnie stosownie do tego opłacany. Ze strony promotora Ukraińca bardzo dobrze przemyślany ruch.
Innymi słowy miało chodzić o walkę-ustawkę. Może nie w stylu Tysom vs Paul, ale coś w tym guście. Zachożyj pewnie obejrzał kilka walk Gjergjaja, przygotował jakąś prostą strategię na KO do 4-5 rundy, włącznie z przygotowaniem kondycyjnym, po czym wrócił na kanapę, do piwka i słoniny. Kiedy okazało się, że Gjergjaj ma kontuzję, promotor zakontraktował podobnego (na papierze) Albańczyka. A tu psikus. Albańczyk musiał być w stałym treningu, mieć przyzwoitą kondycję i "wyczuć szansę". Efekt - pechowemu promotorowi zepsuła się inwestycja a Zachożyj "awansuje" pewnie do roli "gatekeepera". Albo w ogóle gdzieś zniknie, jak David Adelaye.
Co do walki ukraińca faktycznie spore zaskoczenie na zwycięstwo Xhoxhaja kursy oscylowały wokół 10 także to wszystko mówi.