STIVERNE: WILDER SIĘ SKOŃCZYŁ I NIE MA SZANS Z CZOŁÓWKĄ
Bermane Stiverne (25-6-1, 21 KO) przegrał obie walki z Deontayem Wilderem (43-4-1, 42 KO) - najpierw na punkty, tracąc pas WBC wagi ciężkiej, a potem szybko przed czasem. Jego zdaniem Wilder jest dziś cieniem samego siebie i powinien odwiesić rękawice na kołku.
"Brązowy Bombardier" przegrał cztery z ostatnich pięciu walk, w tym trzy przed czasem. On sam zdaje się wciąż mieć apetyt na coś dużego, tylko czy mierzy siły na zamiary? Jako potencjalnego przeciwnika wskazał Francisa Ngannou.
- Walka z Ngannou nie ma sensu od strony sportowej, co najwyżej ma sens ekonomiczny. Wilder może toczyć jakieś pokazówki i wciąż zarabiać, nie sądzę natomiast, aby był w stanie odzyskać tytuł mistrza świata, a nawet rywalizować z czołową dziesiątką obecnej wagi ciężkiej. Według mnie skończył się już na tyle, że nie powinien mierzyć się z zawodnikami ze ścisłej czołówki - powiedział Stiverne.
Zarobi jeszcze trochę kasy niezależnie od wyników oczywiście jeśli do ringu wychodzić bedzie chciał lub musiał (może się okazać to niezbędne ponieważ facet prywatnie podejmuje co najmniej dziwne decyzje).
Co do Stiverna to wg mnie facet przegrałby na punkty z prime Charlesem Martinem.
Bermane był dobry na takich prostych kołków jak Arreola którzy sami pchali mu się pod ręce. Z przewagą wzrostu, szybkości i pracy nóg Martin prawdopodobnie by go wypunktował i to dość wyraźnie.
Z tym się zgodzę że Martin jako mistrz wypadł jeszcze gorzej, ale przynajmniej trzeba oddać WeedCharlesowi że jeszcze chce mu się dawać fajne walki i pomimo swoich możliwości nie wychodzi to ringu tylko po kasę.
Ja uważam że Whyte w Prime też by go pokonał. Zasłużył na tytuł o wiele bardziej niż Stiverne.
Page, Coetzee to byli dobrzy bokserzy, tyle że krótko panowali. Coetzee zdaje się, że za trzecim razem zdobył pas, ale w eliminatorze (do walki z Holmesem) ze Snipesem go przekręcili. Z kolei Page'a stylem porównywano do Alego, a na sparringu zdaje się, że położył Tysona.