FRANCIS NGANNOU O WALCE Z FURYM I BRUDNYCH ZAGRYWKACH PRZED JOSHUĄ

2024-07-23, Redakcja, PowerfulJRE

Francis Ngannou gościł w programie Joe Rogana i opowiedział o walkach z Tysonem Furym (34-1-1, 24 KO) i Anthonym Joshuą (28-3, 25 KO), rzucając nowe światło na pewne sprawy.

- Łącznie do walki z Furym trenowałem boks przez cztery miesiące. Najpierw miesiąc w Kamerunie, potem pojechałem na rozmowy kontraktowe i podpisanie umowy, po czym zostały trzy miesiące do terminu pojedynku. Wszystko było inne, więc początkowo sparowałem po trzy rundy i z czasem dokładaliśmy następne. Podczas walki zauważyłem, że gdy jestem ustawiony na normalną pozycję, Fury na mnie idzie i wywiera pressing, kiedy jednak zmieniałem pozycję na mańkuta, on zaczynał więcej myśleć i tempo spadało. Dlatego tak często byłem ustawiony na mańkuta. Miałem bardzo dobrą rundę ósmą, ale w dziewiątej złapał mnie kryzys. Przed ostatnią odzyskałem siły i mogłem boksować dalej. Uważam, że powinienem wygrać walkę na punkty, ale tak naprawdę wygrałem już wtedy, gdy ją przyjąłem. W kontrakcie był zapis o rewanżu, ale tylko pod warunkiem, że dotrwam do ósmej rundy. Nie doszło do niego, bo czas był po prostu nieodpowiedni - wspomina były mistrz UFC wagi ciężkiej, który do końca roku ma wrócić do MMA i zaatakować pas PFL, który należy do wielkiego Renana Ferreiry (13-3).

- Przygotowania do walki z Joshuą były lepsze. Na miesiąc przed terminem zrobiłem cztery sparingi po dziesięć rund, z lepszymi sparingpartnerami. Różnica polegała jednak na tym, że nikt na mnie nie stawiał w starciu z Furym, zaś przed Joshuą nagle zaczęto oczekiwać, iż zrobię coś wyjątkowego. Było coś jeszcze. Przez cały tydzień przed walką, gdy mieliśmy swoje obowiązki, przywożono nas o jakieś półtora godziny za wcześnie. Mój trener się wściekał i zarzucał organizatorom, że to tylko po to, by mnie wymęczyć. Joshua przyjeżdżał na czas. Wtedy tego nie rozumiałem i sam uspokajałem trenera, dziś widzę to już inaczej. W dniu gali do hali przyjechaliśmy o 22:45. Od razu w szatni usłyszeliśmy, że transmisja ma opóźnienia i wyjdziemy do ringu około 1:45. Potem patrzę i okazuje się, że Joshua przybył do hali o 1:30 miejscowego czasu. Myślę sobie "jak to możliwe, skoro mamy walczyć za kwadrans"? Skończyło się na tym, że wyszliśmy do ringu o 3:30. W pewnym momencie w szatni, będąc już tyle godzin bez jedzenia, bo zazwyczaj jem na pięć godzin przed walką, po prostu zrobiłem się śpiący i zmęczony. Oczywiście nie powiem, że w innym przypadku pokonałbym Joshuę, bo tego nie wiem. Nie winię nawet jego, on zrobił po prostu swoje. Mam za to pretensje do organizatorów. Zresztą coś ze mną działo się nie tak i dziwnie się czułem - stwierdził tajemniczo Ngannou.

Kameruńczyk dodał, że po walce lub dwóch w MMA prawdopodobnie wróci do boksu. Czekacie?

<< Powrót na stronę główną <<