TRENER WILDERA: TO JUŻ NIE TEN SAM FACET CO 10 LAT TEMU
Ponad dekadę temu Malik Scott przegrał w eliminatorze do pasa WBC wagi ciężkiej z Deontayem Wilderem (43-4-1, 42 KO) już w pierwszej rundzie. Po latach został jego trenerem. Ale czas płynie nieubłaganie dla każdego.
Pod wodzą Scotta "Brązowy Bombardier" najpierw przegrał trzecią walkę z Tysonem Furym, choć miał go dwukrotnie na deskach, następnie znokautował szybko Roberta Heleniusa, potem jednak na punkty pokonał go Joseph Parker, a Zhang Zhilei znokautował.
- Deontay ma już 38 lat, to już nie ten sam facet, gdy miał ich 28 i mnie nokautował. To już nie jest młody facet, tylko młody staruszek. W tym wieku nie czujesz się już tak samo, choć wciąż jest na tyle mocny, że mógł pokonać Zhanga - powiedział Scott.
Przypomnijmy, że Wilder miał ostatnio problemy w ringu, ale chyba jeszcze większe poza nim. Więcej o tym pisaliśmy TUTAJ >>>
Tyle że Zhang to taka chińska podróbka Foremana. Taki styl znacznie wolniej się starzeje. A Wilder był jednostrzałowcem. U niego wszystko opierało się wyłącznie na jednym ciosie, który Deontay, kiedy jeszcze miał oczko, uroczyście lokował na głowie przeciwnika. Po czym dobijał go... kraulem.
Tyle że do czasu walk z Furym Wilder w międzyczasie coś tam wyprowadzał. Żeby przygotować grunt pod petardę. A po Furym przestał, prawdopodobnie dlatego, że złapał lęk. Bo Fury załatwiał go bardzo prosto. Bomby albo omijał, albo przyjmował, ale z jakimś tam odchyleniem, więc nie padał na amen. A resztę albo niemiłosiernie kontrował, albo wykorzystywał do wchodzenia w zwarcie i osłabianie wagą, wieszaniem się i brudnym boksem.
Więc Wilder zdecydował się ograniczyć tylko do samych bomb. W ten sposób z ubogiego boksu z fajerwerkami wyszła jazda figurowa. Alabama stracił też celność a dzieła zniszczenia dopełnił Szrot. Gdyby Wilder miał normalnego trenera, który by się za niego wziął, zamiast śliskiego przydupasa, to pewnie by jeszcze poboksował. Ale wyszło, jak wyszło.
W sumie też racja...
Dwie wygrane nad Ortizem i jedną ze Stivernem,nie liczę tej walki rewanżowej
Porażka z Parkerem i Zhangiem oraz trzy razy baty od Cygana
Żałosny resume
Ten człowiek nigdy nie powinien nawet otrzeć się o żaden pas, a gdyby już te 10 czy 5 lat wcześniej walczył z poważnymi przeciwnikami, nigdy nie byłoby jakichś idiotycznych gadek o królu nokautu. Król nokautu na bumach? Oczywiście, jak najbardziej.
Lista walk z topowymi zawodnikami których uniknął w swojej karierze jest dłuższa niż lista topowych zawodników których pokonał.
Uniknął w taki bądź inny sposób:
1. Kliczki- możliwa unifikacja
2. Powietkina- oficjalny pretendent do jego pasa który czekał na szanse 2,5 roku
3. Whyte'a- oficjalny pretendent chyba koło 3 lat
4. AJ- unifikacja, największa możliwa walka i gwarancja zarobienia 100 milionów- wolał wybrać wracającego do poważnego boksu Fury'ego.
Tyle pamiętam w tej chwili. Oprócz tego było jeszcze odwlekanie walk w czasie bo Ortiza z którym w końcu zawalczył też długi czas wykluczał (aż sprawdził go dla niego przydupas Scott), z Zhangiem też nie zawalczył w pierwszym terminie.
Zdobył pas na słabym mistrzu który idealnie mu pasował po czym kisił go serwując nam słabych przeciwników. Walka z Furym stała się dla niego i przekleństwem i błogosławieństwem w jednym- przekleństwem bo 3 x powinien przegrać w tym 2 x po ciężkich wpierdolach a błogosławieństwem bo dała mu ona kasę, sławę i fałszywy obraz tego że jest nr 2 w dywizji co było tylko sztuczną sytuacją spowodowaną tym że walczył tylko z 1 gościem.