ROBERT GARCIA: CRAWFORD DA CANELO BARDZO TRUDNĄ WALKĘ
Na pierwszy rzut oka przeskok z wagi półśredniej do super średniej, czyli o 9,5 kilograma, to pomysł szalony. Coraz częściej słychać jednak eksperckie głosy, że Terence Crawford (40-0, 31 KO) ma szansę zdetronizować sporo większego Saula Alvareza (61-2-2, 39 KO).
Zresztą zanim Amerykanin dostanie taką walkę, najpierw musi - już w dywizji junior średniej, uporać się 3 sierpnia z mistrzem WBA Israilem Madrimowem (10-0-1, 7 KO).
- Terence to szalony facet i według mnie pokona Alvareza. Crawford potrafi boksować na tym samym poziomie z obu pozycji, jest w ringu bardzo, to po prostu gość inny niż pozostali - przekonywał niedawno Aleksander Usyk.
- Jeśli Crawford chce rzucić sobie wyzwanie szukając wielkości i spuścizny, niech spróbuje. Jestem za tym. Mało tego, stawiałbym na niego w takiej konfrontacji. Nie wiem, czy wygra, czy przegra, ale jeśli komukolwiek ma się udać, to właśnie jemu. Goni za byciem wielkim - powiedział w podobnym tonie Errol Spence.
Teraz głos w sprawie tego pojedynku marzeń zabrał ceniony trener Robert Garcia.
- Terence bez wątpienia należy do najlepszej trójki pięściarzy bez podziału na kategorie. Ma wielkie umiejętności bokserskie i jego walka z Canelo wygeneruje znakomite liczby. Dużo większy i silniejszy Canelo może zdominować późniejsze rundy i wygrać nawet przed czasem, ale z pewnością Crawford będzie miał dobre momenty i rundy. Nie mam wątpliwości, że Crawford da Canelo trudną i dobrą przeprawę. Alvarez nie będzie miał łatwo - powiedział Garcia.
2, bo pewnie widział walki Canelo -Floyd,Lara,Trout czy nawet Khan
3. TC jest tylko lżejszy - wzrost ten sam, zasięg 10cm większy
4. TC jest bardzo silny fizycznie ćwiczy zapasy i na jednym z YT targa 204kg w marwym ciągu bez przygotowania.
past Khan przez 4 rundy oklepywał Rudego, TC będzie oklepywał przez 12 tylko sporo mocniej i nie da się ustrzelić jak dziurawy amirek
Oczywiście jak do walki dojdzie :)
Ogólnie nie zgadzam się z Garcią czyli naprawdę uznanym trenerem. Mniejszy, szybszy, bardziej mobilny pięściarz w pierwszej fazie walki oklepujący większego rywala, ale potem następuje zatarcie silnika, dochodzi skracanko dystansu, zaczynają wchodzić ciosy na dół i silnik się zaciera, a wraz z rundami reakcje nie są już te. Większy łamie mniejszego.
Są jednak geniusze, którzy potrafią przełamać ten schemat i dać fałszywą pewność siebie w pierwszych rundach większemu rywalowi, który te rundy odpuszcza bądź wychodzi z nastawieniem no zobaczymy co tam masz i jak będziesz reagował na ciosy kiedy dojdziemy do drugiej części walki. Boks to przede wszystkim myślonko. Wtedy wchodzi bardzo gorzka pigułka do przełknięcia, bo okazuje się że te pierwsze rundy były wygrane żeby je wygrać, a ten mniejszy gość ma w sobie jeszcze kolejny bieg i nie da się w ten sposób zdominować robiąc po drodze głupka z tego większego.
Ok Jamesa Toney zostawmy. To był niezrównoważony skurwysyn (to komplement), który kosztem przyjęcia potrafił łamać. Kosztem szydery w twarz i zmuszenia do przestrzelonych ciosów zniechęcać. Now you see me, now you don't. James grał w swojej lidze.