DE LA HOYA: WILDER SAM PODEJMIE DECYZJĘ
Deontay Wilder (43-4-1, 42 KO) ma o czym myśleć. Po czterech porażkach w pięciu ostatnich walkach sporo zdążyło go już skreślić. W obronę "Brązowego Bombardiera" bierze jednak Oscar De La Hoya.
Były rywal Audley Harrison, dawny wielki mistrz Lennox Lewis, a nawet mama - oni wszyscy namawiają dawnego championa WBC na sportową emeryturę. A dodatkowo pojawiły się problemy osobiste, o czym szerzej pisaliśmy TUTAJ >>>
Inaczej widzi to wszystko "Złoty Chłopiec". - Okażcie temu facetowi trochę szacunku! - zaapelował szef grupy Golden Boy Promotions.
- Deontay został znokautowany, OK, tylko co z tego? Nie ma potrzeby, żeby aż tak go krytykować i wysyłać na sportową emeryturę. To jest jego decyzja i to on zadecyduje, czy chce nadal walczyć, czy już da sobie spokój. Temu facetowi należy się trochę więcej szacunku, zresztą nigdy osoby trzecie nie powinny mówić zawodnikom, kiedy oni powinni skończyć ze sportem. To decyzja osobista i tylko zawodnik może ją podjąć. To nasze życie, nasze źródło utrzymania, to nasza miłość, to nasza pasja. A Wilder zasłużył swoją karierą na dużo więcej szacunku, niż jest mu okazywane - stwierdził De La Hoya, w przeszłości złoty medalista olimpijski oraz zawodowy mistrz świata w sześciu różnych kategoriach. Wilder wystąpił na kilku jego galach, zanim podpisał kontrakt z PBC i zasiadł na ponad pięć lat na tronie federacji WBC wagi ciężkiej (2015-20).
Tak samo jest z Wilderem. Dopóki był młodszy i miał dynamikę, przeciwnicy tych bomb nie widzieli. Ale teraz już widzą, bo zbytnio je telegrafuje, na dodatek stracił celownik. Dlatego każdy mańkut będzie czekał na to, aż Deontay znów wystrzeli i zrobi mu to samo, co Zhang, podczas gry bokser walczący w pozycji klasycznej będzie bił prawy na prawy, z lekkim zejściem. Jakby tego było mało, Alabama będzie się bał zadawać ciosy. Już się boi, bo wie, że jak nie wceluje, to mu może przylecieć kontra. I często przylatuje. Oczywiście boksować nikt mu nie zabroni, ale sensu to już nie ma. Wszelkich Wawrzyków i Kołodziejów tego świata oczywiście jeszcze odprawi, ale już taki Kabayel zamiecie nim ring.
Ewentualnie, z ciekawości, mógłbym go zobaczyć z Machmudowem albo Ajakbą. Z Machmudowem dlatego, że byłyby to takie "plejstoceńskie igrzyska jaskiniowców" a z Ajakbą, żeby się przekonać, jak wygląda starcie oryginału z nigeryjską podróbką :)
Ponieważ Wilder to bokser jednego ciosu. Pięściarski miś koala, który siedzi sobie na drzewie, zrywa liście eukaliptusa i je wpiernicza.
*
*
*
Dobry był jednak w zrywaniu, co? Śledziłeś go od początku Stieczkin? Pamiętasz ten obszerny wrzut Furmiego na temat Wildera, kiedy on miał raptem 19 lat (?) w kontekście "nowej nadziei HW w US" kiedy waga ciężka była taka, że oczy mi krwawiły i oglądałem głównie niższe kategorie? Tam wtedy dał to zdjęcie Wildera szczypiora w okularkach chyba na profilowe do newsa.
Ja pamiętam te walki. Pamiętam tę podnietę na Showtime jak mu dali Kalvina Price'a, którego sięgnął prawą ręką wyrzucając ją 'miles away' jak cham z dyskoteki gdzie ta ręka leciała tyle czasu, że każdy światowej klasy bokser herbatkę by sobie zrobił i wrócił na czas z przepuszczeniem. Wówczas te podniety i WOW. Ja wtedy miałem niezły mindfuck i pytałem sam siebie co oni kurwa mówią o tym surowym koszykarzu. Wilder trzymał gardę jakby stał najebany w tramwaju i trzymał się tych linek przyczepionych do rurki kołysząc to w lewo to w prawo w niektórych walkach. Taki to on był techniczny.
Koszykarz jednak dowiózł. One trick ponny wyspecializował się w one trick. Wilder to jest nauczka. Niekoniecznie bez background w boksie amatorskim nie można być niebezpiecznym, a wystarczy w miarę ok szczęka, atletyzm, szybkość i cios. Dlatego te szkółki w US, te małe zapyziałe gymy, te salki gdzie przychodzą ludzie z ulicy, którzy będąc doświadczonymi w walkach na ulicy chcą sobie jeszcze lepiej radzić na ulicy. Tam jest nothing to lose i to jest ta przewaga charakteru nad tym co jest u nas. U nas do boksu przychodzą w większości najedzeni goście, tam jest trochę być albo nie być jak w zaoranym Detroit.
Np. szczęki zabrakło Mitchellowi kreowanemu na next big thing chociaż miał wszystko inne, a taki Arreola tłuczek go zatłukł, bo miał podstawy, szczękę i nie pękał na robocie. Widziałeś Mitchell-Banks? Wiem, że widziałeś. Zobacz jakie to było żenujące widowisko czyli pierwsza walka (oglądałem na żywca) gdzie Mitchell po byciu zranionym łapał Banksa za biodra (!) xD, a ten najebał mu gongów na górę. Wychodzi niedoświadczenie. Wilder o dziwo tego niedoświadczenia nie pokazywał aż tak. Fakt, że boksu uczył się na profi i przetrzaskał odpowiednio z rywalami lżejszego kalibru, ale nikt nie może pisać o nim per Miś Koala kiedy on dwukrotnie fair and square pokonał kogoś kalibru Ortiza, a Fury w pierwszej walce był bliski śmierci (choć walkę na mojej karcie wygrał).
Patyczak się broni. Teraz jest już po nim, ale się broni. Kolejna kariera obejrzana od deski do deski. Kurwa, stary jestem już. Młodzi powinni wejść i nie dać sobie w kaszę dmuchać.
Piszę o nim "miś koala", ponieważ był mistrzem jednego ciosu, z bardzo starannie dobieranymi rywalami. Włącznie z Furym w pierwszej walce. Kiedy Tyson był po zbijaniu kilkudziesięciu kilogramów i kilkoma walkami na rozruch z jakimiś pokrakami w stylu tego mikrusowatego Albańczyka. Tyle że wtedy Wilder miał jeszcze szybkość, celność i w miarę czysty umysł. Dlatego jego zespół uznał, że może się udać. I prawie się udało. Co nie zmienia faktu, że w ewentualnym rewanżu Fury już by przemielił (o ile nie siadłaby mu psychika).
Ortiz moim zdaniem się nie bawi ze względu na wiek. Ludzie sobie z niego żartują, ale fakt jest taki, że typ jest znacznie starszy od tego, ile ma "formalnie" w metryce. Moim zdaniem taki zabieg służył temu, żeby go jakaś komisja sportowa przypadkiem nie zawiesiła właśnie z powodu zbyt wysokiego wieku. Młodszy Ortiz by Wildera znokautował, temu starszemu zabrakło... właśnie tych kilku lat. A właściwie miał ich w nadmiarze.
Natomiast przyznaję, że Wilder to faktycznie swoisty fenomen, ale głównie genetyczny. Oraz fizyczny, w sensie nauki ścisłej. Idealny rozkład masa razy przyspieszenie, idealne ramię momentu siły. Tacy ludzie się trafiają, patrz Hearns, ale dotychczas byli znacznie mniejsi. Tylko że to już się skończyło i nigdy nie wróci, z powodów już przeze mnie opisanych. Dlatego ja poleciłbym mu jednak emeryturę. Ale emerytury tam niestety nie będzie, bo wokół Wildera, którego zresztą niezbyt lubię jako człowieka, kręci się zbyt wiele pijawek.
Piszę o nim "miś koala", ponieważ był mistrzem jednego ciosu
*
*
*
Okej. Nie chcę się spierać o definicję "misia koali", chociaż w Twoim pierwszym poście ta definicja była mocno nacechowana negatywnie. "Potrafi tylko zrywać i nie jest w stanie wyjmować żarcia z miski", Wilder choć był kurwa kołkiem ociosany udowodnił, że jednak potrafił wyjmować żarcie z miski swoim rywalom, którzy przez niego tego żarcia do miski nie potrafili nałożyć.
Dobieranie rywali, ok, tak było na pewnym etapie. Pierwsza walka z Ortizem jednak go umocniła i wiesz, bo mnie czytałeś że nie tylko do tego Kubańczyka mam zastrzeżenie co do wieku, ale co to zmienia kiedy wychodzi techniczny kot i dostaje bombkę od bokserskiego neandertalczyka z jedną sztuczką. Larry Holmes long gone dziadek wygrał z technicznym i bad intentions Mercerem, a z Holym miałem walkę w okolicy remisu (musiałbym na dysku/USB różnych poszukać, bo parę razy robiłem kopię zapasową). Nie jesteś gościem, który zwala winę na starość, bo też walki oglądałeś.
Autor komentarza: Stieczkin Data: 08-06-2024 19:09:48
Natomiast przyznaję, że Wilder to faktycznie swoisty fenomen, ale głównie genetyczny. Oraz fizyczny, w sensie nauki ścisłej. Idealny rozkład masa razy przyspieszenie, idealne ramię momentu siły.
*
*
*
Ja też co twierdziłem wyżej.
Autor komentarza: StieczkinData: 08-06-2024 19:09:48
Dlatego ja poleciłbym mu jednak emeryturę. Ale emerytury tam niestety nie będzie, bo wokół Wildera, którego zresztą niezbyt lubię jako człowieka, kręci się zbyt wiele pijawek.
*
*
*
O tym się dopiero przekonamy w przyszłości. Ogólnie ciężko się "pokłócić", chociaż to złe słowo z człowiekiem, z którym się ogólnie zgadzasz. O Misia Koalę się możemy pokłócić i semantykę. Wilder miał jednak swoje atuty i był jakiś po tym marazmie. Zaskoczył też parę razy i nie pierdol, że nie. Ja tam go dobrze wspominam. Bywali gorsi mistrzowie HW.
Wilder był mistrzem... "barwnym". W tym sensie, że zaprzeczał podstawowym prawom tego sportu. Stoczył 37 walk, podczas których nokautował wszystkich praktycznie jednym i tym samym ciosem. I nikt nie był w stanie wytrenować na to kontry, chociaż wystarczyło przyjrzeć się na zbliżeniu, w jaki sposób napina mięśnie przed firmową bombą. I potem wejść w tempo. Osobiście sądzę, że po rozum do głowy poszedł dopiero Fury, ale i on nie kontrował firmowych ciosów Wildera, chociaż przecież potrafi walczyć z mańkuta.
Natomiast mnie Wilder zraził głupim gadaniem, którego nienawidzę. To pierniczenie o "zabijaniu w ringu"... Całkowity brak klasy. Chcesz kogoś zabić? To go zabij. Ale bez tej całej gry wstępnej. A jak w rzeczywistości chcesz tylko postraszyć, to lepiej milcz. Tyle że tutaj następuje zderzenie moich osobistych zasad z biznesem i marketingiem. Nie znosiłem też tych infantylnych wymówek po porażkach, ścierpieć tego nie mogłem.
Co do kłótni... cóż, ja się nigdy nie "kłócę". Co najwyżej dyskutuję, jeśli mam inne zdanie. Z Wilderem się waham. Ale fakt, byli gorsi mistrzowie.
"Natomiast mnie Wilder zraził głupim gadaniem, którego nienawidzę. To pierniczenie o "zabijaniu w ringu"..."
To mnie dodatkowo wkurwia. To jest zupełnie niepotrzebne. Wręcz jobla mam na tym punkcie.
Znowu, piszesz rzeczy oczywiste i nie wiem z czym tu mam dyskutować. Wilder jednak potrafił się wyróżnić i o to chodzi.
„ choć walkę na mojej karcie wygrał”
Dałbym sobie rękę uciąć, ze miałeś remis. Możecie teraz nie miałbym ręki, ale tak pamietam Twoja kartę z pierwszej walki
Dałbym sobie rękę uciąć, ze miałeś remis. Możecie teraz nie miałbym ręki, ale tak pamietam Twoja kartę z pierwszej walki
*
*
*
Czekaj, muszę poszukać, aż się zaloguję i zerknę jak to miałem runda po rundzie. Być może tak było jak tak dobrze pamiętasz. Optycznie był Fury, ale "optycznie", a punktacja runda po rundzie to jest twardy boks i czasami brutalna weryfikacja wyniku.
Btw, obejrzałeś coś ciekawego ostatnio? Wracając do tematu tych niespełnionych nadziei HW US w pewnym czasie to pewna walka była fajna. Pamiętasz jak trener Włada walczył, a Wład siedział w pierwszym rzędzie i miał fajną minę jak dziadek Tarver oprawił jego trenera i zaorał boksem? Tarver... za dużo walk do obejrzenia, za mało czasu.
http://www.bokser.org/content/2018/12/02/134631/index.jsp
Miałem remis. Fury bardziej mi się podobał. To jest właśnie przewaga punktacji runda po rundzie i chłodny wynik nad preferencjami. Dzięki za linka, dorzucę do folderu, bo serio już o tym zapomniałem.