MUNGUIA SIĘ POSTAWIŁ, ALE NA CANELO TO JESZCZE NIE STARCZYŁO
Szczelny blok plus precyzja - Saul Alvarez (61-2-2, 39 KO) zachował tytuł absolutnego mistrza świata wagi super średniej, choć Jaime Munguia (43-1, 34 KO) mocno się postawił.
Panowie szybko wzięli się do pracy. Lepiej w pojedynek wszedł pretendent, który przepuszczał mocne sierpy i kontrolował wszystko lewym prostym. W drugiej rundzie mistrz zaczął trafiać i wszystko się wyrównało, a ciosy Canelo robiły nieco większe wrażenie.
W trzeciej odsłonie Munguia wrócił do lewego prostego, a w końcówce wydłużył serię do dziesięciu uderzeń, zaskoczył championa, zaś akcję zakończył soczystym prawym na szczękę. Sprawy przyjęły inny obrót na 40 sekund przed końcem czwartego starcia, gdy Alvarez wystrzelił piękną kombinacją lewy sierp-prawy podbródkowy, sadzając rywala na tyłku.
MUNGUIA: CANELO JEST DO POKONANIA >>>
Munguia stracił rytm i potrzebował kilku minut, aby znów to wszystko sobie poukładać. W końcówce siódmej rundy wyglądał już nieźle, a ósmą wygrał dzięki większej aktywności i wydłużonym akcjom. W dziewiątej obaj poczęstowali się kilkoma mocnymi bombami, a walka nabierała rumieńców. Podobnie wyglądały zresztą kolejne trzy minuty. Munguia trafił bardzo mocnym lewym sierpowym, Alvarez zaraz odpowiedział prawą ręką. Pretendent bił nawet częściej, lecz szczelny blok Canelo był trudny do sforsowania. A na minutę przed końcem walki mistrz trafił krótkim prawym na szczękę, czym przypieczętował sukces.
Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Alvareza w stosunku 117:110, 116:111 i 115:112. Tak oto pasy WBC, WBA, IBF i WBO na granicy 76,2 kilograma pozostają w rękach Canelo.
Alvarez w tej formie nie za bardzo ma juz z kim walczyc (no chyba ze chce dostac wpierdol).
Oczywiście, mając swój skład sędziowski i odpowiednio dobranych przeciwników będzie dawał walki ładne dla oka. Bo on walczy ładnie, tego nie sposób mu odmówić. Dlatego obstawiam, że stoczy jeszcze parę "wrestlingowych" walk z przeciwnikami typu Berlangi (wybitnie hodowany właśnie na "gorsze czasy Canelo").
Pewnie będzie więc tak, że w następnej walce weźmie sobie Berlangę, jakiegoś nie wiem, Bazinyana, albo znów poszuka w niższych kategoriach. Nie wiem, Eubank? Drugi Charlo? Może Ortiz jr? Tak, żeby go na pewno nikt nie przewrócił i sprawą mogli zająć się sędziowie.
Pewnie teraz wyżej wspomniany Berlanga, choć wolałbym Mbillego(w co jednak wątpię), następnie drugi Charlo jako dopełnienie braterskiego bicia i koniec z fanfarami:)
Źle postawiłeś pytanie. Z Canelo oczywiście wygrać można. Tyle że jest to bardzo trudne, gdyż Meksykanin ma "głęboko urzutowaną linię obrony". Pierwszą kwestią jest wybór rywala. Od czasu pojedynku z Biwołem przeciwnicy Wielkiego Bankomatu są wybierani z chirurgiczną precyzją.
Kolejną linią może, ale nie musi być czas na przygotowanie, względnie połączony z ustaleniem w umowie wagi w dniu walki. W ten sposób Alvarez ubezpiecza się przed zbyt dużymi albo zbyt dobrze przygotowanymi rywalami. Ostatnią, ale niezwykle mocną "linią umocnioną" są sędziowie. Zawsze wybierani spośród kilku zaufanych ludzi. O większej tolerancji na stosowanie dopingu (przez Alvareza) nawet szkoda wspominać.
W związku z powyższym spośród przeciwników, z którymi Canelo łaskawie zgodzi się zawalczyć, żaden nie ma szansy z nim wygrać. Natomiast ci, którzy by taką szansę mieli, po prostu z nim nie zawalczą. Gdyż Alvarezowi kolejny i potencjalnie upokarzający wpierdol do niczego nie jest potrzebny.