DRAMAT FRANCISA NGANNOU
Dramat Francisa Ngannou. Były mistrz UFC, który omal nie przewrócił do góry nogami bokserską wagę ciężką, potwierdził śmierć półtorarocznego synka.
"Jaki jest cel i sens życia, jeśli to, od czego zawzięcie chcemy uciec, jest tym, co w końcu uderza nas najmocniej? Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe i bezlitosne? I dlaczego zawsze zabiera to, czego nie mamy? Jestem k***a zmęczony" - napisał wstrząśnięty Ngannou w mediach społecznościowych.
"Predator" po bokserskich walkach z Tysonem Furym i Anthonym Joshuą miał wrócić do MMA i zadebiutować w federacji PFL, z którą się związał po rozstaniu z UFC. Latem miał wystąpić przeciwko panującemu mistrzowi PFL Renanowi Ferreirze, choć w obliczu tych tragicznych wiadomości wszystko raczej przesunie się mocno w czasie...
“My little boy, my mate, my partner Kobe was full of life and joy. Now, he’s laying without life. I shouted his name over and over but he’s not responding.”
Trochę włosy na rękach dęba stają. Sam mając syna, już prawie sześciolatka nie potrafię sobie tego wyobrazić i obym nie musiał.
Tak, każdy rodzic mysli podobnie wobec swojego dziecka. To jest właśnie miłość gdzie wszyscy się chowają i nikt nie może z tym rywalizować.
Nie można przejść obojętnie obok tego newsa.