FRANCIS NGANNOU CHĘTNY NA WALKĘ Z DEONTAYEM WILDEREM
Francis Ngannou przegrał najpierw nieznacznie na punkty z Furym, potem został ciężko znokautowany przez Joshuę, ale chętnie wyjdzie teraz do Deontaya Wildera (43-3-1, 42 KO).
"Predator" to wielka gwiazda MMA, były mistrz federacji UFC wagi ciężkiej, który spróbował z niezłym skutkiem swoich sił w boksie. Jak sam przyznaje, teraz wróci do "klatki", by zawalczyć w końcu dla organizacji PFL, potem jednak znów chętnie pojawi się w ringu bokserskim. A jako potencjalnego rywala wskazuje właśnie na Wildera. Sam "Brązowy Bombardier" wciąż chciałby spotkać się z Anthonym Joshuą (28-3, 25 KO), o czym pisaliśmy TUTAJ >>>
- Walka z Wilderem? Oczywiście, że chętnie wziąłbym taką walkę. Przecież jestem wojownikiem i to właśnie chcę robić. Lubię wyzwanie i mogę zmierzyć się z każdym. Nie zawsze się udaje, jednak lubię wyzwania takie jak potencjalna walka z Wilderem. Ostatnio przegrałem, lecz nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w boksie - zapewnia Ngannou.
Dobra, już nie marudzę. Mam tylko cichą nadzieję, że zrobią to jako walkę wieczoru gdzieś w USA. Zamiast opóźniać galę odbywającą się o jakiejś rozsądniejszej (z europejskiego punktu widzenia) porze.
Jednocześnie sądzę, że położyłby Ngannou. Wilder to jednak bokser, walczył z dużo lepszymi pięściarzami od Ngannou.
Ngannou... Przestaje mi sie to podobac, bo to juz taka proba dojenia krowy za wszelka cene.
Zreszta kolejna walka 50 sekundowa.
Styl robi walkę. Fury to facet, który swoich przeciwników obskakiwał, bijąc ciosy dystansowe z różnych dziwnych kątów. W ten sposób wymęczał i kumulował rywali w stylu Chisory czy Hammera. Whytea też by tak skończył, ale że się akurat trafiła szansa na dobry podbródkowy, którym Whyte jest standardowo nokautowany, to Tyson wykorzystał okazję.
Jeżeli powyższa taktyka nie zadziała, Fury dorzuca klincze i wieszanie się na rywalu. W ten sposób złamał słabego technicznie i delikatnego fizycznie Wildera. A Ngounnu okazał się koszmarem. Anglik wyszedł do niego praktycznie bez przygotowania, wstając z kanapy od piwa i chipsów. I się nadział. Bo Ngounnu spokojnie łykał jego ciosy, klinczami zamęczać się nie dał, a jak rąbnął i trafił, to dodatkowo napędził stracha.
Była to dobra lekcja dla Joshuy, którego sztab trafnie rozpracował cieniutką obronę Kameruńczyka i postanowił to wykorzystać. Bo Joshua to puncher, który znakomicie umie kończyć walki jednym ciosem. W efekcie w ciągu dwóch rund Ngounnu trzy razy zapoznawał się z dechami. Wilder zrobiłby to samo. Zamarkował jakąś zmyłkę, Ngounnu łyknąłby to tak samo, jak łykał z Joshuą, nawykowo wrócił do szerokiej gardy rodem z MMA po czym... łubudu. Czy dobrze by się na to patrzyło? Pewnie tak. Czy dałoby to cokolwiek poza tym, że Wilder z miejsca zacząłby się domagać walki o jakiś pas? Nic. Więc po co taki cyrk?
myślę, że Wilder w okolicach 1 i 2 walki z Furym miał swoje prime. Wtedy zdobył w końcu doświadczenie na mocnych rywalach, a jeszcze nie był rozbity przez Furego (po 2 walce były symptomy, po 3 to już jest wrak). Z kolei w okolicach 2019 r. Josh miał słabszy okres. I wtedy być może faktycznie Wilder by to wygrał - miał wtedy formę, pewność siebie i doświadczenie. Ale to był jedyny taki okres, gdzie bym na niego może postawił.