PODŁĄCZONY HUNI POKONAŁ LERENĘ
Bardzo dobra walka na początek karty głównej gali Joshua vs Ngannou. W potyczce na zapleczu ekstraklasy wagi ciężkiej Justis Huni (9-0, 4 KO) pokonał Kevina Lerenę (30-3, 14 KO).
Lepszy na nogach Australijczyk dobrze wszedł w walkę, ale pięściarz z RPA na początku drugiej rundy zranił go lewym krzyżowym, a minutę później krótkim prawym sierpem. Po przerwie Huni wrócił jednak do gry, konsekwentnie bijąc prawym na dół. A tam było trochę miejsca. Ruchliwy, aktywniejszy i odrobinę szybszy Australijczyk skradł również czwartą odsłonę. Ale Lerena strzelający zza szczelnej gady pozostawał niebezpieczny.
Lerena podkręcił nieco tempo w piątym starciu, choć wciąż miał problem, aby zamknąć przeciwnika przy linach. To go jednak trochę kosztowało, bo rundę numer sześć oddał bez walki. Odpoczął i... Ostro wszedł w siódmą. Tym razem to po jego stronie trzeba było zapisać 10, a 9 po stronie oponenta.
Huni złapał drugi oddech, znów wydłużył kombinacje i wygrał dwa kolejne starcia. Przed tym ostatnim wydawało się, że Lerena potrzebuje nokdaunu, by odrobić straty. Zmęczony reprezentant RPA nie robił nic i nagle, w połowie rundy dziesiątej, zamknął oczy, huknął lewym sierpowym na szczękę i w zasadzie mogło być po wszystkim. Huni ostatnie 90 sekund przeboksował "odłączony", na instynkcie, ale nie przewrócił się, natomiast Kevin był zbyt wyczerpany, by dokończyć dzieła zniszczenia.
Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 96:94, 96:94 i 98:92 - wszyscy na korzyść Huniego.
Też tak uważam.
Moja punktacja: 97:93 Huni