TONY YOKA JEDNAK NIE JEST (I NIE BĘDZIE) KRÓLEM OLBRZYMÓW
Mistrz olimpijski wagi super ciężkiej prawie zawsze zdobywał potem pasy mistrzowskie w gronie zawodowców. Ale Tony Yoka (11-3, 9 KO) - mistrz z Rio (2016), to jedno wielkie rozczarowanie, jeszcze większe niż Audley Harrison (2000).
Pierwsze jedenaście walk nie zapowiadały katastrofy, choć Francuz boksował rzadko i nie powalał na kolana ekspertów. Mimo wszystko zdawało się, że zmierza w dobrym kierunku. Kiedy przyszła porażka z Martinem Bakole, więcej mówiło się o niedocenianym Kongijczyku. Wpadka z weteranem Carlosem Takamem dała już naprawdę do myślenia, natomiast nikt chyba nie spodziewał się problemów z wywodzącym się z kategorii cruiser Ryadem Merhym (32-2, 26 KO). A tu taka niespodzianka...
Mniejszy, ale agresywny i wywierający pressing Merhy zaskoczył wszystkim, z Yoką na czele. Po dziesięciu rundach wszyscy sędziowie punktowali na Merhy'ego w stosunku 96:94. Tak oto po trzeciej porażce z rzędu nikt już chyba nie traktuje Yoki jako realnego zagrożenia dla najlepszych w królewskiej kategorii...
Na zawodowstwie Yoka również nie błyszczał. Początkowy rekord wprawdzie cieszył oko, ale nabijany był przeważnie na wiekowych wrakach. Potem przyszła walka z Petrem Milasem, w której Francuz niemiłosiernie się męczył, nie mogąc dopaść ruchliwego cruisera. W końcu wymęczył i dorwał, ale takich zawodników powinien kłaść w pierwszej rundzie. Kolejne dwie walki, już z prawdziwymi ciężkimi, których akurat nikt nie ściągnął z wózka inwalidzkiego pokazały, że Yoka może z nimi co najwyżej przetrwać.
Podsumowując, jeśli zechce nadal boksować, to jakieś EBU może i zdobędzie. Na swoim podwórku też może brylować, szczególnie, że wciąż ma chyba spory potencjał "rozrywkowy". Co może go predysponować do łączenia boksu z jakimiś Big-Brotherami czy innymi tego typu programami, które wcale, ale to wcale nie są pornografią, sprytnie przemycaną pod pozorem widowiska rozrywkowego. I to by było na tyle.
Przypominam, że jak Kołodziej wielokrotnie lał w tył głowy zaplątanego w liny oponenta to sędzia udawał niewidomego...
A jak AJ bił się z niższym oponentem (przypomnijcie mi z kim) to "sędzia" traktował każdą walkę z bliska jako rzekomy klincz...