SHAKUR STEVENSON PRZEPRASZA SWOICH IDOLI
Shakur Stevenson (21-0, 10 KO) z jednej strony przeprosił za swój występ, z drugiej wydał się arogancki wobec niektórych kibiców. Nad ranem po wyjątkowo nudnych dwunastu rundach pokonał na punkty Edwina De Los Santosa (16-2, 14 KO).
Wicemistrz olimpijski z Rio (2016) tym samym został potrójnym mistrzem świata. Do pasów wagi piórkowej i super piórkowej dodał właśnie tytuł WBC wagi lekkiej. Ale na pewno nie zyskał nowych fanów...
- Floyd Mayweather, Andre Ward i Terence Crawford to moi idole, którzy przyszli na moją walkę i chciałbym ich przeprosić za to, co zobaczyli. To był słaby występ i słaba walka. Żadnych wymówek, ale każdy kto ma oczy widział co się działo i co robił rywal. A ci, którzy nie chcą tego oglądać, to niech k***a nie oglądają. Nie złamiecie mnie. Jeden gorszy wieczór nie sprawia, że jestem słabszy - stwierdził Stevenson.
Umiejętności bokserskich Shakurowi nikt nie odbiera, ale gwiazdą PPV na pewno nie zostanie...
„Gwiazdą PPV na pewno nie zostanie” - skąd ten drastyczny wniosek? Może PPV jako forma sprzedaży niebawem przestanie istnieć? Ale gwiazdą boksu raczej zostanie.
Nie nazwałbym Shakura balonikiem. Każdy może mieć gorszy dzień. Widać też obawiał się kowadła w łapie swojego przeciwnika. Walka do zapomnienia, ale mimo to uważam, że Shakur to przyszły król P4P.