TIM TSZYU: CHARLO WYSZEDŁ DO RINGU, BY PRZETRWAĆ, A NIE WYGRAĆ
W momencie, gdy Jermell Charlo (35-2-1, 19 KO) wyszedł do ringu do walki z Canelo, z czterech pasów wagi junior średniej zostały mu trzy, a Tim Tszyu (23-0, 17 KO) został przemianowany z tymczasowego, na pełnoprawnego championa federacji WBO.
Mistrz ma swoje obowiązki. Charlo wybrał lepiej płatną ofertę z obozu Saula Alvareza. A przecież Tszyu już od dawna pozostawał jego obowiązkowym pretendentem.
- Charlo nie nawiązał walki z Canelo, w ogóle nie był konkurencyjny. W pewnym momencie wydawało mi się, że wyszedł do ringu tylko po to, aby przetrwać. Nie podkręcał tempa, nawet gdy trener mu krzyczał, że przegrywa, i koncentrował się wyłącznie na swojej defensywie. Jego taktyką było poruszanie się wokół ringu i zebranie jak najmniej ciosów od Canelo - mówi syn wspaniałego Kostyi Tszyu.
Australijczyk już za dwanaście dni w swojej ojczyźnie podejdzie do pierwszej obrony pełnoprawnego tytułu World Boxing Organization w limicie 69,85 kg. Naprzeciw niego stanie twardy Brian Mendoza (22-2, 16 KO), który ma już na rozkładzie Jeisona Rosario czy ostatnio Sebastiana Fundorę.
Każdy kibic oglądający boks dłużej i częściej doskonale sobie zdawał sprawę że ta walka to missmatch. Gość po złamaniu ręki, 17 miesiąc nieaktywny i walczący dwie kategorie wyżej nie może stanowić zagrożenia dla drugiego gościa którego super średnia jest wagą naturalną i który bokseruje regularnie co parę mięsięcy, Ewentualnie musiałby się nazywać Floyd Mayweather lub Roy Jones jr.
Charlo wylazł tylko i wyłącznie po kasę, bo miał w perspektywie walkę z coraz lepszym Tszyu za jedną piątą wypłaty od rudego, a i zwycięstwo nie było pewne. Wybrał rudy bankomat.
Drugi Charlo będzie większym rywalem, ja natomiast liczę na mandatory dla Benavideza, z którym Canelo może mieć problemy. Rewanż z Biwołem odstawiam na półkę gdyż szanse na to są bardzo małe.
Karzeł ten sam, nie mający żadnego podjazdu do topu..