BEST I FACED: OLEG MASKAJEW WSPOMINA SWOICH RYWALI
Być może Oleg Maskajew (39-7, 28 KO) nie był największym mistrzem wagi ciężkiej, ale nim był. I mierzył się ze znakomitymi zawodnikami. Tym ciekawiej wysłuchać jego ankiety "Best I Faced" magazynu The Ring.
Wkrótce minie dekada od ostatniej walki "Big O", Rosjanina urodzonego w Kazachstanie. Zaczynał ją trzy dekady temu. Ale przecież wcześniej stoczył mnóstwo potyczek w boksie olimpijskim, z największymi asami ringów amatorskich. Gdy podpisywał zawodowy kontrakt, miał w rekordzie (108–10) choćby wygraną przed czasem nad Witalijem Kliczką. Obaj mieli spotkać się po raz drugi w gronie zawodowców, gdy to Kliczko zasiadał na tronie WBC (wcześniej zasiadał na nim Maskajew dop. Redakcja), ale w walce na przetarcie Oleg doznał szokującej porażki z mało wówczas znanym Nagym Aguilerą.
- Ojciec był górnikiem, a mama pracowała w fabryce. Pracowali codziennie, a ja dorastałem w trudnej okolicy, na ulicy, gdzie trzeba było walczyć o swoje. Kiedyś więc ojciec powiedział mi: "Hej, powinieneś zacząć trenować boks, aby nauczyć się walczyć i chronić siebie". Tak oto zacząłem trenować boks w wieku piętnastu lat - wspomina Maskajew. Szybko udowodnił swoją wartość i już trzy lata później został zaproszony na treningi w specjalnym ośrodku w Uzbekistanie. - Wtedy w ZSRR i tak trzeba było wysłużyć dwa lata w wojsku, dlatego przeniosłem się tam. Uznano, że zamiast służyć w normalnej jednostce, jestem wystarczająco dobry, by walczyć reprezentując armię. W 1991 roku zastopowałem w drugiej rundzie Witalija Kliczkę. To nie był klasyczny nokaut, ale mocno go zraniłem, miałem go dwa razy na deskach i jego trener rzucił ręcznik na znak poddania. Potem tłumaczył się, że poddał walkę z powodu kontuzji ręki. Kłamał, bo nie ma nagrania z naszej walki, ale Kliczko kłamał. Dwa razy leżał na deskach - kontynuował Rosjanin z amerykańskim paszportem. Wielkie marzenia o Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie pokrzyżowało zapalenie wątroby. Kiedy chciał dostać się na kolejne igrzyska - w Atlancie (1996), dowiedział się, że nie może, bo w 1993 roku stoczył walkę z Aleksandrem Miroszniczenką (TKO 3). Ten pojedynek oficjalnie jest wpisany do rekordu Maskajewa jako zawodowy debiut. Co ciekawe Miroszniczenko legitymował się wówczas rekordem 21-0, 15 KO.
- Nawet nie wiedziałem o jaką konkretnie walkę chodziło. Wytłumaczyli mi jednak, że starcie z Miroszniczenką to była walka zawodowa, nie mogę więc ubiegać się o start na igrzyskach, bo zostanę zdyskwalifikowany. Ale nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło. Wygrana nad Miroszniczenką okazała się potem biletem do kariery w USA. Tam chcieli zrobić jego walkę z Riddickiem Bowe'em, z którym stoczył bardzo równy pojedynek w półfinale turnieju olimpijskiego w Seulu. Wtedy lepszy okazał się Bowe, ale wcześniej dwukrotnie wygrał Miroszniczenko. Kiedy w Ameryce dowiedzieli się, że pojawił się na scenie młody chłopak, który pokonał Miroszniczenkę, zaprosili mnie do siebie. "Przyjedź, sprawdzimy cię", usłyszałem w telefonie. Szybko zostałem rzucony na głębokie wody. Wciąż byłem zielony, dopiero co przeszedłem na zawodowstwo i nie byłem wystarczająco doświadczony, by móc mierzyć się z kimś takim jak Oliver McCall. Na jego tle wciąż byłem dzieciakiem, a on dopiero co stracił tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Związałem się z niewłaściwymi ludźmi, którzy szybko chcieli zarobić na mnie pieniądze. Potem lewym prostym ogrywałem Davida Tuę, wygrywałem walkę, lecz znów zabrakło mi doświadczenia, nawet nie wiedziałem z kim walczę, straciłem koncentrację i przegrałem w jedenastej rundzie. Ale Tua mnie nie znokautował, po prostu zranił mnie i zastopował. Kiedy znokautowałem Hasima Rahmana, słyszałem na okrągło, że miałem szczęście. W następnej walce miałem przegrać Derrickiem Jeffersonem. Rzeczywiście miał szybkie i ciężkie ręce, ale byłem dobrze na niego przygotowany. Niestety potem przydarzyła mi się porażka z Kirkiem Johnsonem. Pod koniec pierwszej rundy mocno nim wstrząsnąłem i gdybym miał 15 sekund więcej, dokończyłbym dzieła zniszczenia. Usłyszałem w narożniku, że on jest już do znokautowania, popełniłem błąd, rzuciłem się na niego, on skontrował mnie na brodę prawą ręką i mocno zranił. Popełniłem błąd. Chwilę potem mnie znokautował. Po kolejnej porażce, z Coreyem Sandersem, byłem bliski porzucenia boksu. Mój drugi trener Bob Jackson powiedział mi "Oleg, za tobą trzy ciężkie porażki, nie mogę cię więcej trenować. Boję się o twoje zdrowie". Ale nie poddałem się i nadal trenowałem w Gleason’s Gym. W pewnym momencie Victor Valle Jr zaczął mnie trenować i po kilku dniach zwrócił się do Dennisa Rappaporta, by ten podpisał ze mną kontrakt. Kilka miesięcy później związaliśmy się umową. On wiedział jak odpowiednio pokierować moją karierą i jaką mi załatwić walkę w danym momencie. Pokonałem Samil Sama w eliminatorze WBC i zmusiliśmy Dona Kinga do rewanżu z Hasimem Rahmanem. Tuż przed walką doznałem kontuzji dolnej części pleców, powinienem przełożyć tamten pojedynek, wiedzieliśmy jednak, że drugiej szansy mistrzowskiej mógłbym już nie dostać. Don King by na to nie pozwolił. Po ósmej rundzie naszego rewanżu zauważyłem, że Rahman jest już mocno zmęczony, a ja wciąż miałem dobrą kondycję. Ostatnie rundy były moje, zacząłem uderzać akcją lewy sierp-prawy krzyżowy i tak też skończyłem tę walkę. Ta wygrana wszystko zmieniła. Ale było też sporo rozczarowań, na przykład fakt, że nigdy nie doszło do mojej walki z Witalijem Kliczką w gronie zawodowców. On robił co mógł, by uciec od tego pojedynku. Wiedział, że walka ze mną to duże ryzyko przy stosunkowo niedużych pieniądzach. Sam mi to kiedyś powiedział. Dziś cieszę się życiem, ale nadal rekreacyjnie trenuję. Po prostu kocham boks. Nie muszę pracować, żeby dobrze żyć. Po pierwszej walce z Rahmanem dobrze zainwestował w nieruchomości. Nie jeździłem drogimi samochodami, tylko dobrze zainwestowałem. Potem sprzedałem te nieruchomości i zainwestowałem w coś innego - mówi 54-letni obecnie Maskajew, ojciec czterech dzieci i dziadek pięciu wnucząt, który mieszka obecnie w Sacramento w Kalifornii. A oto jak odpowiadał na pytania ankiety "Best I Faced".
Najlepszy jab: Hasim Rahman
Miał świetny lewy prosty, szybki i mocny. Czasem nie zdążyłem go nawet zauważyć.
Najlepszy w obronie: Sedreck Fields
Naprawdę trudno było go czysto trafić, miał dobrą defensywę. Dobrze ruszał głową i całym tułowiem, szczególnie w początkowych rundach. Potem nieco uchodziło z niego powietrze i gdy się zmęczył, było już łatwiej.
Najszybsze ręce: Derrick Jefferson
Miał bardzo szybkie ręce, szczególnie szybki był jego lewy sierpowy. Warto też wspomnieć o Davidzie Defiagbonie, ale Jefferson miał najszybsze ręce.
Najlepszy na nogach: Alex Stewart
Kiedy z nim walczyłem, on był bardzo doświadczony, a ja wciąż młody. Mimo tego to była dla mnie trudna przeprawa. Przez pierwsze sześć-siedem rund naprawdę dobrze pracował na nogach. Potem go zastopowałem.
Najinteligentniejszy w ringu: Sinan Samil Sam
Był mądrym gościem w ringu. Cały czas wywierał na mnie presję i gdyby nie świetny obóz przygotowawczy, nie pokonałbym go. Nie zapominajcie, że on był złotym medalistą mistrzostw świata w boksie olimpijskim. Sporo umiał, miał dobrą kondycję i był bardzo silny mentalnie.
Najsilniejszy fizycznie: David Tua
To był naprawdę niebezpieczny facet. Cały czas na ciebie nacierał i nie dało się sprawić, by zrobił krok w tył. Jego styl przypominał trochę Mike'a Tysona. Tua był bardzo silny.
Najmocniej bijący: David Tua
Najgroźniejsze ciosy to takie, których nie widzisz. A taki był właśnie lewy sierpowy Tuy - szybki i bardzo mocny.
Najtwardsza szczęka: David Tua
Marion Wilson potrafił przyjąć mocne uderzenie, tak samo Sinan Samil Sam, ale Tua miał świetną szczękę. Lennox Lewis przeboksował z nim dwanaście rund i nie potrafił go zranić. Ja również nie byłem w stanie mocniej nim wstrząsnąć.
Najlepiej wyszkolony: Hasim Rahman
Był naprawdę dobry technicznie. Szczególnie dobry był jego lewy prosty, po którym polował prawą ręką i lewym sierpem. Kiedy z nim walczyłem, był w szczycie swojej kariery.
Najlepszy ogółem: Hasim Rahman
Byłem jego przekleństwem, wygrałem z nim dwukrotnie, ale Rahman był wtedy w znakomitej formie. Tua ze mną wygrał, lecz byłem wtedy jeszcze niedoświadczonym zawodnikiem. Lepszym zawodnikiem był Rahman.
Szkoda ze do walki nie doszło do mógłbyc dobry pojedynek bez wyraźnego faworyta