KŁOPOTY CHISORY, ALE NA WASHINGTONA (JESZCZE) STARCZYŁO
W daniu poprzedzającym walkę wieczoru gali w Londynie Dereck Chisora (34-13, 23 KO) pokonał po trudnym boju Geralda Washingtona (20-6-1, 13 KO).
Dereck od razu wziął się ostro do pracy, ale atakował w linii prostej i Washington dwa raz w pierwszej rundzie złapał go na odejściu na kontrę z prawej ręki. Po przerwie doszła kolejna kontra i rozcięty łuk Anglika po przypadkowym zderzeniu głowami. Widać było, że były mistrz Europy jest silniejszy, ale jego ciosy pruły powietrze, podczas gdy kontry Amerykanina często były celne. Chisora wrócił do gry w trzecim starciu, lecz w czwartym znów dawał się łapać na kontry Washingtona.
W piątej odsłonie Amerykanin nie był już tak lotny na nogach, musiał więc przyjąć wymiany. I od razu zrobiło się ciekawiej. Co nie oznacza, że Dereck zaczął już na tym etapie łamać przeciwnika. Na półmetku przegrywał, a przynajmniej powinien przegrywać. Nieustanna presja i ciosy na korpus zaczęły jednak przynosić efekty. W szóstej odsłonie Washington przeżywał wyraźny kryzys i zupełnie oddał inicjatywę Brytyjczykowi.W siódmej było podobnie, ale dwadzieścia sekund przed końcem przebudził się i załapał zaskoczonego Chisorę przy linach dwoma ciosami.
W ósmej rundzie obaj byli już mocno zmęczeni, różnicę robił jednak lewy prosty Chisory, którego wcześniej prawie w ogóle nie używał. W przerwie w narożniku trenerzy mobilizowali swoich zawodników, bo do końca było już tylko sześć minut. Obaj dali z siebie wszystko, choć w baku pozostało im już niewiele paliwa. A po ostatnim gongu się wyściskali, bo nie jest tajemnicą, że poza ringiem są kumplami.
Sędziowie punktowali 98:93, 97:94 i 96:94 - wszyscy na korzyść Chisory. Ale to już nie jest ten sam Dereck co jeszcze dwa-trzy lata temu...
Gerald miał to zrobić i Chisora też. Wynik był znany
Słowem emocje do piwa, czyli w sumie nuda.
Dereck jak Dereck. Charakter nie do zdarcia. Ciągle do przodu.