REWANŻ Z PRZYTUPEM - 26. ROCZNICA WALKI JONES JR vs GRIFFIN II
Dokładnie 26 lat temu - nietypowo w czwartek, Roy Jones Jr (34-1, 29 KO) wyszedł do ringu w Foxwoods Resort w Mashantucket, również nietypowo, bo jako pierwszy, by zrewanżować się Montellowi Griffinowi (27-0, 18 KO) za sensacyjną, jedyną jak dotąd porażkę.
Panowie skrzyżowali rękawice blisko pięć miesięcy wcześniej. Faworyzowany w stosunku sześć do jednego Roy długo męczył się z rywalem, wygrywał nieznacznie u dwóch sędziów, u trzeciego przegrywał (77:75, 76:75, 75:76), i gdy w końcu udało mu się zmusić pretendenta do przyklęknięcia, zamiast iść do neutralnego narożnika, huknął jeszcze mocnym hakiem, nokautują nieprzepisowo przeciwnika. Sędzia Tony Perez zdyskwalifikował championa, który stracił pas WBC wagi półciężkiej.
Sceptycy zarzucali Griffinowi, że wygrał dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Ale przecież wcześniej zdołał dwukrotnie wypunktować Jamesa Toneya, co bezsprzecznie świadczyło o jego wielkiej klasie. Montell i jego sztab zamiast po raz drugi z Jonesem Juniorem, początkowo wolał zunifikować trzy pasy z mistrzem WBA/IBF - Virgilem Hillem. Ostatecznie jednak Hill poleciał do Niemiec na unifikację z Dariuszem Michalczewskim, a Griffin dał rewanż Royowi.
- Po obejrzeniu walki na spokojnie jakiś czas potem uznałem obiektywnie, że tak naprawdę sam siebie bym zdyskwalifikował. Oczywiście nie zrobiłem tego celowo i to nie był zamierzony faul. Kontynuowałem atak i nie zdążyłem cofnąć ciosu. Nie mam natomiast pretensji do sędziego. Mógł i chyba nawet powinien mnie zdyskwalifikować. Zresztą nie mogło mnie chyba spotkać nic lepszego, ponieważ teraz każdy zechce obejrzeć rewanż - mówił Jones Jr.
Galę reklamowano hasłem "Unfinished Business". Kibice nastawiali się na wielkie show, tymczasem pojedynek nie potrwał nawet pełnej rundy. Griffin wyprowadził 18 ciosów, z których dziewięć doszło do celu. Były to jednak niegroźne akcje. Roy wyprowadził 37 uderzeń, a dwanaście z tzw. "mocnych ciosów" doszło celu. Były to między innymi dwa potwornie szybkie i ciężkie lewe sierpowe, jakimi stary/nowy mistrz wydał wyrok na przeciwniku.
- Odcięło mnie. Niby wiedziałem, co dzieje się dookoła, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa - mówił zawiedziony Griffin.
- Wciąż jestem numerem jeden. Można mnie pokonać, ale nie można mi zabrać tego, że i tak jestem najlepszy. Jeśli weźmiesz coś mojego, to wrócę i to odbiorę - zapewniał uradowany Jones Jr.
- Nigdy wcześniej, ani nigdy potem, nie spotkałem się z kimś, kto miałby równie szybkie ręce jak Roy. Nikt nawet się nie zbliżył do tego poziomu. Sparowałem przecież wiele razy z Floydem Mayweatherem Jr, który był o blisko trzydzieści funtów lżejszy od Roya, ale on również nie zbliżał się do niego jeśli chodzi o szybkość rąk. Nawet jeśli blokowałem jego uderzenia w pierwszej walce, to robiłem to bardziej instynktownie. Ja ich nawet nie widziałem, po prostu w ciemno ustawiałem blok i dlatego niektóre akcje blokowałem - przyznał po zakończeniu kariery Griffin.
Później losy obu potoczyły się inaczej. Roy został absolutnym królem zestawienia P4P, a Montell nie odzyskał już tytułu mistrza świata. Niemal dokładnie dwa lata później - konkretnie 28 sierpnia 1999 roku, zawitał do Bremy na starcie z Dariuszem Michalczewskim, legitymującym się wówczas bajecznym rekordem 40-0. Przez trzy rundy Amerykanin obijał "Tygrysa", ale w czwartej Michalczewski złapał go serią i zmusił arbitra Joe Corteza do zastopowania potyczki. - Trudno porównać tych dwóch zawodników. Na pewno Jones Jr ma więcej talentu i jest dużo szybszy, ale Michalczewski jest od niego dużo silniejszy i mocniej bije - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej. Ale do dziś powtarza, że Michalczewski jest numerem dwa jeśli chodzi o siłę ciosu. Numerem jeden jest... mało znany przeciętnemu kibicowi Ray Lathon (23-1, 21 KO), który w wieku 34. lat - tocząc już rozmowy o ewentualnej walce mistrzowskiej, został zabity strzałami z pistoletu. Zabił go płatny zabójca (wziął za to 10 tysięcy dolarów), wynajęty przez pewnego handlarza narkotyków, któremu Lathon sprawił kiedyś potworne lanie. - Nikt nie bił tak mocno jak on. Sparowałem wielokrotnie z zawodnikami wagi ciężkiej, jak Hasim Rahman, Lamon Brewster czy Samuel Peter i choć Lathon boksował w wadze półciężkiej i junior ciężkiej, bił dużo mocniej niż oni. Michalczewski też mocno bił, ale przy Lathonie po prostu głaskał - wspominał Griffin.
A my w rocznicę walki Jones Jr vs Griffin II proponujemy Wam krótką, za to jakże efektowną zemstę być może najlepszego zawodnika wszech czasów...
Montell Griffin dostał nieprzepisowy cios, ale przyaktorzył w chuj i każdy to widział. Odpierdolił ten sam cyrk co Michalczewski z Rocchigianim i wiadomo było, że zrobił to bo wiedział że przegrywa. To, że RJJ mu się dobierze do dupy i odbierze co jego było wiadomo od momentu dogadania rewanżu.
Natomiast Lemieux nie miał dobrego suflera, który by krzyknął spod ringu "kładź się i płacz. Act baby, act!". Tam było odruchowe wstawanie tak jak w przypadku otrzymania dobrego low blow i nie brania pełnych 5 minut odpoczynku.