BERLANGA: MUSZĘ DOBRZE WYGLĄDAĆ NA TLE QUIGLEYA, BY DOSTAĆ CANELO
- Canelo nie jest już w tym szczytowym momencie kariery, wciąż jednak pozostaje bestią w ringu - mówi Edgar Berlanga (20-0, 16 KO), który w sobotnią noc spotka się z Jasonem Quigleyem (20-2, 14 KO).
Amerykanin z portorykańskimi korzeniami podpisując kontrakt promotorski z Eddie Hearnem nie ukrywał, że docelowo chce walki z Saulem Alvarezem (59-2-2, 39 KO). A najbliższy występ to jeden z przystanków przed osiągnięciem celu.
- Canelo już powoli schodzi w dół. Nie jest w tym samym miejscu, w jakim był jeszcze niedawno, lecz w żadnym razie nie można nie mieć do niego szacunku. To wciąż numer jeden wagi super średniej. Widzę na horyzoncie naszą walkę, muszę więc zniszczyć Quigleya i wyglądać na jego tle najlepiej w karierze. Jeśli to zrobię, mogę być już blisko spotkania z Canelo - dodał Berlanga.
Quigleyowi nie dadzą wygrać. Gdyby walka była w UK, to może, ale jest w USA. A Berlanga jest wręcz hodowany pod Canelo. Tylko potrzebuje jeszcze paru zwycięstw albo "zwycięstw" nad przeciwnikami lepszymi od swoich dotychczasowych rywali. Alvarez sobie w międzyczasie weźmie Charlo, który będzie tak zdrewniały, jakby w ringu zapuścił korzenie. Potem na przykład Munguię, którego rozjedzie nawet bez pomocy sędziów i poczeka na Berlangę. I wtedy, po spektakularnym zwycięstwie nad Portorykańczykiem może już w zasadzie kończyć. Na Benavideza najwyraźniej nie ma ochoty, na Morella tym bardziej, Andrade też raczej mu nie podchodzi.