WACH NIE DAŁ RADY W LONDYNIE
Mariusz Wach (37-10, 20 KO) miał kilka niezłych zrywów, ale przegrał z kolejną nadzieją Brytyjczyków na podbój wagi ciężkiej, Frazerem Clarke'em (7-0, 5 KO).
Po pierwszej, jeszcze spokojnej rundzie, w drugiej i trzeciej medalista olimpijski wagi super ciężkiej z Tokio złapał naszego rodaka kilkoma prawymi sierpami. Potem Mariusz opanował sytuację, choć inicjatywę cały czas miał Brytyjczyk.
W końcówce szóstej rundy Wach zerwał tempo i ładną akcją zakończył ten odcinek. W połowie siódmego starcia znów odważniej zaatakował, wydłużył serię i kilka razy trafił. Niestety po dobrej rundzie siódmej zeszło z niego powietrze i w końcówce znów przeważał Clarke.
Po ostatnim gongu sędzia Mark Bates punktował 90:100, czyli dał wszystkie rundy przeciwnikowi.
Niby gówniany, a walczy z tymi młodymi byczkami samemu będąc dawno po 40tce i nie mogą go położyć. Przecież połowa jego przeciwników rzucałaby takim Szpilką czy nawet Kownackim jak szmacianą lalką. Jeździł na sparingi chyba do każdego. On nawet gdyby chciał, to za bardzo nie może wygrywać, bo przestaliby go zapraszać. Jakkolwiek to nie zabrzmi, Wach to nasz najlepszy ciężki od czasów Gołoty.
Czego za młodu się nie nauczył/nie wypracował (nie było speców jak dziś) to teraz tym bardziej nie będzie miał.
Tym bardziej można docenić Knybę, wyższego i z większym zasięgiem o 10cm.
Z większym zasięgiem niż Tyson Fury... bo 218cm.