POKAZ BOKSU - HANEY NIEZNACZNIE LEPSZY OD ŁOMACZENKI
Fantastyczny boks dwóch wielkich mistrzów. Ten młodszy - Devin Haney (30-0, 15 KO), był w tarapatach, ale pokonał (?) nieznacznie Wasyla Łomaczenkę (17-3, 11 KO) i obronił wszystkie cztery pasy wagi lekkiej.
Amerykanin ostro wszedł w walkę, lecz wielki ukraiński rywal był na to przygotowany, nie dał się zdominować, a rundę zakończył ładną kombinacją przy linach. Po przerwie Haney polował prawym na korpus, ale znów się zagapił, a gdy Łomaczenko wyczuł tylko swoją szansę, od razu wydłużał akcje do kilku uderzeń. A pomimo podeszłego wieku był piekielnie szybki. Champion dobrze prowadził trzecią odsłonę, zaczął zyskiwać lekką przewagę, w końcówce jednak Łomaczenko zmazał gorsze wrażenie czystym lewym krzyżowym na górę.
ŁOMACZENKO: WYGRAŁEM Z HANEYEM 8-4 W RUNDACH >>>
Amerykanin konsekwentnie i mocno bił prawym hakiem na korpus, ale w ciosach na głowę celniejszy był dawny mistrz trzech limitów. - Zaczynasz go łamać - usłyszał Haney w narożniku przed piątą rundą. I rzeczywiście za moment zobaczyliśmy najlepsze trzy minuty w wykonaniu mistrza. Choć nie można było mówić o jakiejś dominacji. Na półmetku Ukrainiec nieco zmienił taktykę, podchodził za szczelną gardą w półdystans i gdy tylko nadarzyła się okazja, strzelał krótkimi, szybkimi ciosami i wracał do szczelnej skorupy. Zaczął też trafiać bezpośrednim lewym z doskoku. Ciosy Haneya robiły większe wrażenie, ale na lepszym procencie walczył Wasyl. W ósmym starciu Haney podkręcił nieco tempo, znów był agresywniejszy, ale ciężko złapać czymś czystym takiego asa jak Łomaczenko. Obaj wciąż byli piekielnie szybcy na tym odcinku. Dziewiąte starcie znów chyba nieznacznie dla Devina. Nic nie zmieniał, bił prawym hakiem pod prawy łokieć, a raz na jakiś czas rzucał prawą ręką na górę.
HANEY PRZEBIERA W OFERTACH - ŁOMACZENKO, STEVENSON, PROGRAIS I INNI >>>
W połowie dziesiątego starcia Amerykanin pogubił się nieco w defensywie, dzięki czemu Ukrainiec wrócił do gry. Jedna dobra akcja powinna chyba dać mu 10 po stronie sędziów za te trzy minuty. Gdy wydawało się, że karty zostały rozdane, Łomaczenko zdominował jedenastą rundę. Trafiał przednią, prawą ręką, kilka razy poszukał wątroby lewym hakiem, uderzył lewym podbródkiem i zapachniało niespodzianką. A wszystko zaczęło się od krótkiego prawego sierpa na szczękę. Przed ostatnim starciem wszystko wydawało się jeszcze sprawą otwartą. Ostatnia runda, jak cała walka, prowadzona w świetnym tempie i bardzo równa. Po gongu kończący pojedynek obaj panowie dostali zasłużone brawa.
Sędziowie punktowali 116:112 i dwukrotnie 115:113 - wszyscy na korzyść Haneya. Ale mogło to pójść tak naprawdę w każdą stronę...
Walk była równa ale jednak częściej przeważał Ukrainiec.
Mega zdolny i efektowny pięściarz ale na pewnym poziomie ten jego geniusz po prostu się nie sprawdza. Bo co z tego że potrafi mieć piękne momenty w których "czaruje" jak za chwilę przesypia całe rundy w których to przeciwnik pracuje i buduje przewagę?
Łomaczenko ma o sobie zbyt duże mniemanie. Nie da się go pokonać bo nawet jakby cały świat widział że przegrał to on powie że nie. Bo przecież rywal nie był taki dobry i więcej się spodziewał i na więcej był gotowy