HRGOVIĆ: KIEDY POKONAŁEM ZHILEI, WSZYSCY MNIE KRYTYKOWALI
Sobotni tryumf Zhanga Zhilei (25-1-1, 20 KO) nad faworyzowanym Joe Joyce'em jest po części również sukcesem Filipa Hrgovicia (15-0, 12 KO). Bo to właśnie Chorwat w eliminatorze do pasa IBF wagi ciężkiej wypunktował Chińczyka.
W sierpniu w Arabii Saudyjskiej Hrgović pokonał Chińczyka na kartach sędziów 114:113 (Paweł Kardyni) i dwukrotnie 115:112 (m.in. Leszek Jankowiak). Tym samym zapewnił sobie mistrzowski bój z ramienia International Boxing Federation.
- Szczerze mówiąc cieszę się, że ta walka potoczyła się właśnie w ten sposób. W zeszłym roku stoczyliśmy równą walkę, ale byłem odrobinę lepszy. Zresztą świadczy o tym fakt, że cała trójka sędziów podzielała moje zdanie. Mimo wszystko zostałem potem bardzo skrytykowany. Zhilei udowodnił jednak, że naprawdę trzeba się z nim liczyć. Przyjechał do Londynu, na teren rywala i po prostu zniszczył Joyce'a. Był lepszy boksersko, był silniejszy i to on dyktował warunki w tej walce. Wiedziałem, że i Joyce i każdy inny będzie miał problemy z Zhilei, byłem wręcz zdziwiony, że Joyce podjął takie ryzyko mając status challengera WBO. A przypomnijcie sobie, jak ludzie krytykowali mnie za wygraną z Zhangiem - mówi Chorwat, brązowy medalista olimpijski z Rio (2016) w wadze super ciężkiej.
- Najwięcej po mojej walce z Zhangiem miał do powiedzenia Frank Warren. Mówił na mój temat dużo gównianych rzeczy. Potem pojechałem na sparingi do Daniela Dubois i zniszczyłem go na tych sparingach, a teraz jego inny zawodnik, Joyce, przegrał z kimś, kogo ja wtedy pokonałem, gdy tak bardzo mnie krytykował. Ciekawe co będzie miał teraz do powiedzenia? To był najgorszy wieczór w mojej karierze, a i tak pokonał Zhilei, który przyjechał teraz do Londynu i pobił jego zawodnika. Pieprzona kupa gówna - dodał Hrgović.
Gdyby walka potrwała dłużej, Zhang też by ją wygrał. Wystarczy spojrzeć na statystyki ciosów. Joyce wyprowadził ponad 400 ciosów, prawie nie stopniując. Mocny-silny-mocny-silny i tak w kółko. Jednocześnie miał żałosną, 18% skuteczność. To absolutna tragedia, bo po każdym uderzeniu trzeba przecież wrócić ręką do głowy albo przygotować się do uniku. Przy szybkości Joyce'a to było nierealne, dlatego nadziewał się na celne i bardzo mocne kontry. Chińczyk wyprowadzał mniej, ale połowa ciosów dochodziła do celu, realnie trafiając częściej, niż Joe. Który dodatkowo był całkowicie bezsilny wobec mocnych prawych prostych. Tu już po pierwszych dwóch rundach, które Joyce moim zdaniem przegrał, było praktycznie wiadomo, kto wygra.
Co do Hrgovicia, moim zdaniem to ten sam przypadek, co Charles Martin, albo nawet jeszcze gorzej, bo ma mniej walk i toczy je raz w roku. Przy bardzo pomyślnych układach może zdobyć jakiś pas, szczególnie jeśli na przykład Usyk zwakuje któryś ze swoich. Wtedy Chorwat będzie zdolny do zwycięstwa w walce o wakat z kimś z zaplecza czołówki. Nie wiem, jakby w imię marketingu dali mu Whyte'a, Ortiza albo nawet Chisorę czy Franklina, to pewnie dałby radę. Potem przez rok z hakiem pewnie byłaby kiszonka, jak u Lopeza a przy pierwszym starciu z którymś z dominatorów byłyby dechy i później rola "ścisłego zaplecza za zasługi".
Tam szly pyty na leb Zhileia i to byl szok, ze on to przyjmowal bez zniechecenia ;) Ale tak czulem, ze pozbawiony mocnegi ciosu Joyce NIE NARUSZY Chinczyka.
Hrgo moze polec z Wilderem, Joshua, ale to kawal gracza. Zobaczylbym go z Furym, ale Fury woli sie macac z Chisora, nie mlodymi wilkami.
Hrgovic wszedł do dziesiątki boxreca na plecach Zhanga i w sumie fajnie, niech się coś dzieje, a nie za chwilę będą tetralogie albo 'nowe' walki Ortiz - Chisora, Pulew - Parker, itd.
Co do Hrgovic Zhang, punktuje się rundy, a nie oczekiwania sprzed walki czy wrażenie ogólne. Na boxrecu punktacja kibiców jest na remis i ja bym tu nie przesadzał, że Chińczyk został okradziony (a kibicowałem w tej walce jemu).