3 LATA TEMU TYSON FURY ZASTOPOWAŁ DEONTAYA WILDERA
Dziś mijają trzy lata od wielkiego zwycięstwa Tysona Fury'ego nad Deontayem Wiliderem. Brytyjczyk 22 lutego 2020 roku w MGM Grand Garden Arena w Las Vegas znokautował mistrza WBC w ich drugiej walce.
34-latek w swojej najnowszej autobiografii „Na gołe pięści” wspomina pojedynek, w którym Deontay Wilder tak naprawdę nie istniał. Mierzący 206 centymetrów Fury pokonał mistrza WBC w siódmej rundzie przez techniczny nokaut. Dla Wildera była to pierwsza przegrana w karierze.
Fragment książki „Tyson Fury. Na gołe pięści”:
Czasem trzeba się postawić i walczyć o to, w co się wierzy – bez względu na to, co dzieje się wokół nas. W drugim pojedynku z Wilderem musiałem zaatakować, i to dosłownie, ponieważ po pierwszej walce wiedziałem, że mogę z nim wygrać. Oczywiście cały świat zdawał się we mnie wątpić – znowu. Powtarzali mi, że to samobójstwo – znowu. Pojawiły się głosy, że mi odbiło – znowu. Mówili: „Jeżeli Król Cyganów stanie do tej walki, poleci na deski”. Wszystkie te bzdury tylko mnie nakręcały, żeby jeszcze mocniej obstawać przy swoim.
– Nie zamierzam się z Wilderem boksować – zapewniałem wszystkich. – Po prostu go znokautuję.
Wszyscy najwyraźniej zapomnieli, że poprzednim razem miałem znacznie trudniej – musiałem zrzucić mnóstwo kilogramów i zamienić się z upadłego, chorego człowieka w światowej klasy wojownika. Od tamtej pory nabrałem siły. Oczywiście, pomimo tej metamorfozy nie mogłem być zbyt pewny siebie. Wilder należał do najwyższej klasy bokserów i specjalizował się w nokautach – posyłanie ludzi na deski było dla niego chlebem powszednim. Podczas naszego pierwszego pojedynku dałem życiowy popis, lecz w 12. rundzie prawie mnie znokautował, a przy okazji dał mi wartościową nauczkę: gdy mierzysz się z kimś tak niebezpiecznym, możesz w każdej chwili oberwać tak mocno, że stracisz przytomność.
Chcąc zwiększyć szanse na wygraną, zaprosiłem do mojej ekipy nowego trenera. SugarHilla Stewarda poznałem w 2010 roku, gdy pracował w Kronk Gym w Detroit, klubie należącym do jego nieżyjącego już wuja, Emanuela „Manny’ego” Stewarda, faceta, który zasłynął jako trener Lennoxa Lewisa, Thomasa Hearnsa oraz mojego dawnego wroga, Władimira Kliczki (jeszcze w tym samym 2010 roku „Manny” miał mnie zaprosić, bym dołączył do obozu treningowego Kliczki w Austrii). Wiedziałem, że jeśli zamierzam znokautować Wildera, powinienem na poważnie popracować nad siłą ciosu. SugarHill był właściwą osobą do tego zadania. Niestety, nie obyło się bez turbulencji. Początkowo chciałem, by SugarHill pracował razem z Benem Davisonem, ale Ben widział to inaczej – chciał samodzielnie od- powiadać za moje przygotowania, więc ostatecznie odszedł. Szkoda, ponieważ potrafił wydobyć ze mnie to, co najlepsze, ale uszanowałem jego decyzję.
Z SugarHillem pracowało mi się bardzo dobrze. Gdy zaczynał, uzgodniliśmy, że powinienem wrócić do podstaw. Może wydawać się to dziwne w przypadku nowej relacji szkoleniowej, zwłaszcza że pozostawałem niepokonanym mistrzem świata wagi ciężkiej w linii prostej i nie zamierzałem pozwolić, by ktoś uczył mnie boksu od nowa. Przecież z pewnością wszystko już widziałem i wszystko wiem, prawda? Tak bardzo jednak pragnąłem rozbić Wildera, że byłem gotów wrócić do pięściarskich korzeni. Tak też zrobiliśmy: przez sześć czy siedem następnych tygodni pracowaliśmy nad moim prostym, a konkretnie prawym prostym. Do tego skupiłem się również na synchronizacji mojej szybkiej pracy nóg z pracą rąk. Na nowo opanowałem kilka starych sztuczek i zdecydowanie wyszło mi to na dobre.
***
Gdy rozległ się pierwszy gong, wyprowadził kilka ciosów od góry w głowę, ale wkrótce to ja wziąłem go na cel. Obijałem go kolejnymi prostymi, po których głowa odskakiwała mu do tyłu. W ramach podbijania bębenka przed pojedynkiem przestrzegałem go, że poleci na deski już w drugiej rundzie, ale obiecany knockdown trochę się jednak opóźnił. Pod koniec trzeciej rundy trafiłem go przepięknym prawym w skroń. Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś wyszarpnął mu ring spod nóg. Wilder przypominał marionetkę z poobcinanymi sznurkami.
„Proszę bardzo – pomyślałem – to dla ciebie”.
Mój rywal tygodniami rozwodził się nad tym, jakie słabe były moje ciosy w pierwszej walce. Podobno przypominały muśnięcie miotełką do zbierania kurzu. Tego wieczoru jednak nie wydawały się już takie miłe i przyjemne, a Wilder ewidentnie stracił rezon. Moje potężne prawe, broń opracowana podczas ćwiczeń pod okiem SugarHilla, zmieniły jego nogi w galaretę, a dodatkowo spowodowały, że pękł mu bębenek w lewym uchu. Nie zamierzałem na tym poprzestawać. W piątej rundzie usadziłem go ponownie, tym razem lewym sierpowym na korpus. Prawie wyskoczył z kapci. Dla osób z zewnątrz musiało wyglądać to tak, jak gdyby przewrócił go dźwig. Muszę mu jednak oddać, że znalazł w sobie odwagę i siłę, by walczyć dalej.
„Dobra, jeszcze ci mało, co?”, powiedziałem, a potem ponownie zacząłem obijać mu twarz i uszy. Z boku jego żuchwy kapała krew. Gdy dochodziło do zwarcia, moje ramiona, plecy i twarz spryskiwała czerwień. Wyglądałem jak istota z horroru, tyle że to ja byłem drapieżnikiem na górze łańcucha pokarmowego, a Wilder nie bardzo miał jak mi uciec. Posłałem mu serię mocnych ciosów na twarz tak, że stracił równowagę. Potem zacząłem celować w głowę, przez co oczy zaczęły uciekać mu do tyłu. Wilder miał dość, więc jego ekipa rzuciła ręcznik na ring. Wygrałem przez nokaut techniczny.
Uniosłem ręce, a on usiłował wykłócać się z sędzią, tylko że tu nie było o czym dyskutować: Król Cyganów powrócił zwycięski, a przy okazji udowodnił, że nadal może odprawić z kwitkiem takich rywali jak Wilder. Triumf w pojedynku bokserskim był jednak tylko jednym z elementów tego iście hollywoodzkiego zakończenia. Drugim był mój niesamowity powrót po problemach ze zdrowiem psychicznym. Zostawiłem za sobą niezwykle mroczne dni i wygrałem z depresją – najtrudniejszym ze wszystkich moich przeciwników, groźniejszym niż dziesięciu Deontayów Wilderów razem wziętych. Jeszcze tego samego wieczoru, gdy świętowałem zwycięstwo w nocnym klubie, miałem poczucie, że otwiera się przede mną nowy wspaniały świat. Czułem się cudownie, najbardziej chciałem jednak położyć się do łóżka i porządnie wyspać. Mój plan zakładał, że rano wstaję i działam dalej.”
Trzeba przyznać że Fury wówczas sponiewierał Wildera jak ścierę..
Z jednej strony dali nam panowie 2 bardzo ciekawe walki (nr 2 to czysta deklasacja na półprzytomnym zombie) a z drugiej niestety zablokowali prawdopodobnie celowo całkowicie wszelkie inne ciekawe starcia do zorganizowania a było ich od groma nie działając w ogóle na innych polach.
Na zagranicznej stronie czytałem plotki o rzekomych rozmowach Tysona z Wilderem na temat 4 walki na Wembley. Oby to były tylko głupie plotki bo takiej farsy to nawet po Furym ciężko się spodziewać.
- niestety nasz boxrecboy nie wie, że można przegrać wszystkie rundy 108-120 i przegrać walkę minimalnie - wystarczy przegrywać każdą rundę o włos. Można też kompletnie zdominować przeciwnika przy punktacji np 115-112.
ale na boxrecu nie ma tego napisane
Przeciez Polakos to ignorant. Facet pytał sie mnie parę dni temu o Toneya i czy on coś osiągnął..