GORGOŃ: ZOSTAŁO MI JESZCZE 3-4 LATA KARIERY, NIE MA NA CO CZEKAĆ
- Chciałbym powalczyć z Kasjuszem Życińskim - mówi Przemysław Gorgoń (15-10-1, 6 KO), który póki co 25 marca w Białymstoku spotka się z Damianem Kiwiorem (9-5-1, 1 KO).
Paweł Sawicki: Cześć Przemek. Właśnie ogłoszono Twoją walkę z Damianem Kiwiorem na gali Chorten Boxing Production w Białymstoku. Na początek zapytam jak klasyfikujesz Damiana jako swojego przeciwnika?
Przemysław Gorgoń: Witam czytelników serwisu BOKSER.ORG. Jak klasyfikuję Damiana? Uważam, że jest dobrym przeciwnikiem dla mnie i generalnie jest dobrym pięściarzem. Wiadomo, w jego rekordzie nie ustrzegł się wpadek i ma na swoim koncie porażki, jednak ja podchodzę do niego jak do najtrudniejszego rywala w karierze. Każda kolejna walka jest trudna i trzeba się do niej przygotować jakby była walką o pas mistrza świata. Na pewno jest dobrze wyszkolonym technicznie zawodnikiem, ma dobry warsztat pięściarski i jest ułożony. Jak mam go sklasyfikować na tle swoich wcześniejszych rywali? Powiem szczerze, że nie jest to największe wyzwanie w mojej karierze. Uważam, że miałem już na swojej bokserskiej drodze trudniejsze przeszkody do pokonania, niekoniecznie te walki wygrywałem, ale boksowałem z nimi starając się dotrzymać im tempa. Jestem przekonany, że będzie to mocna walka, pełna widowiskowych wymian i potężnych ciosów. Zarówno ja jak i Damian nie mamy w zwyczaju się cofać, więc przygotujcie się na widowiskowe zderzenie na ringu w Białymstoku.
- Wróćmy do odwołanej walki o pas WBC International w Niemczech. Była szansa na zaistnienie w rankingach WBC. Czy walka już się dla Ciebie rozmyła, czy może termin został przesunięty? Jak wygląda ta kwestia potencjalnego pojedynku z Jamesem Kraftem?
PG: Sama ta historia jest trochę szalona, ale pojawiła się szansa więc grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Mój promotor, Dariusz Snarski, otrzymał ofertę takiego pojedynku dla mnie zaledwie tydzień przed galą. Po rozmowach z promotorem oraz z trenerem Danielem Pilcem zdecydowaliśmy, że jedziemy i walczymy o pas. Takich propozycji się nie odrzuca. Nie przeszkadzało mi to, że pojedynek miał się odbyć w wadze półciężkiej, czyli jedną kategorię wyżej niż ta w której z reguły boksuję. Przyznam się szczerze, że miałem do zbicia ponad pięć kilogramów w osiem czy dziewięć dni. Wiadomo, to nie jest dużo bo zdarzało się robić nawet bardziej spektakularne zbijanie wagi, ale to zawsze się odbija na dyspozycji. Nadmienię, że byłem również świeżo po kontuzji złamanych żeber i nie oszukujmy się, nie byłem w jakimś super intensywnym reżimie treningowym. Na dzień dzisiejszy mogę tylko powiedzieć, że nie mam pojęcia co się będzie działo z tą walką. Nie mam informacji, czy ta walka odwlecze się w czasie, czy po prostu promotorzy Krafta znajdą sobie jakiegoś innego przeciwnika. Jeśli mam być szczery to skłaniam się raczej ku temu, że szansa czmychnęła mi koło nosa. Mam jednak nadzieję, że takie propozycje jeszcze się pojawią, bo nie ukrywam widzę szansę na rozwój mojej kariery dzięki takim pojedynkom.
- Miała być walka w Danii, ostatecznie walczysz w Białymstoku. Pytanie, czy ten duński pojedynek wciąż jest na horyzoncie?
PG: Tak, w Danii również miałem walczyć i to kolejna zabawna historia. Niestety 31 grudnia na ostatnim treningu w roku, sparując z kolegami z sali, zaznaczę luźno, dostałem w żebro, poczułem coś i z bólem dokończyłem rundę. W kolejnej rundzie inny kolega zszedł pod moim lewym i trafił mnie w to samo miejsce pieczętując złamanie żebra. Ta kontuzja była powodem tego, że w Danii nie pojawiłem się w ringu. Czy będzie jeszcze możliwość tej walki? Na ten moment nic mi nie wiadomo, sytuacja wygląda chyba podobnie jak w przypadku walki z Kraftem.
- Przed Tobą kolejna walka wieczoru na gali Chorten Boxing Production. Tym razem 8 rund. Czy w trakcie negocjacji nie wchodziła w grę rywalizacja na dystansie 10 rund z pasem zawodowego mistrza Polski, o który toczyłeś poprzedni pojedynek?
PG: Dzięki promotorowi Dariuszowi Snarskiemu będę miał możliwość po raz kolejny zaboksować przed białostocką publicznością. Ponownie będę zawodnikiem walczącym w głównym pojedynku gali. Nie ukrywam, że zawsze jest to dla mnie wielkie wyróżnienie, a jednocześnie jest to namacalny dowód na to, że promotor nadal wierzy we mnie mimo potknięć. Nie prowadziliśmy żadnych negocjacji związanych ani z ilością rund w pojedynku z Damianem, ani ze stawką nadchodzącego pojedynku. Nie ukrywam, że osobiście cieszę się, że po prostu wychodzę do ringu. Poprzednie walki rozmywały się jeszcze przed pierwszym gongiem, a ja bardzo chciałem powrócić między liny. Dlatego wspólnie z promotorem Dariuszem Snarskim podjęliśmy decyzję, że zawalczę w Białymstoku. Nie ukrywam, że w tym momencie kariery nie przykładam aż takiej wagi do tego z jakim nazwiskiem wyjdę do ringu, a bardziej zwracam uwagę na to jak ten pojedynek będzie wyglądać. Chcę dawać widowiskowe walki, o których kibice będą rozmawiać jeszcze po zakończeniu gali. Padło na Damiana Kiwiora i wierzę, że to będzie pojedynek w którym żaden z nas nie odstawi nogi, a kibice którzy będą oglądać nas na hali i przed telewizorami nie będą żałować, że spędzili czas oglądając polski boks.
- Początek roku był dla Ciebie obiecujący. Niestety dwie odwołane walki i ostatecznie pierwszy kwartał kończysz pojedynkiem w Białymstoku. Ile razy chciałbyś pojawić się w ringu w 2023?
PG: Słusznie zauważyłeś, że początek roku był dla mnie obiecujący, niestety skończyło się tylko na obiecankach. Może się powtórzę, ale cieszę się że będę miał okazję boksować w walce wieczoru gali w Białymstoku. Po tych zawirowaniach w końcówce roku i niedoszłej walce w Niemczech chcę po prostu wejść do ringu. Na razie nie myślę o tym co będzie dalej w 2023 roku. W tej chwili cała moja uwaga jest skupiona na Damianie Kiwiorze. Celem jest zwycięstwo w nadchodzącej potyczce, które mam nadzieję otworzy mi jakieś nowe furtki w zawodowym boksie. Moim zdaniem optymalnie dla mnie byłoby toczyć 4-6 walk rocznie. Tak naprawdę to jak to w sporcie, wszystko zależy od stanu zdrowia, jeśli nie będzie kontuzji to jak najbardziej jest to realna liczba pojedynków do stoczenia. Myślę, że zostało mi jeszcze 3-4 lata kariery jako profesjonalny pięściarz i ja już nie mam na co czekać. Im więcej walk tym lepiej. Nie będę oryginalny, że o wiele lepiej mi się trenuje jak jest cel na horyzoncie w postaci nadchodzącej walki. Czasami jednak nie ma możliwości przepracować pełnego obozu, a propozycja jest kusząca tak jak ten pojedynek o pas WBC International Silver, więc jak to mówi stara szkoła: trzeba być cały czas gotowym, by skorzystać z szansy.
- Ostatnio Artur Szpilka i Kamil Łaszczyk walczyli w MMA. Pytanie, czy jakby pojawiła się propozycja dla Ciebie, np na walkę z freakiem z wagi ciężkiej, to byś się zastanowił nad takim pojedynkiem?
PG: Myślę, że w ogóle nie miałbym problemu, żeby zawalczyć w freak fightach. Byłby to na pewno porządny zastrzyk finansowy, bo nie oszukujmy się, ja nie jestem bokserem na tak wysokim poziomie, by zarabiać niebotyczne kwoty. Jestem przekonany, że gdyby tylko pojawiła się propozycja to na pewno bym z niej skorzystał. Nie ukrywam, że chciałbym tez powalczyć może z Kasjuszem. Kiedyś nasze drogi się prawie przecięły na mistrzostwach Polski, niestety obaj przegraliśmy swoje półfinały młodzieżowych mistrzostw Polski i do tej walki nie doszło. Na pewno byłaby to dla mnie ciekawa walka, bo Kasjusz jest podobnych gabarytów i potrafi boksować. Walka ze mną na pewno dałaby mu pogląd na poziom jaki obecnie reprezentuje jako pięściarz.
- Ostatnio Łukasz Pławecki i Jan Czerklewicz próbują podgrzać atmosferę i doprowadzić do swojego starcia. Pytanie, czy Ty widzisz na rynku polskim pięściarzy, z którymi chętnie byś się spotkał w ringu?
PG: Tak, czytałem ostatnio o tej wymianie zdań. Jeden i drugi wydają mi się w porządku, nie znam ich osobiście więc bazuję na tym co publikują w internecie. Podoba mi się to, że w taki normalny sposób podchodzą do tego i nie ma żadnych niemiłych zachowań jak w freak fightach. Ja nie mam żadnego problemu z tym, że freak fighterzy sobie walczą i dostają za to takie pieniądze. To mi w ogóle nie przeszkadza. Paru freak fighterów nawet dzięki udziałowi w tych galach stali się lepszymi ludźmi. Zaczęli trenować, zobaczyli na czym polega sport i katorżnicza praca by osiągnąć wymierne efekty postaci wygranej w klatce. Nie chcę powiedzieć, że im nie zazdroszczę, bo to nie jest odpowiednie słowo. Może inaczej. Cieszę się, że Ci ludzie mogą doświadczyć walki w klatce taką, jaka ona jest. Jedyne co mi się nie podoba, to te wszystkie wyzwiska. Jedni powiedzą, że to teatr, że oni grają. Dla mnie to nawet w ramach grania swojej roli to jest przesada. Jestem sportowcem i powtórzę wyświechtany frazes: wchodząc do ringu czy klatki każdy z nas ryzykuje życiem. Dla mnie szacunek do przeciwnika to fundament.
- Niebawem duże walki Polaków: Łukasz Różański, Mateusz Masternak i Michał Cieślak zaboksują o światowe i europejskie tytuły. Pytanie jak oceniasz ich potencjalne, czy już ogłoszone pojedynki i komu będziesz kibicował?
PG: Dla mnie nie ma znaczenia jaką grupę promotorską reprezentują. Są pięściarzami, Polakami, więc będę oczywiście trzymał kciuki za każdego z nich. Wierzę bardzo mocno, że wszystkim trzem się uda. Dla niektórych z nich to będą życiowe szanse, walki o tytuł mistrza świata nie dostaje się co tydzień. Trzeba na to naprawdę ciężko zapracować, mieć do tego odrobinę szczęścia i poparcie całego sztabu ludzi, którzy razem z Tobą ciągną ten wózek. Mam głęboką nadzieję, że pasy przyjadą do Polski, że Panowie dadzą z siebie wszystko i mam nadzieję, że zapiszą się złotymi zgłoskami w historii polskiego boksu zawodowego.
Rozmawiał: Paweł Sawicki
https://www.youtube.com/watch?v=NhlHKkutvjU