SZEF SHOWTIME O RYWALU DLA CHARLO
Stephen Espinoza - szef sportu w stacji Showtime, wpisuje się w narrację Jermalla Charlo (32-0, 22 KO). Co to oznacza dla Macieja Sulęckiego (30-2, 11 KO)?
Mistrz WBC wagi średniej miał 18 czerwca mierzyć się właśnie ze "Striczem". Niespełna dwa tygodnie przed terminem walki Amerykanin poinformował o kontuzji pleców. Usłyszeliśmy wtedy, że uraz nie jest groźny i wkrótce powinniśmy poznać szczegóły nowego terminu. Ponad siedem tygodni dalej nic nie wiemy.
- Chciałbym stoczyć następną walkę z Demetriusem Andrade'em. Wszyscy powinni przestać już pieprzyć głupoty na mój temat. David Benavidez, Chris Eubank Jr, Demetrius Andrade, chcę ich wszystkich, a Andrade'a w następnej walce - powiedział kilka dni temu Charlo.
- Najbardziej prawdopodobną i chyba najlepszą jest walka Charlo z Davidem Benavidezem. Inne opcje, czyli Andrade, Gołowkin i Eubank, też są możliwe, ale Munguia i Andrade mieli już swoją szansę, z której nie skorzystali - powiedział Espinoza.
To oczywiście nie wyklucza walki Sulęckiego z Charlo, bo taka deklaracja nie padła, ale dziwne trochę, że w mediach pojawiają się różne nazwiska, tylko nie Polaka...
Canelo to w tej chwili Bóg, który umarł, lecz wierni liczą na jego rychłe zmartwychwstanie. Czy nastąpi, to się okaże. Tak czy owak lepiej mieć w zanadrzu jakichś następców. Zresztą, nawet jeśli powróci Canelo Wszechmogący, to nie zawadzi dodać mu kogoś do towarzystwa. Np. Garcię jako Syna Bożego, a Benavideza jako Ducha Świętego. Byłaby piękna Trójca Święta.
Im wyżej wzleci taki Bóg Boksu, latami podejmując wyzwania i wygrywając na najwyższym poziomie, tym bardziej bolesny upadek.