CENIONY BOKSER WAGI CIĘŻKIEJ ZABITY W BIAŁY DZIEŃ
Maurenzo Smith (29-13-4, 22 KO) był sławnym journeymanem wagi ciężkiej. Teraz zza oceanu napłynęły smutne wiadomości o jego tragicznej śmierci.
44-letni "T. Diddy" ostatni pojedynek stoczył pod koniec stycznia, gdy znokautował w drugiej rundzie Jose Pacheco. Na koncie miał remis z Vinnym Maddalone, mierzył się z takimi sławami jak Andy Ruiz, Charles Martin, Shannon Briggs, Chris Arreola czy z naszym Adamem Kownackim w jego jedenastym zawodowym pojedynku. Nigdy nie był postacią z pierwszych stron gazet, często za to zapraszany był na sparingi do najlepszych. Teraz notował serię ośmiu kolejnych zwycięstw, ale nie poprawi już swojego bilansu...
Smith został kilkakrotnie postrzelony i zabity w środę rano w restauracji w Teksasie. Bokser towarzyszył 28-letniej przyjaciółce, która starała się sfinalizować warunki rozwodu ze swoim 61-letnim mężem. W pewnym momencie mężczyzna wyszedł z restauracji, wrócił z pistoletem i oddał trzynaście strzałów w kierunku Smitha. Ten zginął niestety na miejscu. Nikt inny nie doznał obrażeń.
Mężczyzna zbiegł z miejsca zdarzenia. Gdy policja go namierzyła, strzelił sobie w głowę. Teraz jest podtrzymywany przy życiu, ale jego stan określany jest jako krytyczny.
Ciekawa hipoteza. Co ciekawe jeśli facet nie miał dzieci to laska trochę inaczej niż zamierzała, ale osiągnęła swój cel
Plan wypalił, dziadek również, chociaż ryzyko było spore. Teraz babka zamiast rozwódki zostanie młodą wdową, dzięki czemu jedyne, co będzie musiała oddać z majątku, to ewentualny zachowek dla dzieci (z poprzednich związków, o ile jakieś miał) zmarłego męża. Nie rozumiem tylko, dlaczego staruszek strzelał do tego Smitha, zamiast do baby :)
bo Smith pewnie prowokował swoim zachowaniem a babka pociągała za sznurki, dziadek był pewnie w amoku i stąd ten "błąd", że do niej nie strzelił :)