TRWA CIĘŻKIE BEZKRÓLEWIE W EUROPIE
Kiedyś tytuł mistrza Europy wagi ciężkiej był bardzo prestiżowy. Dziś znaczy dużo mniej, o czym najlepiej świadczy długie bezkrólewie na Starym Kontynencie.
Ostatnim mistrzem był Joe Joyce, który sięgnął po pas EBU w listopadzie 2020 roku, nigdy go nie bronił i szybko zawakował. Od tego czasu, pomimo kilku prób, nie wyłoniono pretendentów chętnych do takiej walki.
Teraz podjęto próbę skonfrontowania Żana Kosobuckiego (18-0, 17 KO), przez niektórych nazywanego "Gołowkinem wagi ciężkiej", z mało znanym, wręcz anonimowym Umutem Camkiranem (18-0, 17 KO), który może straszy rekordem, ale niczym poza tym.
W siedzibie EBU w Rzymie przeprowadzono przetarg na ten pojedynek. Problem w tym, że... Nie było chętnych i nikt do tego przetargu nie przystąpił. Tak oto europejska federacja boksu wyznaczy wkrótce dwóch kolejnych zawodników do walki o wakujący tytuł. W ostatnim rankingu, opublikowanym 30 czerwca, na listach nie było żadnego polskiego "ciężkiego".
Jak dla mnie cały ten system jest do zaorania. Wcale bym się nie obraził, gdyby zaczęto ignorować wszystkie te "paskowe organizacje" i organizować walki mistrzowskie choćby na podstawie rankingów Boxreca. Czyli wszystkim tym WBA, WBC już dziękujemy, a o mistrzostwo danej kategorii walczy na przykład jedynka Boxreca z dwójką. Jak dwójka nie może, to z trójką. Od razu skończyłaby się połowa patologii z jakimiś półpaścami i ćwierćmistrzami.
Trochę nie łapię komentarza? Mało jest mocnych ciężkich w Europie?
Chyba, że chodzi Ci o kogoś kto posiada pas EBU i go konsekwentnie broni, wtedy pełna zgoda