RUIZ JR I ORTIZ PEWNI SWEGO
Andy Ruiz Jr (34-2, 22 KO) i Luis Ortiz (33-2, 28 KO) zgodnie zapowiadają swoje zwycięstwo. Ktoś więc się mocno pomyli... Pojedynek na zapleczu ścisłej czołówki wagi ciężkiej odbędzie się 4 września w Los Angeles.
- Jestem bardzo zmotywowany walką dla moich kibiców w Los Angeles. To dla mnie szansa by udowodnić, że znów będę mistrzem świata wagi ciężkiej, tym bardziej, że spotkam się ze świetnym rywalem. Możecie spodziewać się mojej najlepszej wersji. Każdy chce zobaczyć naszą walkę, a my damy kibicom ringową wojnę - zapowiada meksykański "Niszczyciel".
- Coraz bardziej zbliżam się do spełnienia marzenia o zostaniu pierwszym mistrzem wszechwag pochodzącym z Kuby. Wiem jednak, że muszę dać mocny sygnał tą walką i wygrać efektownie. Szanuję Ruiza, stoi jednak mi na drodze i zrobię wszystko co trzeba, by go pokonać - ripostuje kubański "King Kong".
Tak, Ortiz posprzątałby całą polską wagę ciężką. Ale Ruiz to już dla niego o jeden most za daleko. Jeżeli obżartuch poświęci na przygotowania choćby minimalną ilość czasu, jaka jest konieczna, to powinien to wygrać.
przecież on z Martinem ledwo co wygrał fuksem bo sam już nieźle pływał
Myślę podobnie. Ortiz jest już w takim wieku, że w jednej walce będzie wyglądał świetnie, a już w następnej beznadziejnie. Mój typ to Ruiz przed czasem, ale właśnie wszytko zależy od tego jakiego Ortiza zobaczymy.
Ja wnioskuję głównie na własnym przykładzie. Na przykład ostatnio pod koniec sparingu, fakt, że po godzinie i piętnastu minutach wysiadły mi nogi. Ale tak kompletnie, były jak betonowe filary. "Głowa" wiedziała, co chce zrobić, ba, nawet widziałem, że zaraz oberwę i... nic. Nie dało się, bo nogi zupełnie nie słuchały poleceń. A kwadrans przedtem jeszcze wszystko cacy.
Ja wtedy podniosłem rękę (zanim znów oberwałem) i powiedziałem trenerowi "stop, kończymy, nie mam nóg". Ale jak się to przytrafi Ortizowi, to poleci na dechy.
A w jakim wieku jesteś, jeśli można wiedzieć?
Po czterdziestce. Ale trenuję różne rzeczy od ponad trzydziestu lat, praktycznie bez przerw. Więc mam nawyki i kondycję zawodowca. Od czterech lat mam ustawiony system treningów codziennych, niezależnie od świąt i pogody. Rano, o piątej, dwie godziny ćwiczeń siłowo wytrzymałościowych, potem godzina jazdy na rowerze. Rano albo wieczorem, czasem w ramach dojazdu do pracy. Raz w tygodniu sparing z indywidualnym trenerem na zasadzie "ile wytrzymam, tyle mam".
Jestem też porozpieprzany jak zawodowiec - cały zestaw złamań, stłuczeń, zwichnięć, co chcesz, masz. nogi, żebra, nadgarstek, łokcie. Wszystko zagojone, zaleczone ale potrafi się odezwać. I mam wredną astmę, dlatego często ratuję się różnymi środkami, po których nie przeszedłbym kontroli antydopingowej. Gdybym zawodowo zajmował się sportem :) Ale żadnych anabolików, głównie oddechówka. Clenbuterol też, Canelo byłby dumny :P
No to szacun ogromny. Ja po trzydziestce zacząłem łapać kontuzję za kontuzją i trochę mi się życie posypało... Na szczęście miałem alternatywy ;)
W tym drugim temacie, j.w. szacunek za to. Ja też po 40, też w sumie większość życia "coś tam ćwiczę", ale częściej z przerwami i z doskoku, i bardzo ciężko mi się zebrać do dłuższych (typu rok) odcinków regularnego poważnego treningu, szukam tej motywacji w różny sposób, a widze, że by się przydało.