Dziś mija 29. rocznica pamiętnej walki Tommy'ego Morrisona (36-1, 32 KO) z George'em Foremanem (72-3, 67 KO) o wakujący tytuł mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBO.
Pięć miesięcy wcześniej stacja HBO zorganizowała galę w Reno. Głównymi bohaterami byli właśnie "Duke" i "Duży George". Mieli trudnych rywali, ale w razie zwycięstwa mieli zapewniony bój o wakujący pas WBO, porzucony przez Michaela Moorera. I zrobili swoje. Morrison zastopował wówczas Carla Williamsa w ósmej rundzie, choć sam był po drodze liczony. Również w ósmej odsłonie swoją potyczkę wygrał Foreman, który odprawił twardego Pierre'a Coetzera. Tommy lubił boksować często, więc jeszcze w marcu obił w niecałe trzy rundy Dana Murphy'ego i można było podpisać kontrakty na starcie z prawdziwą legendą, dawnym, a jak się potem okazało, również przyszłym championem wszechwag.
Pierwotnie ci dwaj mocarze z nokautującym uderzeniem mieli spotkać się 16 kwietnia, potem 5 czerwca, a skończyło się na 7 czerwca 1993 roku. To George poprosił o więcej czasu na przygotowania, stąd też ta walka na przetarcie Tommy'ego pod koniec marca.
- Nic nie jest pewne, ale wydaje mi się, że będzie to moja ostatnia walka w karierze. Zwycięstwo czy porażka, więcej już raczej do ringu nie wyjdę - mówił Foreman. Ale swojego klienta nie słuchał ani trochę Ron Weathers, jego menadżer, który już na wypadek zwycięstwa i zdobycia tytułu planował występ w październiku w pierwszej obronie tytułu i starcie z popularnym wtedy Alexem Garcią. Tamten pojedynek, który nigdy ostatecznie nie doszedł do skutku, miałby się odbyć w Houston, gdzie George osiadł na stałe.
Dzień przed walką, podczas ceremonii ważenia, Foreman zanotował 116,1 kilograma. - To nie oddaje do końca jego wagi na co dzień. Od kiedy przegrał z Muhammadam Alim i przede wszystkim Jimmym Youngiem, gdy jego zdaniem po prostu przegrał przez odwodnienie, George przed każdą kolejną walką zawsze pije mnóstwo litrów wody dziennie. W ostatnich dniach wypija straszne ilości, żeby nawodnić organizm - tłumaczył jeden z członków drużyny Foremana, dziennikarz Bill Caplan. Rywal był dużo lżejszy. Tommy wniósł na skalę 102,5 kilograma. On też miał już plany na przyszłość, a w zasadzie włodarze telewizji HBO. W przypadku efektownego zwycięstwa Morrisona, jego kolejnym przeciwnikiem miał być ówczesny mistrz WBA/IBF, niesamowity Riddick Bowe (34-0, 29 KO). - To będzie wielka walka za wielkie pieniądze - zacierał ręce Seth Abraham, szef sportu w HBO. Ostatecznie jednak Bowe, po dwóch obronach z łatwiejszymi pretendentami, wybrał rewanż z Evanderem Holyfieldem. Ale o tym przy innej okazji...
- Tommy do każdej walki trenował ciężko dwa razy dziennie po dwie godziny. Problem w tym, że przez pozostałe dwadzieścia godzin na dobę imprezował i zaliczał kolejne dziewczyny. Tym razem, po raz pierwszy, było inaczej. Skoncentrował się tylko na treningach i odpoczynku - stwierdził Bill Cayton, menadżer Morrisona.
Promujący ten wieczór Bob Arum nic nie robił sobie z trwających playoffów ligi NHL, które mogły niekorzystnie wpłynąć na kupno przyłączy PPV. - Hokej? Przecież to gra dla jakiś przygłupów. Nie zaprzątam sobie nawet tym głowy - mówił szef stajni Top Rank.
- Morrison bije bardzo mocno, może nawet równie mocno co George. Różnica polega jednak na tym, że nawet gdy trafi czysto i przewróci George'a, ten wstanie, a kiedy to George trafi czysto, Morrison już się nie podniesie - podgrzewał atmosferę Weathers.
"Duży George" miał zagwarantowanych aż 7 milionów dolarów. "Duke" również nie narzekał, bo na jego konto miało wpłynąć 1,25 miliona dolarów. Bukmacherzy nie mieli wyraźnego faworyta, ale stawiali w stosunku 7/5 na Foremana. - Chcę zakończyć tą podróż w należyty sposób, zdobywając na sam koniec pas. Nie mogę przecież trwać w tym sporcie wiecznie. Mam zamiar zawiesić to trofeum na swoich barkach i odejść na zasłużoną emeryturę - przekonywał Foreman. Ale mało kto mu wierzył. Dziennikarze zastanawiali się, jak ten dojrzały, już 44-letni mężczyzna, poradzi sobie z bardzo szybkim i mocnym lewym sierpowym przeciwnika, lecz weteran uspokajał. - Widziałem już wszystko w ringu. Lewy sierp? Boksowałem i wygrywałem przecież z Joe Frazierem, on to dopiero miał lewy sierpowy. Postaram się zneutralizować jego poczynania swoim jabem, a gdy nadarzy się okazja, wykorzystam również przewagę w masie ciała - zapowiadał Foreman.
- To będzie świetny pojedynek. Spodziewam się, że on od razu na mnie ruszy, ale przecież nie zamierzam stać naprzeciw niego w linii prostej i wymieniać z nim bezsensownie ciosy. Co ciekawe, gdy przegrałem z Rayem Mercerem, to właśnie George udzielał mi wskazówek i podpowiadał. Wdrażał mi na przykład, że najważniejszą nauką jest umiejętność relaksowania się w czasie trwania walki. On podobno też miał w swoich wcześniejszych latach z tym problem. I kazał mi przełamywać się na treningach. Jeśli biegałem dziesięć mil, mam biegać dwanaście. Jeśli sparowałem po trzy minuty, powinienem sparować po sześć minut. Chodziło o to, bym poznał swój limit. Sam szczyt, ponad który już się nie wzbiję. A potem kolejną lekcją było to, żeby w niektórych momentach właśnie nauczyć się odpoczywać. Dostosowałem się do wszystkich wskazówek George'a i dziś jestem z pewnością dużo bardziej kompletnym zawodnikiem niż wtedy, gdy boksowałem z Mercerem - mówił tuż po ceremonii ważenia młodszy o dwie dekady bombardier z Kansas City.
W Thomas & Mack Center w Las Vegas zasiadło niespełna trzynaście tysięcy kibiców (12 743). - Czerpię z walk George'a z Holyfieldem oraz Alexem Stewartem. Będę bił kombinacjami. One będą kluczek do sukcesu - mówił już w dniu walki Morrison. - Kiedy byłem młodym zawodnikiem, prawie w ogóle nie używałem lewego prostego. Chciałem po prostu ubić rywala. Dziś jestem nie tylko wiekiem dojrzalszy. ale i mój boks jest bardziej wyrafinowany, a właśnie jab, a nie siła ciosu, jest moją najmocniejszą bronią. Tommy jest przyzwyczajony do faktu, że gdy trafia lewym sierpem, jego rywale padają. Kiedy mnie trafi lewym sierpowym, ja postaram się od razu odpowiedzieć swoją akcją. To da mu do myślenia - ripostował Foreman.
Pojedynek nikogo nie rozczarował. Młody byczek zaskoczył jednak ekspertów i pokazał, że nie jest tylko dynamicznym puncherem, któremu zdrowia wystarczy na kilka rund. Świetnie poruszał się po ringu, nawet na moment nie stawał w miejscu i wyboksował silnego jak tur, ale dużo wolniejszego weterana. Tommy wyprowadził 572 ciosy, z których 260 doszło celu. Liczby George'a to odpowiednio 400 i 225. W końcówce dziesiątej rundy były mistrz został dodatkowo ukarany odjęciem punktu za cios poniżej pasa. Kiedy więc zabrzmiał ostatni gong, jasne stało się, że wakujący pas WBO powędruje w ręce młodszego o dwie dekady Morrisona. Sędziowie jednogłośnie wskazali na niego, typując jego przewagę w stosunku 118:109 i dwukrotnie 117:110.
- Na obozie wystawiałem swój organizm na próbę i szukałem limitu, jaki nie dam rady już przekroczyć. I to się opłaciło. Wiedziałem, że z kimś tak dużym i silnym jak George łatwo nie będzie, więc trenowałem dużo ciężej niż zazwyczaj. Dałem z siebie po prostu wszystko podczas przygotowań, więcej już się nie dało. Dojrzałem i wzniosłem się na mistrzowski poziom. Odpocznę więc tydzień i znów zabieram się do ciężkiej pracy. Czuję się znakomicie, ale wciąż jeszcze dużo do zrobienia. Bardzo szybko złapał mnie kryzys kondycyjny, szybciej niż zazwyczaj, ale przeszedłem go i potem było już dobrze. Oczywiście bez poświęceń na obozie nie dałbym rady. Wyniosę z tego pojedynku bardzo dużo. To była dla mnie znakomita lekcja - mówił tryumfator.
- Miałem wspaniałą karierę i jestem dumny z tego co udało mi się osiągnąć. Po powrocie doczekałem się najpierw jednej, a potem drugiej szansy mistrzowskiej. Tego chciałem. Taki przyświecał mi cel. W pewnym momencie byłem blisko nokautu, ale on mi uciekł. Niewiele wtedy brakowało. Był ranny, ale doszedł do siebie. Znacie mnie. Ja nie uznaję się za pokonanego, jeśli to sędziowie punktują. Wygrywam bądź przegrywam wtedy, gdy walka kończy się nokautem. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek pojawię się między linami. Pora zająć się dziećmi i rodziną - mówił Foreman. Potem jednak jeszcze wrócił - nie tylko na ring, ale nawet na tron. Ale o tym również przy innej okazji.
Kiedy Morrison zmarł, a było to 1 września 2013 roku, dawny rywal powrócił raz jeszcze do ich walki. - Tommy miał znakomitą karierę, choć mógł osiągnąć jeszcze więcej. W szczytowym momencie, gdy był w najlepszym okresie, jego karierę złamała informacja o wykryciu wirusa HIV. Potrafił naprawdę mocno uderzyć, a przy tym fajnie poruszał się w ringu. Był wyjątkowo dobrym facetem, niestety nie wszyscy, którzy z kogoś anonimowego nagle stają się gwiazdami, potrafią sobie z tym poradzić. Jesteś zwykłym człowiekiem, aż tu nagle każdy coś od ciebie chce i oczekuje. Nie każdy potrafi to znieść w należyty sposób. On się trochę pogubił, ale był naprawdę świetnym gościem. Już przed naszą walką miałem okazję poznać go bliżej. Trochę się po prostu pogubił, lecz ja zapamiętam go jako dobrego człowieka.