KAMBOSOS: WALKA BYŁA BLISKA, WIEM, CO MUSZĘ ZROBIĆ W REWANŻU
Pokonany George Kambosos (20-1, 10 KO) nie pozostawia złudzeń - będzie chciał egzekwować klauzulę rewanżu i jeszcze raz spotkać się z Devinem Haneyem (28-0, 15 KO). Padł już nawet pierwszy termin - koniec listopada.
Australijczyk jest zdania, że walka była bliska, a on sam czuje pewien niedosyt. Wie też, co musiałby poprawić w rewanżu, aby wygrać z Amerykaninem.
- Czułem, że walka była bardzo wyrównana. Z tego, co mi powiedziano, trafiałem go częściej, łapałem go większą ilością ciosów. Widzieliście walkę. Miał lewy prosty, ale niewiele poza tym. Być może trafił mnie raz czy dwa prawą ręką, ale to wszystko. Moje ciało nie czuje się tak, jak po dwunastorundowej wojnie z Lopezem.
- Myślałem, że kilka razy go zraniłem, ale tak wygląda jego boks. Lubi uciekać i wiele się ruszać, a kiedy czuje, że ma przewagę na kartach punktowych, robi swoje. Nie zamierzam mu jednak nic odbierać. Byłem w tym samym miejscu, gdy Teofimo Lopez robił to samo, więc byłbym zwykłą kupą gówna, gdybym zrobił to jemu. Jest kilka rzeczy, które moim zdaniem powinny być poruszone i wyciągnięte na wierzch, niemniej życzę mu wszystkiego najlepszego. Sędziowie byli zdania, że był lepszy, to on jest teraz mistrzem, zawalczymy raz jeszcze.
- Kiedy zaczynałem wywierać presje w niektórych momentach, widzieliśmy, jak bardzo czuł się niekomfortowo. Starałem się bazować na swoich kontrach, bo są one bardzo destrukcyjne, ale on po prostu lepiej operował swoim lewym prostym, niż ja swoim. Kilka razy mi uciekł, kiedy to powinienem zwiększyć tempo. Widzieliśmy, że kiedy zaczynałem przyspieszać, on zaczął przytrzymywać. Ani razu nie byłem zraniony. W moim odczuciu on za to odczuł wiele moich ciosów na dół i kilka dobrych uderzeń na głowę. Ale o to właśnie chodzi, on dobrze boksował, wykorzystał co, co musiał zrobić, by wygrać. Dzisiaj zwyciężył, ale na pewno się odbiję.
- Wiem, co muszę zrobić, aby pokonać go w rewanżu. Mieliśmy plan na walkę, ale nie udało nam się go zrealizować tak, jak chcieliśmy. Sędzia przepuścił kilka sytuacji, które mogły zostać inaczej rozwiązane, ale jest, jak jest. Wrócę z moim zespołem do szkoły, gratuluję Haneyowi i jego drużynie wygranej. Przebyli tu kawał drogi, tak jak ja zrobiłem to z Lopezem, odnieśli zwycięstwo, ale ja jeszcze wrócę.
- Pod koniec listopada moglibyśmy to powtórzyć. Dałem mu szansę, gdy nikt inny nie chciał tego zrobić. Za dużo było polityki między nim a Lopezem czy Łomaczenką, ale ja od razu byłem człowiekiem honoru i powiedziałem, "ok, upewnijmy się, że ma to sens", on oczywiście również będzie chciał się upewnić, czy ma to sens po jego stronie, ale powiedziałem, "zróbmy to, dajmy kibicom wspaniały pojedynek, walczmy".
- Wielokrotnie doświadczałem przeciwności losu. Prawdziwi mistrzowie odbijają się od dna. Wielcy, Muhammad Ali, Roberto Duran, oni wszyscy się podnosili i to właśnie przemawia za ich dziedzictwem. Wrócę do gry o wiele bardziej głodny, niż kiedykolwiek. O to właśnie chodzi - najlepsi walczą z najlepszymi.
Niedosyt czuje się również Jim Kambosos, ojciec pokonanego. Jego zdaniem George nie narzucił odpowiedniej presji, pozwolił Haneyowi na zbyt wiele.
- George powinien był wywierać większą presję na Haneyu. Pozwolił mu na zbyt wiele swobody. Jeśli pozwolisz sobie na bycie wyboksowywanym tym lewym, nie będziesz w stanie wejść w półdystans. George powinien mocno zacząć i od samego początku sprawić, że Devin będzie czuł się nieswojo - podsumował Australijczyk.