BLISKO 40-LETNI JEAN PASCAL ZNÓW ZASKOCZYŁ
Jean Pascal (36-6-1, 20 KO) jak wino - im starszy, tym lepszy. Wrócił po blisko 30-miesięcznej przerwie i dobijając do czterdziestki pokonał obowiązkowego pretendenta do pasa IBF wagi półciężkiej, niepokonanego dotąd Menga Fanlonga (17-1, 10 KO).
Dawny dwukrotny mistrz świata nie wszedł dobrze w ten pojedynek, widoczna była ta ringowa rdza, jednak z każdą rundą, z każdą kolejną minutą, zaczął łapać swój rytm i zyskiwać przewagę. W dziewiątym starciu rzucił rywala na deski i przypieczętował swoje zwycięstwo. Sędziowie punktowali na jego korzyść 114:113, 115:112 i 116:111.
- Ta długa przerwa sprawiła, że brakowało mi trochę "tajmingu". Wyrywałem więc walkę rundę po rundzie. Ten facet okazał się dużo trudniejszą przeszkodą niż szczerze mówiąc się spodziewałem. Czułem się bardzo dobrze fizycznie i wydaje mi się, że mogłem przeboksować drugie dwanaście rund - powiedział po wszystkim Pascal, który, jak widać, wciąż należy do elity dywizji półciężkiej.
Pewnie tak. Ale Meng też nic nie pokazał. Młodszy, wyższy, ale gorszy technicznie i taktycznie. A jeszcze w czwartej rundzie sędzie nie uznał KD na Chińczyku. W tym wypadku Pascal robił za gatekeepera i zadanie wykonał.