ŁASZCZYK BYŁ LICZONY, ALE POKONAŁ GALIATANO
W daniu głównym gali w Koninie Kamil Łaszczyk (31-0, 10 KO) był liczony, ale pokonał Ismaila Galiatano (10-3-3, 2 KO).
Od początku widać było, że rywal zostawi Kamilowi miejsce i będzie polował na kontrę. "Szczurek" wygrał pierwszą rundę, choć raz się nadział na lewy sierp. W drugiej podopieczny trenera Piotra Wilczewskiego trafił mocnym prawym sierpowym, wstrząsnął przeciwnikiem, konsekwentnie jednak boksował swoje. Tylko że w końcówce sam nadział się na lewy sierp, podparł się ręką i sędzia Arek Małek musiał go liczyć. Kolejne trzy minuty wyrównane. Niby więcej w ringu robił Łaszczyk, nie był jednak w stanie przebić się przez dobrą gardę reprezentanta Tanzanii.
W połowie czwartej odsłony wrocławianin znów trafił soczystym prawym sierpowym na głowę. W piątej skoncentrował się na ciosach prawą ręką na korpus, bo ciężko było złapać "śliskiego" oponenta czysto na górę.
Rundy sześć, siedem i osiem optycznie równe. Prawdopodobnie wszystkie poszły na konto Kamila, bo to on był agresorem, urywał te małe punkty, lecz nie był to Kamil, w którym kiedyś widzieliśmy przyszłego mistrza... W końcówce Galiatano bardziej przeszkadzał niż boksował, co niestety miało wpływ na obraz pojedynku. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 97:93, 96:94 i 95:94 (?) - wszyscy na korzyść Łaszczyka.
Co do punktacji, nie widziałem walki, więc się nie wypowiadam, ale poprzednie komentarze w tym tonie po walce Sidoernko były zdaje się mało trafne, więc...
No to inaczej. Ja walkę oglądałem, była żałosna. Tanzańczyk to "no-name", wyciągnięty z jakiegoś nic nie znaczącego afrykańskiego bokserskiego gymu. Takich facetów ktoś, kto poważnie myśli o międzynarodowych tytułach powinien wciągać nosem do czwartej rundy. Łaszczyk mordował się z nim niemiłosiernie, czasami zupełnie stawał, przy linach albo wręcz na środku ringu. W drugiej rundzie leżał a w tej samej, albo trzeciej, już nie pamiętam, ulokował na szczęce Galiatano czysty cios w szczękę po ciosie ze skrętem. Myślałem, że tamten padnie, ale Tanzańczyk nawet się nie zachwiał. Podsumowując - widziałeś drabinkę tej wago na Boxrecu? Pierwsze trzy miejsca - Inoue, Donaire, Casimero. Z każdym z tych facetów Łaszczyk dostaje bęcki do trzeciej rundy. I tyle. Jak sobie jeszcze podhoduje rekord na takich walkach jak ta, to go może któryś weźmie na rozruch dla podtrzymania aktywności. Po czym Kamil skończy jak Szeremeta z Gołowkinem, tyle że wcześniej. Wilczewski? No comment. Grabarz kolejnego w miarę perspektywicznego zawodnika.