ZAPOMNIANE BITWY: TONY BELLEW vs ILUNGA MAKABU
W oczekiwaniu na dzisiejszy rewanż Ilungi Makabu (28-2, 25 KO) z Thabiso Mchunu (23-5, 13 KO) Wojtek Czuba postanowił przypomnieć kibicom wojnę tego pierwszego sprzed niemal sześciu lat.
ZAPOMNIANE BITWY: TONY BELLEW vs ILUNGA MAKABU
W sobotnią noc na ringu w amerykańskim mieście Warren ponownie zobaczymy w akcji dobrze nam znanego Ilungę Makabu (28-2, 25 KO). 34-letni twardziel z Kongo po raz drugi skrzyżuje rękawice z wymagającym Thabiso Mchunu (23-5, 13 KO). W oczekiwaniu na pojedynek tych dwóch czarnoskórych wojowników proponuję kibicom przypomnieć sobie inną emocjonującą i dramatyczną zarazem bitwę z udziałem aktualnego czempiona WBC dywizji cruiser.
29 maja 2016 roku na szczelnie wypełnionym stadionie Goodison Park w niebieskiej części Liverpoolu naprzeciwko siebie stanęło dwóch efektownych i niebezpiecznych bombardierów, czyli Tony Bellew (26-2-1, 16 KO) i Ilunga Makabu (19-1, 18 KO). W stawce tego boju na szczycie wagi junior ciężkiej znalazł się wakujący pas federacji WBC. Co ciekawe w swojej ostatniej walce dokładnie rok wcześniej mający wówczas 28 lat i walczący z odwrotnej pozycji czarnoskóry zabijaka znokautował ciężko doskonałym lewym podbródkowym wspomnianego na samym wstępie dzielnego Thabiso Mchunu (16-2, 10 KO). Natomiast starszy o trzy lata, kochający Everton i dobrą bitkę Anglik w grudniu 2015 po niezwykle wyrównanym i zaciętym boju zwyciężył naszego Mateusza Masternaka (36-4, 26 KO). Obydwaj byli więc w dobrej formie i ostrzyli sobie zęby na pozostawione przez Grigorija Drozda (40-1, 28 KO) trofeum.
Gdy zabrzmiał pierwszy gong, szczelnie wypełniony stadion aż zatrząsł się od chóralnych śpiewów wiernych angielskich fanów. Walczący na własnym podwórku lokalny bohater od początku narzucił swoje warunki gry przybyszowi z Afryki. Mierzący 191 cm wzrostu Tony inicjował akcje, a niższy o osiem centymetrów Ilunga starał się bronić i odgryzać. Gdy do końca pierwszej odsłony zostało pół minuty, "Bombowiec" z Liverpoolu przypuścił pierwszy śmiały atak, przypierając do lin i tam zasypując ciosami swojego rywala. Jednakże większej krzywdy nie zdołał mu zrobić. Mało tego, gdy tylko nadarzyła się okazja Makabu ruszył do błyskawicznego kontrataku i na niespełna kilka sekund przed końcem wystrzelił nagle potężnym ciosem z lewej ręki. Ku rozpaczy kibiców bomba wylądowała idealnie na szczęce Anglika i ich zaskoczony ulubieniec runął na matę. Na szczęście Tony głowę miał twardą i mimo tej niespodziewanej randki z deskami, zdezorientowany, ale przytomny wyspiarz szybko stanął na nogi, a zbawienny gong podarował mu minutę dodatkowej przerwy.
Tuż po niej panowie ponownie ruszyli do tańca. Widać było, że Bellew ma już dużo większy szacunek do swojego przeciwnika, dlatego starał się tylko punktować go ciosami prostymi i trzymać z daleka od śmiercionośnej lewej ręki. Makabu polował na kolejną celną bombę, ale lepiej poruszający się Anglik sprytnie trzymał go na dystans.
W końcu nadeszła pamiętna runda trzecia. W niej to Tony jakby nagle przypomniał sobie, za co tak naprawdę kochają go jego liczni kibice i po kilku rozpoznawczych ciosach ruszył do zdecydowanego natarcia. Nie znający strachu "Bombowiec" puścił swoje ręce w ruch, a czarnoskóry oponent nie pozostawał mu dłużny. W efekcie w ringu rozgorzała istna kanonada i brutalna wojna na wyniszczenie. W niej lepszą celnością wykazał się Bellew, który w końcu mając napoczętego już wcześniej Ilungę przy linach, w jednej z wymian trafił go doskonałym lewym sierpowym, który w moment wyłączył światło Afrykańczykowi. Kolejne spadające na jego głowę bomby dokończyły dzieła zniszczenia. W efekcie Makabu runął bezwładnie na ziemię, a sędzia ringowy starał się go jakoś ratować. Tymczasem Tony Bellew w nieopisanej wręcz radości padł na kolana i zalał się łzami. Lepszego scenariusza, aby zostać mistrzem świata, chyba nie mógł sobie wymarzyć. Dokonał tego w swoim rodzinnym mieście, na oczach wszystkich przyjaciół, w jakże spektakularny sposób!
Aktualnie angielski "Bombowiec" korzysta z uroków sportowej emerytury, na którą przeszedł po porażce z Aleksandrem Usykiem (16-0, 11 KO) w 2018 roku. Wcześniej jednak stoczył dwie pamiętne i zwycięskie bitwy z innym niezwykle popularnym na wyspach mistrzem Davidem Haye (28-4, 26 KO).
Tymczasem ambitny Makabu jak widać walczy do dzisiaj. Na szczęście ciężki nokaut, jaki zafundował mu Bellew nie złamał mu kariery. Silny jak tur kongijski champion szybko doszedł do siebie, a tron WBC odzyskał w styczniu 2020 roku. Wówczas na ringu w stolicy swojego kraju Kinszasie, po twardej dwunastorundowej walce sędziowie uznali go lepszym od naszego Michała Cieślaka (19-1, 13 KO). Kto wie, może gdy w sobotnią noc Makabu wygra po raz drugi z Mchunu, a nasz "Zabójca o twarzy zabójcy", jak pieszczotliwie nazywają Radomianina kibice, w lutym zdobędzie pas WBO, dojdzie do wielkiego unifikacyjnego rewanżu? Tego sobie i im życzymy.
WOJCIECH CZUBA
Szczególnie (walcząc w taki sposób jak Fury) z Usykiem.
Jak to określił Fury - zabrakło sił Bellew bo walczył nie w swoim stylu.
Ale do piątej rundy Usyk był bezradny...