MOSLEY: MAYWEATHER CZUŁ PRZEZ CHWILĘ, ŻE MOŻE ZOSTAĆ ZNOKAUTOWANY
Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać figury Shane'a Mosleya (49-10-1, 41 KO), jednego z najznakomitszych pięściarzy pierwszej dekady XXI wieku. Amerykanin był swego czasu najlepszym pięściarzem bez podziału na kategorie wagowe, zdobył tytuły w trzech kategoriach wagowych.
Popularny "Sugar" mierzył się z wieloma znakomitościami zawodowych ringów - Mannym Pacquiao, Floydem Mayweatherem Juniorem, Oscarem De La Hoyą czy Ronaldem Wrightem. 50-latek skończył karierę pięć i pół roku temu, gdy po nieco jednostronnej, ale twardej bitce uległ czołowemu dziś półśredniemu Dawidowi Awanesjanowi (28-3-1, 16 KO). Kalifornijczyk opowiedział o swoich początkach i kultowych bojach.
BEST I FACED: SHANE MOSLEY >>>
O najlepszych lekcjach na początku kariery
- Najlepiej uczyłem się ze sparingów. Zawdzięczam to dwóm gościom - Genaro Hernandezowi i Zackowi Padilli. Sparowałem z tymi dwoma mistrzami świata, kiedy piąłem się do góry i Zack bił rekordy, jeśli chodzi o ilość ciosów, którą zadawał. Sparowałem z nim 10-12 rund, niemalże codziennie. Twardy dwunastorundowy bój nie był dla mnie niczym specjalnym. Mogłem po prostu iść na żywioł, ciągle bić i bić, pełną siłą.
- Czułem się niezwyciężony, jesli chodzi o walkę. Ale kiedy sparowałem z tymi dwoma mistrzami, oni dawali mi do zrozumienia, że muszę nadal ciężko pracować, by zachować tytuł mistrzowski. Sparingi z tymi facetami to był porządny test.
- Te sesje sparingowe były o wiele cięższe niż wszystkie walki, które miałem w tamtym czasie. Pojedynki toczyłem tylko w celach finansowych. Moje sesje sparingowe z kolei były prawdziwymi walkami, były niemal legendarne. Walki były na zasadzie, o, on mierzy się z jakimś jaśkiem. Boom, nokautuję go, pierwsza, druga lub trzecia runda, zgarniam pieniądze i wracam do sparingów, ponieważ musiałem im pomagać w przygotowaniach.
O pierwszej walce mistrzowskiej
- Gdy związałem się z Cedricem Kushnerem, dostałem szansę walki mistrzowskiej o pas IBF kategorii lekkiej z Philipem Holidayem. Przed tym pojedynkiem wziąłem zbyt dużo kreatyny i zachorowałem. Wszedłem do ringu, ważąc 137 funtów, on miał 147 funtów. Był 10 funtów cięższy ode mnie. Czułem się na zasadzie, "o rany, sam sobie to utrudniłem". I tak go wyboksowałem, dużo się ruszałem i jakoś wykombinowałem sobie swój pierwszy tytuł.
O startach w wadze lekkiej
- To były moje najlepsze dni, świetnie mi się wówczas z każdym boksowało i pokazywałem swój pełny potencjał. Pokazywałem, że mogę boksować, idąc do przodu, do tyłu, na boki, czy bijąc się. Cokolwiek próbowano ze mną zrobić, wygrywałem. W wadze półśredniej również byłem naprawdę dobry i szybki, ale to w lekkiej byłem najsilniejszy i najszybszy.
BEST I FACED: OSCAR DE LA HOYA >>>
O pierwszym boju z Oscarem De La Hoyą (wygranym przez Mosleya niejednogłośną decyzją sędziów)
- Ludzie myślą, że wygrałem ten bój dzięki swojej szybkości rąk, ale to, co naprawdę zaprocentowało, to moja praca nóg i fakt, że zmęczył się, próbując dotrzymać mi tempa. Pierwsze sześć rund było wyrównane, ale w drugiej połowie go pogoniłem. Stracił całą energię na dotrzymanie mi tempa, ale moje nogi były dla niego za szybkie. To sprawiło, że było mu ciężko. Jeśli chodzi o ręce, mieliśmy je tak samo szybkie, ale moje nogi były szybsze, a moje tempo sprawiło, że nie mógł mi dorównać.
O walkach z Vernonem Forrestem (obie skończył się jednogłośnymi wygranymi Forresta) i problemami z dopasowaniem się stylowo
- Niekoniecznie chodziło o to, że on mi nie do końca leżał. Vernon był bardzo dobrym pięściarzem na swój sposób. Miał pewne zalety. Trenował ze mną w drużynie olimpijskiej. Były pewne kwestie, które robiłem w ringu, on o nich wiedział i mógł je wykorzystać. Tak też postąpił.
- Dużym czynnikiem w walce z Vernonem był jego wzrost i to, że był w stanie obejść mój lewy prosty. Zazwyczaj, gdy mierzyłem się z zawodnikami wagi lekkiej byli oni ode mnie niżsi, ewentualnie tego samego wzrostu. Gdy poszedłem do półśredniej, rywale stawali się ode mnie wyżsi, a Vernon miał na dodatek naprawdę dobry, długi cios z prawej ręki.
- Sposób, w jaki biłem lewy prosty, wydaje mi się, że gdy cofałem rękę, powędrowała ona za nisko, on trafił prawym i mnie złapał. Myślę, że można powiedzieć, że była to kwestia stylów, tak czy siak był to świetny pięściarz i mistrz świata.
- Nawet po tym, gdy padłem na deski po raz pierwszy, a potem znowu, wciąż starałem się zwyciężyć. I ta walka, kiedy oglądałem ją jakiś rok temu, wciąż była dla mnie ekscytująca. Parliśmy na siebie, mieliśmy swoje momenty, on położył mnie na deski i było to emocjonujące. Wstałem, próbowałem bić i wrócić do gry, a on trafił mnie dobrym ciosem na dół. Walczyłem dalej przez całą walkę. Pokazała ona, że nie tylko potrafię bić mocno i szybko, ale także przyjąć mocne uderzenie i tak jak potrafię go zadać, tak samo potrafię go przyjąć. Pokazałem charakter, straciłem mistrzostwo, ale pokazałem serce mistrza.
- Rewanż z Vernonem był już lepszy. Co prawda była to jedna z najnudniejszych walk, jakie miałem w swojej karierze, pełna zapasów i tak dalej, ale nadal była ona lepsza, niż pierwszy pojedynek. Jedynka była lepsza jeśli chodzi o emocje, ale dwójka była dla mnie lepsza. O wiele bardziej wyrównana.
BEST I FACED: MIGUEL COTTO >>>
O pięściarzach, którzy zrobili na nim wrażenie
- Dobre wrażenie zrobił na mnie Miguel Cotto. Nawet jeśli mam wrażenie, że go pokonałem, byłem pod jego wrażeniem. Miał całkiem dobry lewy prosty, ciągle mnie nim trafiał. Myślałem, że będzie wolny. Wiedziałem, że będzie silny, ale jego timing i precyzja stały na naprawdę niezłym poziomie. Myślałem, że go pokonałem, nawet statystyki ciosów to potwierdziły. Pod koniec walki trafił mnie kilkoma dobrymi ciosami, które mogły przeważyć na jego korzyść, ale gdy spojrzy się na statystyki ciosów, to biłem więcej i ulokowałem więcej mocnych uderzeń, niż on. On z kolei trafiał częściej jabem. Nie wiem, myślę, że to ja wygrałem.
- Chciałbym jeszcze wspomnieć o Manuelu Gomezie. Biłem się z nim w pierwszej obronie pasa mistrzowskiego w wadze lekkiej i zaskoczył mnie. Biłem go prosto na punkt, w każdy możliwy sposób, ale nie potrafiłem go znokautować. Biłem go na dół, położyłem na deski, a on wstał, nadal ze mną walczył i zadawał ciosy. Gdybym nie był ostrożny, mógłby mnie czymś trafić. Był lepszy, niż myślałem, że będzie.
O niespodziewanym zwycięstwie nad Antonio Margarito (wygrana Mosleya przez TKO w dziewiątej odsłonie)
- Nie byłem zaskoczony wygraną nad Margarito, gdy wiedziałem, że bardzo ciężko trenowałem. Nawet pomimo problemów osobistych, bardzo ostro trenowałem. Zaraz przed wejściem do ringu, zapytałem mojego syna, "widzisz moje oczy? Widzisz jak wyglądam?". Rzekł, "tak, tato, widzę". Odpowiedziałem, "dobrze. To właśnie tak powinieneś wyglądać, wychodząc do ringu. Znokautuję go, patrz na to".
- To była świetna walka, wspaniałe wspomnienie i uwielbiam każdy jej fragment. Wszystko, nad czym pracowaliśmy, proste na korpus i na głowę, lewe sierpowe..cała moja ciężka praca miała odzwierciedlenie w ringu. Złamałem jego ducha, bijąc na dół, rozbijając go. Potem zabrałem się za bicie na górę, byłem w stanie go położyć i ostatecznie zastopować.
- To był chyba jeden z moich najlepszych występów. Być może najlepszy, zwłaszcza że przechodziłem w ostatni etap swojej kariery, a Margarito był młodszym zawodnikiem, kimś, kto mógł cię zmiażdżyć i znokautować. Był bardzo odporny na ciosy i ludzie się go niemal bali. Wszedłem do ringu jako starszy pięściarz, a on praktycznie nie mógł mnie trafić. Nie trafiał niczym. Ja punktowałem i rozbijałem go przez cały czas. Pokonałem go w dystansie, i w zwarciu. Wszędzie.
O drugiej rundzie pojedynku z Floydem Mayweatherem Juniorem, gdy Mosley był bliski sprawienia sensacji
- Mogło dojść do historycznej niespodzianki, to na pewno. Floyd myślał pewnie, że jestem już starszy, nie tak silny i szybki, jak kiedyś. Nie wierzył w moją moc. Kiedy trafiłem go po raz pierwszy, złapałem go, gdy był odkryty. Widać było, że myśli, "jak on trafił tą prawą ręką?". Nadal nie był przekonany, więc spróbował swojego kontrolnego krótkiego lewego sierpowego. Wtedy właśnie wyprzedziłem go prawą ręką. To był moment, kiedy prawie go znokautowałem.
- Wydaje mi się, że przez moment zrobiło mu się ciemno przed oczami i pomyślał, że zostanie znokautowany. Ale w jakiś sposób udowodnił, że jest mistrzem, wracając po tym do gry. Zaczął mnie trzymać i robić, co trzeba, by przetrwać. To właśnie robią mistrzowie. Znajdują sposób, by przetrwać, a potem wygrać. On właśnie to zrobił. To świetny pięściarz. Świetnie chodzi na nogach, jego ciosy są ostre. Trafia konkretnie w punkt. Rzuca szybkie ciosy, jego siła też była całkiem przyzwoita. Byłem zaskoczony mocą jego uderzeń, gdy z nim walczyłem.
O tym, co by się stało, gdyby do jego walki z Mayweatherem doszło we wcześniejszym etapie kariery
- O rany. Myślałem o tym, gdy byłem z nim w ringu. Pomyślałem, "gdybym był nieco młodszy, jak by to wyglądało? Czy skończyłoby się inaczej?" We wcześniejszych latach wiem, że bym go znokautował. Czułem, że skończę go w następnej odsłonie, gdy zabrzmiał gong. Trafiłem go pierwszym prawym sierpowym, wstrząsnąłem, potem trafiłem go drugim prawym sierpowym, znów wstrząsnąłem, a 15 sekund zadzwonił gong. Pomyślałem, że to nie problem, dorwę go w następnej rundzie. Stwierdziłem, że złapię go na jakiś cios, którego się nie spodziewa i skończę pojedynek. Nie wierzyłem, że będzie w stanie przyjąć moje uderzenia. Zamroczyłem go w drugiej rundzie i nie było to tak trudne. Po prostu się wślizgnąłem i trafiłem go, wiedziałem zatem, że dopadnę go ponownie.
- To się jednak nie zdarzyło. Nie byłem w stanie powtórzyć czystego strzału. Myślę, że gdybym był nieco młodszy i w lepszej formie, byłbym w stanie bić o wiele częściej, znajdować lepsze okazje i sądzę, że byłbym w stanie złapać go na cios, którego szukałem. Mój timing nie byłby tak słaby jak w momencie naszej walki. Byłby o wiele lepszy, wyczułbym go i złapał ponownie.
Można naruszyć lepszego boksera...
Gdyby nie wiek to kto wie...