FURY ZAPRASZA NGANNOU DO TAŃCA
Czy walka Tysona Fury'ego (31-0-1, 22 KO), mistrza WBC wagi ciężkiej, z Francisem Ngannou, championem UFC, ma jakiś sens? Ma, i to w jakimś sensie dla obu...
Fury miałby okazję "zabrać kibiców" MMA na swoją stronę stosunkowo łatwym zwycięstwem, a dzięki sprzedaży PPV i zarobek byłby solidny. Z kolei Ngannou nie miałby sportowo nic do stracenia, a w końcu mógłby zarobić miliony. Za wygraną nad ranem czasu polskiego z Cirylem Gane zarobił 600 tysięcy dolarów. Fury tylko za trzecią potyczkę z Deontayem Wilderem łącznie uzbierał ponad 25 milionów.
- Gratulacje dla Francisa Ngannou, ale jeśli on chce zarobić prawdziwe pieniądze, musi przyjść do "Króla Cyganów" - wypalił Fury w swoich mediach społecznościowych.
Pięć lat temu rekordy popularności biła walka Floyda Mayweathera Jr z Conorem McGregorem. Niektórzy twierdzili, że nikt tego nie kupi, że to nikogo nie zainteresuje... Bardzo się pomylili. A jak byłoby z ewentualnym starciem Fury'ego z Ngannou?
Przypomnijmy, że nad Brytyjczykiem teoretycznie wisi obowiązek walki z Dillianem Whyte'em (28-2, 19 KO), ten jednak wszedł w spór prawny z federacją WBC i być może Fury dostanie pozwolenie na dobrowolną obronę.
W tym samym czasie taki Joshua (abstrahujac czy sie go lubi czy nie) w profesjonalnym rekordzie zaliczyl Whytea, Martina, Breazealea, Klitschko, Takama, Parkera, Povetkina, 2 x Ruiz'a Jr, Puleva i Usyka (+ potencjalny rewanz), nie unikajac absolutnie nikogo.
Geba sie Furemu za to nie zamyka. Zaraz uslyszymy jaki to z Ngannou killer a Fury bedzie sie promowal na jego pogromce. Zalosne.