NIE TAKI BABIĆ STRASZNY...
Sprowadzony na ostatnią chwilę David Spilmont (11-8-1, 7 KO) sprawił nieoczekiwanie Alenowi Babiciowi (10-0, 10 KO) sporo problemów. Francuski journeyman poległ ostatecznie w szóstej rundzie.
Wszystko zaczęło się zgodnie z planem. Chorwat przeprowadził szturm i zdominował przeciwnika. Ale ten w drugiej odsłonie najpierw trafił lewym krzyżowym, a dziesięć sekund przed końcem strzelił lewym sierpem na szczękę i nieoczekiwanie Babić "zatańczył". Kto wie co by się stało, gdyby nie gong na przerwę...
Po niej Babić znów doszedł do głosu, choć bardzo dużo jego obszernych ciosów pruło powietrze. W czwartym starciu Babić opadł trochę z sił, a Spilmont zaczął odpowiadać coraz częściej. Gdy wydawało się, że Francuz łamie faworyta, ten trafił mocnym lewym sierpowym, posyłając rywala po raz pierwszy na deski.
W piątej rundzie obaj byli już wyczerpani i walczyli także ze swoimi słabościami. W szóstej Babić rzucił wszystko na jedną kartę, złapał przeciwnika przy linach i tam dokończył dzieła zniszczenia. Ale jego zapowiedzi o podboju kategorii bridger można raczej wsadzić między bajki...
"the main event expected to begin around 10pm, depending on how the result of the undercard plays out." Czyli na nasze ok 23
Nawet tutaj jest już dyskusja więszka niż w 3/4 wątków.
Ludzie chcą go oglądać, bo przy odpowiednio dobranych przeciwnikach Babic wprowadza atmosferę wiejskiego wesela. Na którym srogi syn sołtysa bezkonkurencyjnie gromi okolicznych parobków. Ludzie to lubią, bo patrzę na faceta i mówią sobie "cholera, też tak umiem, jak wypiję!". Taki ludowy bohater, z którym można się utożsamiać. Dlatego Hearn go trzyma, podsuwając kolejnych kotletów. To się w końcu musi skończyć, bo albo go któryś kotlet trafi albo faktycznie wyślą go do walki o pas. Wtedy go ubiją i czar pryśnie.