BEST I FACED: FELIX STURM
Przez ponad dekadę Felix Sturm (42-5-3, 18 KO) był jednym z najlepszych pięściarzy wagi średniej, dzierżąc w swoich rękach pasy WBO i WBA Super. Niemiec z korzeniami bośniackimi zdobył też mistrzostwo w kategorii super średniej. Zapraszamy na kolejny odcinek z cyklu "Best I Faced" autorstwa magazynu The Ring.
Adnan Catić, bo tak nazwano Sturma po urodzeniu, rozpoczął treningi bokserskie w wieku 11 lat. Jak sam przyznaje, boks szybko nim zawładnął, co pozwoliło mu uchylić się od uciech życia nocnego. - Najlepszą aspektem życia w Leverkusen była szkółka bokserska. Mój stary trener nauczył się boksu na Kubie. Nauczyłem się od niego naprawdę wiele.
- Trenowałem niemal codziennie po szkole, od godziny 17 aż do wieczora. Niemal każdego weekendu walczyłem, nie miałem czasu na głupoty. Nie byłem zainteresowany paleniem, alkoholem, czy imprezami. Liczył się tylko boks i koncentracja na nim.
Niemiec wybił się już jako amator. W 1997 roku wygrał Mistrzostwa Europy Juniorów, trzy lata później sięgnął po triumf wśród seniorów (jedną z ofiar Sturma podczas tej imprezy był Mirosław Nowosada). Nie uniknął też szansy występu na Olimpiadzie, gdzie w ćwierćfinale musiał uznać wyższość Jermaina Taylora, przyszłego króla wagi średniej.
- Olimpiada była czymś wyjątkowym. Przegrałem z Taylorem. Nieważne, to było wspaniałe doświadczenie. Niezależnie czy jesteś bokserem, czy trenujesz inny sport, Igrzyska to spełnienie marzeń.
Po stoczeniu prawie 200 walk amatorskich przyszedł czas na zawodowstwo. Sturm dołączył do stajni Klausa Petera Kohla, najmożniejszego wówczas promotora na rynku niemieckim. Pierwszy poważny sukces po prawie trzech lata zawodowego boksowania, gdy we wrześniu 2003 roku pokonał Hectora Javiera Velazco, zgarniając pas mistrzowski WBO. Niemiec dowiedział się o tej walce kilka dni przed, zastępując kontuzjowanego rodaka Berta Schenka, którego zresztą później szybko znokautował.
- W poniedziałek przed walką poinformowano mnie, że mogę zaboksować o mistrzostwo. Zapytano mnie, czy jestem gotowy i odpowiedziałem, że oczywiście. Był to mój trzeci tydzień przygotowań.
- Gość był twardy. To była świetna walka, a w ostatnich dwóch rundach walczyłem już o przetrwanie, ale był to mój pierwszy bój mistrzowski. To nieco dziwne, bo przygotowywałem się do ośmiorundówki, a skończyłem na walce mistrzowskiej - to było niczym marzenie. Wielka szansa, którą wykorzystałem.
Głośniej o Sturmie zrobiło się prawie rok później, gdy wybrał się w podróż za ocean. Niemiec miał być mięsem armatnim dla legendarnego Oscara De La Hoi, którego szykowano na wielkie starcie z Bernardem Hopkins. "Złoty Chłopiec" miał łatwo zdobyć pas w szóstej dywizji, a tymczasem zdaniem większości powinien przegrać. Sędziowie wybrali jednak Amerykanina, otwierając mu drzwi do wielkich pieniędzy z Hopkinsem.
- W tamtym czasie Oscar był największą gwiazdą tego sportu. Pojedynek ze mną miał być dla niego przetarciem przed Hopkinsem. De La Hoya myślał, że będzie łatwo, bo byłem wówczas dzieciakiem. Przybyłem do Las Vegas, by wygrać, by pokazać, że jestem gotowy na wielkie pojedynki. Do dzisiaj był to mój największy pojedynek i najlepszy występ. To dla mnie zaszczyt móc dzielić z nim ring. Zarówno w, jak i poza ringiem było to dla mnie wspaniałe doświadczenie.
Tytuł mistrzowski (WBA) wrócił w ręce Sturma już 20 miesięcy później, gdy odebrał go Samoańczykowi Maselino Masoe. Do małej niespodzianki doszło zaraz potem, gdy w pierwszej obronie zastopował go Javier Castillejo z Hiszpanii.
- Pobił mnie z własnej winy. Po pierwszej rundzie myślałem, że to będzie bułka z masłem. W drugiej leżałem już na deskach. To był pierwszy i ostatni raz, gdy leżałem na deskach, a potem przerwano pojedynek. Javier był bardzo dobrym pięściarzem, twardym, doświadczonym. Był silnym gościem, mądrym i mocno bijącym bokserem, z którym ciężko się walczy.
Reprezentant Leverkusen zrewanżował się w kwietniu 2007 roku, a potem obronił pas dwanaście razy, mając na rozkładzie choćby Sebastiana Sylvestra, Matthew Macklina, czy Martina Murraya. Jak sam przyznaje, w niektórych z nich pomogły mu ściany.
- Walka z Macklinem była bardzo równa. Wygrałem, ale przyznam szczerze, głównie dlatego, że biliśmy się w Niemczech. W Anglii raczej bym przegrał. Murray, tak samo - równy bój, ale wygrywałem rundy, bijąc po prostu celniej. Remis był nieco dziwny, ale niech tak zostanie.
Sturm był również uczestnikiem walki unifikacyjnej, w której próbował zabrać pas IBF należący do Daniela Geale'a. Australijczyk wygrał ostatecznie niejednogłośną decyzją sędziowską.
- To również była równa potyczka, ale przegrałem. Byłem bardzo zawiedziony, bo byłem świetnie przygotowany do walki, ale na dwa tygodnie przed zaczęły się problemy. Nie chciałem się wycofywać, myślałem, "pokonam go, nawet będąc chorym". To był świetny występ Daniela.
W tamtych czasach na rynku wagi średniej coraz bardziej wybijał się dobrze wszystkim znany Giennadij Gołowkin, ale jak przyznał sam Catić, celował on wówczas w większe wydarzenia.
- Lubię jego styl, ale dla mnie były na horyzoncie inne pojedynki, lepsze i większe. Miałem inne plany. Co innego było dla niego być gwiazdą w Niemczech, dlatego pojechał do Stanów Zjednoczonych, stał się wielką gwiazdą i świetnym zawodnikiem.
W lutym 2016 roku Sturm sięgnął po mistrzostwo w kategorii średniej, zwyciężając Fiodora Chudinowa, który wcześniej zadał piątą porażkę Niemcowi. Jak się okazało, była to dla niego ostatnia walka przed dłuższym rozbratem z ringiem - 42-latek wylądował później za kratkami.
- Rewanż wygrałem na punkty, stając się pięciokrotnym mistrzem świata. To było dla mnie wspaniałe przeżycie, dzień, którego nigdy nie zapomnę.
- (...) Siedziałem dziewięć miesięcy w więzieniu za uchylanie się od płacenia podatków. Dziś jestem o wiele mądrzejszy. Mam świetnego prawnika. W przeszłości miałem pewne problemy z moim doradcą podatkowym. Aresztowali mnie za miliony, a to był jeden milion. Spędziłem dziewięć miesięcy w więzieniu. Stało się to, co się stało i wyciągnąłem z tego wnioski. Teraz wszystko jest dobrze i patrzę tylko do przodu.
Były mistrz wrócił między liny w grudniu 2020 roku, zwyciężając Timo Rosta. Potem w jego ręce wpadł jeszcze James Kraft, z którym wygrał większość z dziesięciu zaplanowanych rund.
- Będę przechodził z walki na walkę. Stuknęło mi już trzydzieści lat w tym sporcie. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i odbędę jeszcze trzy, może cztery pojedynki, potem ustąpię miejsca młodszemu pokoleniu. Jestem jak ostatni wojownik tutaj w Niemczech.
BEST I FACED: OSCAR DE LA HOYA >>>
BEST I FACED: JAVIER CASTILLEJO >>>
Najlepszy jab: Oscar De La Hoya
- Zawsze byłem gościem, który dysponował najlepszym prostym. Z moich oponentów wybrałbym Oscara. Bił wieloma kombinacjami i każdą przygotowywał jabem.
Najlepsza obrona: Maselino Masoe
- Był groźnym puncherem, zwłaszcza ze swoim lewym sierpowym i prawą ręką, był również bardzo dobry w defensywie. Było ciężko, ponieważ był groźny. Jak na wagę średnią był niski, to też sprawiało, że trafienie go czystym ciosem nie należało do najłatwiejszych.
Najszybsze ręce: Oscar De La Hoya
- Szybkość moich rąk była bardzo dobra, jestem szybki, ale jego szybkość należała do naprawdę dużych. Trzeba było wywierać na nim presję, by przejąć kontrolę nad jego szybkością i siłą. To był klucz do pokonania go. On potrzebuje presji z zewnątrz, z dystansu, nie z półdystansu. Jego szybkość była bardzo dobra, był bardzo, bardzo szybki.
Najlepszy na nogach: Oscar De La Hoya
- Masoe dobrze chodził na nogach, ale wybieram oczywiście Oscara.
Najmądrzejszy: Oscar De La Hoya
- Oscar był sprytny. Patrząc na ringowe IQ, wybieram Oscara.
Najsilniejszy: Robert Stieglitz
- Stieglitz był silny fizycznie, to była moja pierwsza walka w limicie wagi super średniej. Próbował wywrzeć na mnie presję. Jego problemem było to, że nie przepadał za walkami z dobrze boksującymi facetami, którzy się poruszają i używają lewego prostego.
Najodporniejszy na ciosy: Robert Stieglitz
- Przyjął naprawdę wiele dobrych uderzeń.
Najmocniej bijący: Maselino Masoe
- Nigdy nie spotkałem się z taką siłą, jaką miał on. Jego moc była niczym spotkaniem z pociągiem. Był bardzo groźny. Raz tarfił mnie lewym sierpowym, w drugiej albo trzeciej rundzie - nie chciałem już więcej tego poczuć. Boksowałem z dystansu.
Najlepiej wyszkolony: Oscar De La Hoya
- Umiejętności Oscara należały do specjalnych. Wszystko miał na odpowiednim poziomie - szybkość, kombinacje, mocne uderzenia, po prostu wszystko.
Najlepszy ogółem: Oscar De La Hoya
- Był złotym medalistą olimpijskim, miał wiele doświadczenia. To była moja pierwsza naprawdę duża walka, druga obrona tytułu. Walczył z wieloma znakomitościami. Miał świetny sztab szkoleniowy. Tak jak powiedziałem, jego jab, szybkość, mocne uderzenia, poruszanie się po ringu - to czyniło go unikatowym zawodnikiem. Jeśli się wszystko zsumuje, to czyni go niemal kompletnym pięściarzem.
Przypominam, że Oscar walczył z Floydem, Pacquiao, Hopkinsem, Mosley'em, Trinidadem, Chavezem, Whitakerem. On miał większe dylemat.