FURY: JOSHUA KIEDYŚ DO MNIE ZADZWONIŁ, CHCIAŁ MNIE ZASTRASZYĆ
Konfrontacja mistrza świata IBF, WBA i WBO wagi ciężkiej Anthony'ego Joshuy (24-1, 22 KO) z mistrzem WBC Tysonem Furym (30-0-1, 21 KO) zeszła ostatnio na dalszy plan, ale Fury wciąż wymienia z rodakiem werbalne ciosy. Tym razem kontynuuje wątek z zeszłego tygodnia dotyczący osobowości AJ'a.
JOSHUA: BĘDĘ TU STAŁ I CZEKAŁ NA FURY'EGO >>>
- Jego wizerunek jest sterowany przez media, AJ został zresztą przeszkolony medialnie. Cała jego postać to fałsz (...) To ja jestem czempionem ludu, on jest w cieniu mojej osobowości (...) - powiedział tydzień temu Fury, którego 9 października czeka trzecia walka z Deontayem Wilderem. Natomiast Joshua zmierzy się 25 września z obowiązkowym pretendentem WBO Aleksandrem Usykiem. Jeżeli brytyjscy olbrzymi wygrają te bardzo trudne (przynajmniej w teorii) pojedynki, otworzą sobie drogę do konfrontacji, na którą czeka cały bokserski świat.
- Z całą pewnością poznałem prawdziwego Joshuę. On nie jest miłą osobą, to typ, który lubi zastraszać ludzi. Myślał, że zrobi to ze mną. Miałem wtedy okazję zobaczyć, jak zachowuje się prawdziwy "Femi" (przezwisko Joshuy z dzieciństwa, pochodzące od jego drugiego imienia - Oluwafemi - przyp.red.) - dodał wczoraj Brytyjczyk.
- AJ zadzwonił do mnie któregoś dnia, żeby powiedzieć, co ze mną zrobi. Nie skończyło się to dla niego dobrze. Nie spodobało mu się to, co usłyszał na koniec rozmowy. Prawda zawsze boli. Nikt nie będzie mnie bezkarnie beształ - podsumował temat "Król Cyganów".
Też kiedyś do niego dzwoniłem go postraszyć, nie będę wam pisał jak mnie wtedy zjechał.
Ale jest też trochę prawdy w tym co mówi bo Aj aż taki grzeczny na pewno nie jest soje za uszami ma.
Jedni mówią, że jest pizdą, bo taki grzeczny. Inni, że jest wykreowany, fałszywy, bo w rzeczywistości taki nie jest, jak pokazuje się przed kamerami. Nie wiem jaki jest naprawdę i gówno mnie to obchodzi, ale jednak wolę, by sportowiec publicznie jakoś pokazywał się z klasą (jak np. Lewis), niż robił rożne kretyńskie rzeczy pod publiczkę (jak np. Mike Tyson).
Ja też wolę mistrzów z klasą od pyskatych gówniarzy