BUBOY FERNANDEZ NAMAWIA PACQUIAO, BY TEN JESZCZE NIE KOŃCZYŁ
Narożnik Manny'ego Pacquiao (62-8-2, 39 KO) to Freddie Roach i Buboy Fernandez. Ten pierwszy przyznaje, że sobotnia porażka z Yordenisem Ugasem może okazać się ostatnią walką w karierze, za to ten drugi będzie namawiał swojego przyjaciela, by jeszcze nie wieszał rękawic na kołku.
- To najlepszy pięściarz, jakiego mogłem w swojej karierze trenować. Jest najlepszym facetem, najlepszym wojownikiem. Wiesz, nie znoszę wyczekiwać na dzień, w którym przejdzie na emeryturę, ale może to się zdarzyć teraz, to może być koniec. To nie był dobry występ w jego wykonaniu, ale zobaczymy, co zdecyduje Manny - mówił na gorąco po walce 61-letni Roach.
- Wszystko w porządku z twoimi nogami? - pytał podczas walki Fernandez, który w ostatnim czasie z asystenta Roacha praktycznie zrównał się z nim jeśli chodzi o kompetencje. - Skurcze mięśni nóg były powodem tej porażki - mówił już po wszystkim.
- Spróbujemy raz jeszcze i znów się odrodzimy w chwale. Chcę, żeby Manny wciąż walczył - stwierdził Fernandez, przyjaciel z dzieciństwa.
Świetną walkę dał później z Bradley'em, spokojnie mógł go skończyć przed czasem, ale właśnie wtedy zwróciłem uwagę, że w jego oczach nie było już tego starego ognia.
Ostatnimi czasy Mannemu jakby brakowało zasięgu, głowa pierwsza, ciosy dochodziły na końcówce zasięgu. Nie pamiętam dawno żadnego soczystego ciosu w wykonaniu Paca. Chyba przeciwnicy za duzi. No jedynie z odpowiednim gabarytowo Matthysse były soczyste ciosy.
Z Matthysse było faktycznie wszystko pod dyktando Filipińczyka. Tak czy siak - myślę, że Pacman swoje dla boksu już zrobił i nie musi sobie już niczego próbować udowadniać. Pozostanie na zawsze - przynajmniej w moim odczuciu - bokserem ze ścisłego topu.
Mega emocjonująca, szokująca i druzgocząca walka. Dla mnie jedna z najbardziej wzbudzających różne sprzeczne emocje.