POBOKSOWANE #12: IGRZYSKA W TOKIO - OSTATNIE OWOCE KUBAŃSKIEJ REWOLUCJI?
Dwunasty odcinek popularnego cyklu "Poboksowane" Kacpra Bartosiaka to podsumowanie wspaniałego turnieju bokserskiego na igrzyskach w Tokio. Wróćmy do olimpijskich emocji, które zostaną z nami na zawsze.
POBOKSOWANE #12: IGRZYSKA W TOKIO - OSTATNIE OWOCE KUBAŃSKIEJ REWOLUCJI?
Za nami XXXII Letnie Igrzyska Olimpijskie - pierwszy po II wojnie światowej bokserski turniej, który nie był nadzorowany przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu Amatorskiego (AIBA). Niestety - w związku z tym po raz pierwszy od 1936 roku nie przyznano Pucharu Vala Barkera dla najlepszego pod względem technicznym pięściarza igrzysk. Klasyfikację medalową zdominowali Kubańczycy - być może po raz ostatni w historii.
POBOKSOWANE #11: GOŁOWKIN I BOKS SPOKOJNEJ STAROŚCI >>>
W ostatnich dniach łatwo można było zapomnieć, że boks olimpijski mógł przecież w ogóle wypaść z programu igrzysk. W 2019 roku - na rok przed planowanym startem turnieju, który opóźnił się z powodu pandemii - Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) bezprecedensowym posunięciem odciął się od AIBA. Doszło do tego po części w reakcji na dziennikarską publikację "Le Monde", która stawiała mocne oskarżenia pod adresem Karima Bouzidiego - byłego dyrektora generalnego AIBA.
W serii artykułów ujawniono szereg dowodów (głównie e-maili), które wskazywały na liczne nieprawidłowości, do których miało dojść w trakcie olimpijskiego turnieju w Rio. Jednym z głównych skojarzeń z tamtą imprezą został środkowy palec Michaela Conlana, który poczuł się oszukany werdyktem w walce z Władimirem Nikitinem. Jeszcze większe kontrowersje wzbudziła finałowa "porażka" Wasilija Lewita z Jewgieniejem Tiszczenką w kategorii ciężkiej.
Według instrukcji, do których dotarli dziennikarze, Bouzidi wprost zachęcał arbitrów do tego, by wyrównane walki zapisywali na korzyść Uzbeków (pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej) i Francuzów (trzecie). Oczywiście skandale sędziowskie mają niemal tak długą historię jak same igrzyska, ale rzadko udawało się złapać kogoś za rękę. Nie doszło do tego nawet w Seulu, gdy w świetle kamer ofiarą ordynarnej kradzieży padł Roy Jones Junior.
Na szczęście tym razem nie skończyło się na podejściu z gatunku "business as usual". Pomogła w tym brawura AIBA, która w obliczu poważnych kłopotów w listopadzie 2018 roku wybrała na szefa człowieka z bogatą kartoteką kryminalną. Gafur Rachimow według Departamentu Stanu USA ma silne związki z grupami przestępczymi zajmującymi się handlem heroiną i praniem brudnych pieniędzy. Gdyby Uzbek zechciał pojawić się w USA, zostałby aresztowany na lotnisku i musiałby odpowiedzieć na wiele niewygodnych pytań.
W tle tego ponurego obrazu są jeszcze gigantyczne długi AIBA, które swego czasu chciał nawet wykupić Umar Kremlew - kolejny sternik organizacji. Nie czekając na rozwój wydarzeń MKOl zmienił zasady gry. Odebranie kontroli nad turniejem olimpijskim i powołanie nowej komisji to bezprecedensowe kroki. Można się było zżymać na fakt, że w nowej komórce brakowało osób znających realia boksu, jednak patrząc już z perspektywy zakończonego turnieju plusy ewidentnie przeważały nad minusami.
Rozstawienia do poprawki
W praktyce lepiej niż na papierze wypadł na pewno pomysł rozłożenia finałów na 6 dni. Przed startem turnieju obawiałem się, że mocno zaburzy to strukturę rozgrywek. Tymczasem taki manewr pozwolił na odpowiednie dawkowanie emocji i umożliwił należyte docenienie medalistów poszczególnych kategorii.
Gorzej wypadł na pewno system rozstawień. Prace nad wypracowaniem sprawiedliwego przelicznika trwały długo, ale trzeba mieć zastrzeżenia do końcowych postanowień. Okazało się, że zwycięstwo w kontynentalnym turnieju kwalifikacyjnym (400 punktów) było więcej warte niż złoto mistrzostw świata 2019 (300 punktów), a wartość triumfu w MŚ 2017 była w ogóle śmiesznie mała (100 punktów). Zawodnicy i zawodniczki zmieniający kategorię wagową zabierali ze sobą zaledwie 75 procent uzbieranego przez lata dorobku.
W każdej kategorii zdecydowano się także na rozstawienia tylko dla najlepszej czwórki, co było pójściem na łatwiznę. W kategorii lekkiej i średniej spokojnie można było wskazać ósemkę zasługującą na takie wyróżnienie. Gorzej, że nie wszędzie udało się wskazać po czterech zawodników faktycznie najlepszych. Przelicznik nie może być dobry, jeśli w kategorii lekkiej wyżej rozstawiony jest Jonas Jonas z Namibii niż Andy Cruz - dwukrotny złoty medalista ostatnich mistrzostw świata, który od 2015 roku przegrał tylko raz.
Takich absurdów było więcej. Na efekty mogli narzekać zawodnicy, ale raczej nie kibice - od samego początku istniała realna szansa oglądania frapujących zestawień. W wspomnianej kategorii lekkiej rozstawiony z "jedynką" Sofiane Oumiha (srebrny medalista z Rio i ostatni zawodnik, który wygrywał z Andym Cruzem i Teofimo Lopezem) już w pierwszej walce trafił na Keyshawna Davisa (wicemistrz świata, nierozstawiony) i przegrał przed czasem.
Inne hity wczesnych etapów? W wadze muszej w drugiej rundzie zmierzyli się brązowi medaliści MŚ - Saken Bibossinow i Billal Bennama. W średniej Gleb Bakszi (złoty medalista MŚ) już w pierwszej walce trafił na Troya Isleya - brązowego medalistę MŚ 2017 oraz igrzysk panamerykańskich, który podpisał już zawodowy kontrakt z grupą Top Rank. U pań w kategorii piórkowej już w drugiej rundzie spotkały się medalistki ostatnich mistrzostw świata - Lin Yu-ting i Nesthy Petecio.
Wyrównane zestawienia na poziomie ćwierćfinałów już nie mogły bulwersować. Wyjątkową ciekawostką były w Tokio starcia kubańsko-kubańskie. W ćwierćfinale kategorii ciężkiej Julio Cesar La Cruz zmierzył się z Emmanuelem Reyesem, który uciekł z wyspy i na igrzyskach reprezentował Hiszpanię. Najbardziej polityczna walka na całym turnieju nie rozczarowała. Przed wyjściem do ringu Reyes odgrażał się, że nadchodzi zmiana warty, ale po trzech zaciętych rundach 4:1 wygrał La Cruz. Po wszystkim wykrzyknął "ojczyzna albo śmierć!".
Po raz pierwszy dwaj Kubańczycy spotkali się na igrzyskach w Rio - wtedy reprezentujący Azerbejdżan Lorenzo Sotomayor pokonał Yasniela Toledo. W Tokio udało się ten bilans odwrócić - po wygranej La Cruza swoje zrobił także Arlen Lopez, który w półfinale pewnie pokonał Lorena Alfonso, który podobnie jak Sotomayor nową przystań znalazł w Azerbejdżanie.
Kuba zdominowała klasyfikację medalową, zapisując na koncie cztery złote medale i jeden brąz. Być może to ostatni taki zryw - złoty w kategorii półśredniej Roniel Iglesias ma już 33 lata, a La Cruz 32. Większe nadzieje można wiązać z Andym Cruzem (25) i Arlenem Lopezem (28). Mając na uwadze napiętą sytuację polityczną na wyspie, trudno wyrokować, co wydarzy się za trzy lata. Nie sposób również porzucić marzenia o występach Cruza i Lopeza w gronie zawodowców…
Sytuacja w ogóle zmienia się dynamicznie. Pozostali liderzy klasyfikacji medalowej z 2016 roku tym razem byli w odwrocie. Cały dorobek Uzbekistanu to jedno złoto Bachodira Żałołowa, a Francuzi wrócili do domu z pustymi rękami. Mimo postępów i znakomitego składu bez złota wrócili do domu Amerykanie. Najbliżej przełamania czarnej serii ciągnącej się od 2004 roku i triumfu Andre Warda w Atenach był Duke Ragan, który minimalnie uległ Albertowi Batyrgazijewowi (2:3).
Bez MVP, ale z wieloma wyróżnieniami
Jedyny złoty medalista z Rosji to być może największy szczęściarz wśród wygranych - w drodze do złota kategorii piórkowej aż trzy walki wygrał 3:2. Największą sensację przyniósł jednak finał kategorii średniej - niepokonany od 2016 roku Ołeksandr Chyżniak przegrał przed czasem z Hebertem Conceicao. Ukraińska maszyna do pressingu prowadziła po dwóch rundach, jednak w trzeciej Brazylijczyk odwrócił losy pojedynku kapitalną akcją, która doprowadziła do pierwszej porażki przed czasem w karierze Chyżniaka.
Choć Pucharu Barkera nie przyznano, to wydaje się, że najpoważniejszymi kandydatami do jego otrzymania byliby Andy Cruz, Julio Cesar La Cruz i Galal Yafai. Pierwszy z Kubańczyków przeszedł suchą stopą przez najmocniej obsadzoną kategorię, dając popis dojrzałego boksu, w którym wszystko zaczynało się od defensywy. Drugi błysnął zwłaszcza w finale z Muslimem Gadżimagomiedowem. Brytyjczyk z kolei w jakimś stopniu skorzystał na odpadnięciu w pierwszych występach dwóch najwyżej rozstawionych przeciwników.
W kategorii niespodzianek nikt nie przebije Conceicao, jednak warto także wyróżnić niezwykły duet z Filipin. Carlo Palaam dotarł do finału kategorii muszej, a Eumir Marcial dał świetną walkę Chyżniakowi w półfinale. Warto docenić także progres Richarda Torreza, który został pierwszym amerykańskim finalistą w najcięższej kategorii od czasu Riddicka Bowe'a w 1988 roku. 21-latek z kalifornijskiego Tulare błysnął pokonując na punkty Dainiera Pero oraz stopując Kamszybeka Kunkabajewa - dwukrotnego wicemistrza świata z bilansem 3-0 wśród zawodowców.
W końcowym rozrachunku olimpijski turniej pięściarzy zasłużył na wysokie oceny. Nie wszystko wyszło idealnie, jednak odebranie AIBA kontroli nad rozgrywkami okazało się słuszne. Sędziowskich skandali pokroju tych z Rio nie stwierdzono. Zdarzały się pojedyncze dziwne karty, a czasami w ocenie arbitrów pewnie swoje robił sentyment (przypadek Miry Potkonen), ale na szczęście był to turniej wolny od ordynarnych wałków.
Nie wiadomo, kto będzie zarządzał turniejem olimpijskim w Paryżu. Pewne jest to, że zobaczymy mniejszą liczbę pięściarzy niż w Tokio (252 zamiast 286). Po raz pierwszy w historii męski i żeński turniej zostanie rozegrany w takiej samej liczbie kategorii. W przypadku pięściarzy oznacza to kolejną zmianę i odchudzenie tegorocznego menu o jeszcze jedną pozycję.
Polskie wątki boksu w Tokio najlepiej byłoby przemiliczeć. Cały dorobek to jedno zwycięstwo Karoliny Koszewskiej i aż cztery porażki. Damian Durkacz trafił na Gabiła Mamiedowa i przegrał wyraźnie. Rosjanin dotarł do ćwierćfinału, gdzie uległ Davisowi. Być może Polak miałby większe szanse na zwycięstwo gdyby trafił do ostatniej "ćwiartki", ale to tylko gdybanie. Otwarte pozostaje pytanie o sens zabierania do Japonii dwóch trenerów i rok przygotowań w okresie pandemii stricte pod Milana Fodora.
Wśród pań wypada żałować zwłaszcza porażki Sandry Drabik po wyrównanej walce z reprezentującą Uzbekistan Tursunoj Rachimową. Elżbieta Wójcik trafiła na utytułowaną Nouchkę Fontijn, a na drodze Koszewskiej po zwycięstwie pojawiła się Busenaz Surmeneli - późniejsza triumfatorka. Po takim starcie reprezentantów Polski naprawdę ciężko wskazać jakiekolwiek podstawy do optymizmu - pozostaje kontynuować pracę u podstaw.
Igrzyska w Tokio - autorskie wyróżnienia
Najlepszy pięściarz: Andy Cruz
Najlepsza walka: Andy Cruz - Keyshawn Davis (finał kategorii lekkiej)
Największa niespodzianka: porażka przed czasem Ołeksandra Chyżniaka z Hebertem Conceicao (finał kategorii średniej)
Największe rozczarowanie: porażki Bennamy i Panghala w pierwszych walkach (kategoria musza)
Najlepszy nokaut: Imam Chatajew na Gażimagomedzie Żalidowie (ćwierćfinał kategorii półciężkiej)
KACPER BARTOSIAK
Poziom rywalizacji w Tokio uważam za zróżnicowany. Dobry lub bardzo dobry w muszej, piórkowej, lekkiej i średniej, słaby w półśredniej, półciężkiej, ciężkiej i superciężkiej. Sędziowanie było znacznie lepsze niż na poprzedniej olimpiadzie, aczkolwiek duże kontrowersje budzi podawanie do wiadomości werdyktów cząstkowych po kolejnych rundach. W bardzo wielu przypadkach trzecie rundy toczone były bez jakichkolwiek emocji, a właściwie bez sensu.
W mojej ocenie:
Najlepszy pięściarz: Andy Cruz
Najlepsza walka: Duke Ragan - Samuel Takyi
Największa niespodzianka: wygrana przed czasem Richarda Torreza z Kamszybekiem Kunkabajewem
Największe rozczarowanie: porażka przez nokaut Wasilija Lewita z Emmanuelem Reyesem
Najlepszy nokaut: Hebert Souza na Oleksandrze Chyżniaku w finale wagi średniej