PRAWY SIERPOWY I KONIEC IMPREZY - MAREK MATYJA
Kilkanaście minut temu w Suwałkach Maksym Miszczenko (7-3, 3 KO) zaczął swój pojedynek aktywnie, trafiał i mógł celnym prawym podbródkowym sprawić niemałą niespodziankę, ale chwilę później Marek Matyja (20-2-2, 9 KO) brutalnie skontrował swojego przeciwnika i zabrał mu marzenia o zwycięstwie.
Ukrainiec po dwóch bolesnych porażkach na zawodowym ringu chciał się pokazać na Podlasiu z jak najlepszej strony. Zaczął aktywnie, starał się narzucić własne tempo i wyprowadzić z równowagi Matyję. Ten jednak różnicował tempo zadawania ciosów, nie uciekał od Miszczenki i wręcz chciał zmęczyć swojego przeciwnika. W drugiej odsłonie Miszczenko trafił kilkoma ciosami, wśród nich Matyja zainkasował mocny prawy podbródkowy, co spowodowało, że Ukrainiec otworzył się przed zawodnikiem Knockoutu i po paru sekundach Marek wystrzelił mocnym prawym sierpowym nad opuszczoną lewą ręką Miszczenki, kładąc na deski swojego rywala. Miszczenko wstał, ale nie reagował na komendy sędziego ringowego, który zdecydował się ostatecznie przerwać pojedynek.
- Spodziewałem się, że Miszczenko będzie szybszy ode mnie i że dwie pierwsze rundy będzie trzeba poświęcić, żeby go zmęczyć, żeby ta szybkość spadła. Czułem się bardzo dobrze, wiedziałem że od trzeciej rundy trzeba będzie boksować i tak z trenerem Piotrem ustaliliśmy, Cieszę się, bo to pierwsze przygotowania, kiedy mogłem potrenować dłużej z trenerem Wilczewskim. O to chodziło, żeby przytrzymać tempo, chciałem Miszczenkę zmęczyć i musiałem postawić mocniejsze tempo, żeby ten pressing wprowadzić, nawet przyjąć cios. I wiedziałem, że muszę go trafiać np. uderzeniami sierpowymi. Nie mogliśmy się jednak nastawiać na jeden cios, bo to jest łatwe do rozpracowania. Uważam, że ten jeden z ciosów był poprawny, czułem, że cios wszedł na miękki brzuch, może na pas, ale to jest to wtedy poprawne - powiedział reporterce TVP Sport zwycięski Matyja.