SERGIO MARTINEZ: JESTEM O JEDNĄ PORAŻKĘ OD SPORTOWEJ EMERYTURY
- Jestem o jedną porażkę od emerytury na dobre, wygram, albo dam sobie spokój na zawsze - mówi Sergio Martinez (53-3-2, 30 KO), były mistrz świata wagi średniej, który wciąż marzy o odzyskaniu korony. Wczoraj informowaliśmy Was o jego kolejnej walce.
Znakomity "Maravilla" odprawił w zeszłym roku dwóch słabszych rywali, jednak jego marsz powstrzymała pandemia. Kolejny pojedynek stoczy 18 września w Madrycie. Jego rywalem będzie dawny pretendent do pasa WBO wagi junior średniej, solidny Brian Rose (32-6-1, 8 KO).
- Tak właśnie się motywuję, każda walka może być tą ostatnią. Jestem o jedną porażkę od emerytury. Obrałem drogę, na końcu której jest walka o mistrzostwo świata wagi średniej, dlatego też muszę wyglądać dobrze, czuć się dobrze, fajnie zaboksować, bo jeśli chcę osiągnąć założone cele, to ktoś taki jak Rose nie może być dla mnie trudnym wyzwaniem i rywalem - przyznaje 46-letni Martinez, któremu karierę zahamowały problemy zdrowotne, szczególnie z kolanami.
Federacja WBA notuje Argentyńczyka już na trzecim miejscu swojego rankingu. Trochę za zasługi z przeszłości, ale ten wciąż ma wielkie nazwisko w świecie boksu i jego ewentualna walka o tytuł wzbudziłaby pewnie spore zainteresowanie.
- Nie jest łatwo znaleźć dla mnie rywala, bo wielu młodych zawodników obawia się porażki z takim dinozaurem jak ja. A od kiedy zostałem mistrzem, ewentualni przeciwnicy domagali się od razu większych pieniędzy. Rose będzie dla mnie dobrym testem. On mi pokaże, w jakim tak naprawdę miejscu jestem. Najważniejsze w boksie są umysł i taktyka, ale próbuję też trochę rozwinąć swoje mięśnie. Zostało mi dziewięć tygodni przygotowań. Nie chcę już marnować ani chwili, zamierzam wykorzystać każdą pojawiającą się okazję i z walki na walkę podnosić klasę rywali. A Rose jest o jeden szczebel wyżej niż był Koivula - dodał Martinez.
Nie jestem wielkim fanem takich powrotów, ale też nie specjalnie mam coś przeciwko nim.
Pzdr
z GGG czy Canelo to on niebylby faworytem nawet w swoim Prime, co do samego powrotu to robi to z klasa bez zbednego szumu kogo on to nie posklada, bez duzych nazwisk - tak calkiem przyjemnie jak na dziadka. A nie oszukujmy sie u schylku kariery (chociaz sam szczyt kariery to byl wtedy kiedy byl juz po 30-tce) de facto on trzymal taki sam - wysoki poziom. Nawet przed walka z Cotto z tego co pamietam faworytem (i to chyba wyraznym) byl wlasnie Martinez. Niestety w tej walce wyszlo po 1. wiek, po 2. chyba jakies powazne problemy zdrowotne, po 3. mimo, ze Cotto ma sie do sredniej jak piesc do nosa, to byl po prostu zawodnikiem najwyzszej klasy a z takimi o ile Sergio sie mierzyl to na pewno nie w ostatnim (owczesnym) czasie.
Racja. Na zwycięstwie Cotto można było wtedy sporo zarobić. No ale niestety Martinez posypał się w trakcie walki.