ZAPOMNIANE BITWY: JOSE LUIS RAMIREZ vs EDWIN ROSARIO II
Dziś w cyklu „Zapomniane bitwy” Wojciecha Czuby najlepsza walka 1984 roku - Jose Luis Ramirez vs Edwin Rosario II, czyli mistrzowska wojna meksykańsko-portorykańska.
ZAPOMNIANE BITWY: JOSE LUIS RAMIREZ vs EDWIN ROSARIO II
Jose Luis Ramirez (102-9-0, 82 KO) w latach 80. był uznawany za jednego z najniebezpieczniejszych pięściarzy dywizji lekkiej. Ten walczący z odwrotnej pozycji dwukrotny mistrz świata za każdym razem gdy wchodził do ringu imponował niezłomnym charakterem i straszliwymi ciosami. Wśród wielu cennych skalpów tego meksykańskiego wojownika, na szczególne wyróżnienie na pewno zasługuje ten zdarty z Edwina Rosario (47-6, 41 KO) w walce uznanej przez magazyn The Ring za najlepszą w roku 1984.
ZAPOMNIANE BITWY: MICHAEL CARBAJAL vs HUMBERTO GONZALEZ >>>
Ramirez jako zawodowiec zadebiutował w 1974 roku w wieku zaledwie 15 lat. Po pięciu latach startów udało mu się zdobyć mistrzostwo Meksyku wagi lekkiej i dzięki temu jego kariera nabrała rozpędu. Jose piastował krajowy czempionat do 1982, kiedy to nokautując Frankiego Moultrie (16-10-1, 7 KO) na ringu w Houston w nagrodę otrzymał pas NABF. Rok później, a dokładniej 1 maja 1983 roku 24-letni zabijaka z Culiacan - legitymujący się świetnym rekordem (82-4, 69 KO) - otrzymał w końcu szansę na wywalczenie prestiżowego mistrzowskiego tytułu WBC. Jego przeciwnikiem, również mającym wówczas wielką chrapkę na wymarzony zielony pas był młodszy o cztery lata niepokonany bombardier Edwin Rosario (21-0, 20 KO). Pojedynek odbył się na terenie Portorykańczyka w San Juan, gdzie po dwunastu emocjonujących i wyrównanych rundach Ramirez musiał uznać wyższość lokalnego faworyta. Na pewno Meksykanin był wściekły i rozczarowany tym, że nie udało mu się przywieźć do ojczyzny cennego trofeum. Nie rozpaczał jednak zbyt długo i po serii pięciu efektownych zwycięstw otrzymał od świeżo upieczonego mistrza możliwość zrehabilitowania się w wyczekiwanym przez kibiców rewanżu.
Do tej drugiej meksykańsko-portorykańskiej wojny doszło 3 listopada 1984 roku dokładnie w tym samym mieście co poprzednio. Tysiące uwielbiających dobry boks kibiców szczelnie wypełniło stadion Hiram Bithorn w San Juan, spodziewając się pięściarskiego thrillera z najwyższej półki. I nie zawiedli się ani odrobinę. Słynący z niszczycielskiej siły ciosu Rosario miał 21 lat i nadal nieskalany żadną porażką rekord (24-0, 21 KO). Dużo bardziej okazały ringowy dorobek miał bez wątpienia 25-letni Meksykanin (87-5, 73 KO). Obrońca tytułu otrzymał wówczas za swój występ 200 tysięcy dolarów, natomiast pretendent musiał zadowolić się 75 tysiącami.
Od pierwszego gongu noszący przydomek „El Chapo” Rosario ruszył ostro do ataku. Walczący po raz drugi „w jaskini lwa” Ramirez na pewno nie tak wyobrażał sobie początek tego starcia, kiedy to po niespełna kilkunastu sekundach niespodziewanie wylądował na ziemi, inkasując błyskawiczną bombę od mistrza WBC. Uskrzydlony tym nokdaunem Edwin zaraz po obowiązkowym liczeniu rzucił się, aby dobić ranną ofiarę. Jednakże wyraźnie oszołomiony „El Zurdo” w sobie tylko znany sposób przetrwał te huraganowe ataki i dotrwał do zbawiennej przerwy. Kolejne trzy minuty to oczywiście kolejna porcja wielkich emocji. Ofensywa pewnego siebie portorykańskiego czempiona trwała nadal w najlepsze i już po chwili przyniosła spodziewany efekt. Ramirez po wyłapaniu przy linach całej serii morderczych uderzeń znowu padł na matę! Jednak by go powstrzymać przed dalszą rywalizacją Rosario musiałby chyba urwać mu głowę, albowiem twardy jak skała Meksykanin szybko stanął na nogi i znowu przez dwie minuty dzielnie odpierał wściekłe szarże „El Chapo”.
Trzecia runda, jak na pięściarski dreszczowiec przystało, przyniosła nieoczekiwany zwrot akcji. Ramirez, który w przeciągu dwóch poprzednich odsłon przyjął kilkadziesiąt ciężkich uderzeń, dwa razy był na deskach i znajdował się o włos od przegranej, po raz kolejny udowodnił, że 73 wcześniejsze nokauty w jego rekordzie nie były dziełem przypadku. Gdy wydawało się, że portorykański mistrz lada chwila znowu go przełamie, meksykański killer wyczekał i wychodząc ze zwarcia wystrzelił nagle piorunującym lewym podbródkowym, a sekundę później poprawił jeszcze mocniejszym lewym sierpem. Ten mający moc dynamitu cios sprawił, że w jednej chwili myśliwy zamienił się w ofiarę. Rosario co prawda nie upadł, ale został poważnie „podłączony” i teraz to on musiał walczyć o życie i czekać na zbawienną przerwę.
Bomba mańkuta z Culiacan sprawiła, że starcie numer cztery lokalny bohater rozpoczął już dużo ostrożniej, mając zapewne świeżo w pamięci dewastujące uderzenie. Po minucie jednak jak na Latynosa przystało porzucił zachowawczy styl i niesiony dopingiem publiczności postanowił pójść z Ramirezem na otwartą wymianę. Było to jego wielkim błędem. W ringu rozpętała się istna wojna na wyniszczenie, w której to pretendent bił mocniej i celniej. W końcu, gdy do przerwy pozostało pół minuty, Meksykanin przeprowadził ostateczny atak na zamkniętym w narożniku Rosario. Bezpośrednio na głowie Portorykańczyka wylądowało 17 potwornych uderzeń. Gdyby mistrz WBC nie trzymał rękawicą lin, zapewne padłby nieprzytomny na ziemię, bo widać było wyraźnie, że jest znokautowany na stojąco. W końcu zaskoczony tą diabelną serią sędzia Steve Crosson zareagował odpowiednio i skoczył ratować bezradnego „El Chapo”. W taki oto sposób zakończyły się te dramatyczne zmagania, a Jose Luis Ramirez został nowym królem wagi lekkiej!
Obaj waleczni mistrzowie stoczyli później jeszcze wiele wspaniałych bitew, ale bokserskie losy sprawiły, że nie było im już dane po raz trzeci skrzyżować rękawic. Ramirez zdobył jeszcze mistrzostwo dywizji lekkiej i super lekkiej, ale niestety jego piękną karierę znacznie skróciło uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Ostatnią jak się okazało walkę stoczył we wrześniu 1997 roku. Trzy miesiące później znaleziono go martwego. Przyczyną śmierci 34-letniego pięściarza był tętniak. W 2003 roku magazyn The Ring sklasyfikował „El Chapo” na 36. miejscu największych puncherów w historii, a trzy lata później został włączony do Międzynarodowej Galerii Sław Boksu.
W przeciwieństwie do tragicznych losów Rosario meksykański czempion Ramirez ma aktualnie 62 lata i cieszy się dobrym zdrowiem. „El Zurdo” w 1985 roku stracił pas WBC, ale odzyskał go dwa lata później. Rękawice zawiesił na kołku w 1990 roku. On również znalazł się na utworzonej przez „Biblię Boksu” liście stu najmocniej bijących zawodników, tyle że na 71. miejscu.
WOJCIECH CZUBA