ZAPOMNIANE BITWY: MICHAEL CARBAJAL vs HUMBERTO GONZALEZ
Dziś w cyklu „Zapomniane bitwy” Wojciecha Czuby najlepsza walka 1993 roku - Michael Carbajal vs Humberto Gonzalez, czyli unifikacyjne starcie wagi junior muszej transmitowane w PPV.
ZAPOMNIANE BITWY: MICHAEL CARBAJAL vs HUMBERTO GONZALEZ
28 lat temu, a dokładnie 13 marca 1993 roku na ringu w hotelu Hilton w Las Vegas doszło do niesamowitej unifikacyjnej bitwy w dywizji junior muszej. Ta niespełna siedmiorundowa konfrontacja w pełni zasłużenie została uznana później za „walkę roku” według magazynu The Ring. Na ten zaszczytny tytuł zapracowało wówczas dwóch godnych siebie mistrzów pięści: Michael Carbajal (27-0, 15 KO) i Humberto Gonzalez (36-1, 27 KO).
ZAPOMNIANE BITWY: DIEGO CORRALES vs ACELINO FREITAS >>>
Urodzony w Phoenix w Arizonie Carbajal to prawdziwa legenda niskich kategorii wagowych. Posiadający naturalny talent do boksu zawodnik już jako amator święcił spore sukcesy, wygrywając m.in. prestiżowy krajowy turniej Golden Gloves, mistrzostwo kraju, czy srebrny medal Igrzysk Panamerykańskich. Na zakończenie przygody z boksem w amatorskim wydaniu w 1988 roku 21-letni Michael wywalczył srebrny medal wagi papierowej na igrzyskach w Seulu. Po tym sukcesie naturalnym ruchem tego efektownie walczącego zawodnika było oczywiście przejście na zawodowstwo.
Carbajal zadebiutował 24 lutego 1989 roku na wielkiej gali w Atlantic City, gdzie w walce wieczoru jego idol Roberto Duran (84-7, 61 KO) zdetronizował ówczesnego króla WBC dywizji średniej Irana Barkleya (25-4, 16 KO). Co ciekawe Michael pokonał wówczas jednogłośnie na punkty przyszłego mistrza świata, „Stalowego” Willa Grigsby’ego (1-0, 1 KO). Mistrzowskiej szansy doczekał się już w lipcu 1990 roku, kiedy to na ringu w Phoenix w Arizonie skrzyżował rękawice z właścicielem pasa IBF wagi junior muszej Muangchaiem Kittikasem (11-0, 7 KO). Niepokonany Tajlandczyk nie miał szans z rozpędzonym jak tornado Carbajalem i skapitulował w siódmej odsłonie, notując po drodze cztery wizyty na deskach.
Od tamtego dnia gwiazda mającego meksykańskie korzenie Michaela rozbłysła na dobre. Walczący w limicie 48,9 kg czempion gromił jednego rywala po drugim i bardzo szybko przylgnął do niego przydomek „Małe pięści z kamienia”, na cześć uwielbianego przez Carbajala wspaniałego Roberto „Manos de Piedra” Durana. W końcu. po odprawieniu z kwitkiem dwunastu kolejnych śmiałków, nadeszła pora, aby zmierzyć się z innym dominatorem dywizji junior muszej – twardym jak skała mistrzem WBC Humberto Gonzalezem (36-1, 27 KO).
Wyczekiwany pojedynek unifikacyjny, który reklamowano pod jakże trafną nazwą „La Explosion” odbył się w hotelu Hilton w Las Vegas 13 marca 1993 roku, a o tym jak wielkie to było wydarzenie niech świadczy fakt, że Carbajal i Gonzalez jako pierwsi w historii pięściarze z niskich kategorii zarobili okrągły milion dolarów. Oprócz tego ich walka była pierwszą w dywizji junior muszej, którą transmitowano w systemie Pay Per View. Warto dodać, że tego samego wieczoru kibicom zaprezentował się również 20-letni Oscar De La Hoya (4-0, 4 KO), który zastopował bez większego wysiłku starszego o osiem lat Jeffa Mayweathera (23-2-2, 6 KO), wujka słynnego późniejszego króla P4P „Pretty Boya”.
Gonzalez jak na prawdziwego meksykańskiego wojownika przystało nie bał się nikogo i niczego. Zielony pas WBC zdobył na „gościnnych występach” w Korei Południowej, gdzie w czerwcu 1989 roku wypunktował lokalnego bohatera Lee Yul-woo (17-1, 10 KO). Następnie po czterech udanych obronach ku zaskoczeniu wszystkich noszący przydomek „Chiquita” Gonzalez zanotował spektakularną wpadkę, bo za taką trzeba uznać porażkę przez KO w szóstej rundzie ze skazywanym na pożarcie i gorszym od Humberto o kilka klas Rolando Pascuą (24-5, 8 KO). Pierwsza porażka w karierze tylko rozsierdziła dumnego Meksykanina i sześć miesięcy później tytuł WBC znowu należał do niego. Po czterech kolejnych zwycięstwach doszło w końcu do świetnie się zapowiadającej konfrontacji z Carbajalem.
Oczywiście taką walkę wieczoru musiał zapowiedzieć ceniony Jimmy Lennon Jr., ale co ciekawe jego popularny kolega po fachu Michael Buffer również był wówczas w ringu, tyle, że jako członek drużyny Carbajala, którego ogromnie wspierał. Zapowiedział właśnie jego, a Lennon Jr Gonzaleza. Po wszystkich formalnościach i ostatnich instrukcjach sędziego Millsa Lane’a w końcu zabrzmiał pierwszy gong i bitwa się rozpoczęła. 26-letni Gonzalez dopingowany przez tysiące swoich wiernych kibiców rozpoczął rywalizację z młodszym o rok oponentem z wielkim animuszem. Noszący charakterystyczną fryzurę typu „krótko z przodu, długo z tyłu” Michael zdawał sobie sprawę z siły prącego do przodu jak byk przeciwnika, więc starał się wykorzystywać jego luki w obronie i kąśliwie odgryzać.
W drugiej odsłonie zdopingowany przez swojego trenera starszego brata Danny’ego Michael ruszył śmielej na mistrza WBC. Jednakże na 30 sekund przed końcem jego szarże zostały brutalnie powstrzymane przez błyskawiczną bombę z lewej ręki, która posłała Amerykanina na deski! Na szczęście dla zaskoczonego Carbajala po obowiązkowym liczeniu do końca rundy pozostało zaledwie kilkanaście sekund i Gonzalez nie zdążył go dobić.
W narożniku mistrz IBF szybko doszedł do siebie i po reprymendzie od brata skoncentrowany wyszedł do kolejnej odsłony. Starcie numer trzy to straszliwa obustronna kanonada, w której żaden nie chciał się cofnąć. Po jej zakończeniu Humberto schodził do narożnika z rozciętym i zapuchniętym lewym okiem. Na szczęście rana nie była zbyt głęboka i po minucie odpoczynku ubrana w żółte spodenki „Chiquita” znowu ruszyła do boju, jednak lepszy technicznie Carbajal złapawszy wiatr w żagle coraz częściej lokował na jej głowie potężne uderzenia. Mimo iż Gonzalez sporo przyjmował, to jak przystało na mistrza jednej z najlżejszych dywizji błyskawicznie odpowiadał swoimi seriami jak karabin maszynowy.
Na samym początku piątej odsłony właśnie taką morderczą kombinacją kilku ciosów ponownie zaskoczył Carbajala, a kończący wszystko potężny prawy sierpowy ściął go z nóg jak drwal ścina drzewo! Po takiej bombie, jak słusznie zauważyli komentatorzy, Amerykanin musiał być i był już poważnie ranny. Po drugim tego wieczoru liczeniu do ośmiu Michael stanął niepewnie przy linach. Widząc to Gonzalez doskoczył do niego i zasypał kolejnymi uderzeniami z obydwu rąk. Oszołomiona ofiara jakimś cudem przetrwała jednak najgorszy ostrzał i po kilkudziesięciu sekundach sama przeszła do krótkiej kontrofensywy. Obydwaj bohaterowie z pewnością odczuwali już trudy tego toczonego praktycznie cały czas w wyniszczającym tempie pojedynku, ale żaden nie zamierzał ustąpić. Była to prawdziwa wojna na śmierć i życie!
Krótka przerwa wystarczyła, aby Amerykanin wyszedł do szóstego starcia ze świeżymi siłami i wiarą w zwycięstwo. Mimo że kilka chwil wcześniej był już na skraju przepaści, teraz znowu atakował i zaskakiwał Humberto świetnymi kombinacjami. Meksykanin jednak wciąż uparcie polował i pod koniec znowu wstrząsnął rywalem kilkoma bitymi z siłą parowego młota ciosami.
W końcu dwaj mistrzowie wyszli do siódmej rundy. Żaden z nich nie mógł wiedzieć, że będzie ona ostatnią tego wieczoru. Gonzalez w swoim zwyczaju od razu twardo ruszył do przodu, a z trybun rozległo się gromkie: „Chiquita! Chiquita!”, jednak mniej więcej w połowie tego starcia niesiony dopingiem fanów niefortunnie się odsłonił i wyłapał czysty strzał na szczękę. Czempion WBC aż zatoczył się po tym uderzeniu bezwładnie na liny, ale nie dotknął rękawicami maty, więc arbiter nie przerwał rywalizacji. Carbajal poczuł swoją szansę i rzucił się wściekle na rywala. Humberto zdołał jednak opanować kryzys i wydawało się, że jakoś dotrwa do przerwy. Nic z tego. Na piętnaście sekund przed końcem Michael huknął potwornym lewym sierpowym, trafiając Meksykanina idealnie na punkt! Aztecki wojownik padł jak rażony piorunem, a Amerykanin i jego kibice rozpoczęli dziki taniec radości.
Taki przebieg miała najlepsza i najbardziej dramatyczna walka roku 1993. Wielki triumfator Carbajal otrzymał również wyróżnienie magazynu The Ring dla najlepszego pięściarza roku i jako zunifikowany i niezwykle popularny mistrz miał świat u swych stóp.
Oczywiście po tak ekscytującej wojnie musiało dojść i doszło do wielkiego rewanżu. W lutym 1994 roku w Inglewood Gonzalez zrewanżował się swojemu pogromcy i to on został ogłoszony zwycięzcą po dwunastu zaciętych rundach. Jeszcze tego samego roku w listopadzie kibice mogli po raz trzeci podziwiać tych dwóch bombardierów w akcji. Na ringu w Mexico City po raz drugi na punkty lepszym uznano Humberto.
Carbajal w sumie aż pięciokrotnie piastował tytuł mistrza świata. Ostatni raz wywalczył go w lipcu 1999 roku, kiedy to w jedenastej rundzie zastopował młodego wilka, 20-letniego mistrza WBO Jorge Arce (20-2-1, 15 KO). Po tym zwycięstwie, w wieku 31 lat ogłosił, że był to jego ostatni występ i słowa dotrzymał. Aktualnie 53-letni czempion mieszka szczęśliwie w swoim rodzinnym mieście Phoenix, gdzie zainwestował w nieruchomości i gdzie prowadzi także dwa kluby bokserskie.
Gonzalez swoje rękawice zawiesił na kołku już w 1995 roku po porażce przed czasem z Samanem Sorjaturongiem (26-2-1, 21 KO). Warto zaznaczyć, że niezłomny Meksykanin tanio wówczas skóry nie sprzedał i 25-letni Tajlandczyk musiał się sporo namęczyć, aby odebrać mu pasy WBC i IBF. O jakości tego meczu niech świadczy fakt, że magazyn The Ring wybrał go na najlepszą walkę roku 1995. Po zakończeniu kariery mający obecnie 55 lat Humberto zainwestował zarobione pieniądze w kilka sklepów i przetwórni mięsnych, w których do dzisiaj pracuje jako rzeźnik.
W 2006 roku zarówno Michael Carbajal jak i jego wielki rywal Humberto Gonzalez w dowód zasług zostali włączeni w poczet Międzynarodowej Galerii Sław Boksu.
WOJCIECH CZUBA